Wolne Miasto Gdańsk. Był wicedyrektorem brytyjskiego banku, z zamiłowania dyrygentem, znanym w mieście działaczem polonijnym. Należał też do tajnej organizacji antyfaszystowskiej. Niemcy aresztowali go pierwszego dnia wojny...
Piotr Mazurek od lat kolekcjonuje pamiątki pochodzące z Wolnego Miasta Gdańska
Jan Hlebowicz /GN
Zanim trafił do obozu koncentracyjnego Stutthof, zdążył zadzwonić do domu. Odebrała najstarsza córka. – Tatuś poprosił, żebym pomagała mamie i opiekowała się trzema młodszymi siostrami. Wtedy definitywnie zakończyło się moje dzieciństwo – wspomina Budzimira Wojtalewicz-Winke, wówczas 15-latka.
Wojenne losy
Feliks urodził się w 1898 r. w należącym do Prus Gdańsku, gdzie jego ojciec Władysław prowadził dobrze prosperujący zakład szewski. Już jako nastolatek aktywnie działał w polonijnych organizacjach i stowarzyszeniach. Pech chciał, że wybuch I wojny światowej zastał go w Warszawie, wchodzącej w skład zaboru rosyjskiego. Pojechał tam m.in. po to, by sprowadzić nuty i teksty polskich pieśni dla jednego z gdańskich chórów. Zatrzymali go rosyjscy żołnierze. – A że w dowodzie miał wpisane obywatelstwo niemieckie, został zesłany do syberyjskiego Omska. Uciekł stamtąd, gdy rozpoczęła się rewolucja październikowa – opowiada pani Budzimira. Na początku 1918 r., po długiej tułaczce, wrócił do Gdańska. Został wcielony do pruskiej armii. Po kilku miesiącach zdezerterował i 11 listopada wspólnie z innymi Polakami świętował odzyskanie niepodległości. Jednak sytuacja na Wybrzeżu nadal była niepewna.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.