– U nas ludzie nie czują się jak w szpitalu. Czasem mówią: „tu jest jak w uzdrowisku” – opowiada Halina Strzelecka, która w hospicjum pracuje od samego początku.
Dom Hospicyjny na Stawowiu
ks. Rafał Starkowicz /GN
Pani Grażyna jest tu od 12 godzin. Pochodzi z Trójmiasta. Widać, że nie do końca oswoiła się jeszcze ze zmianą. Przy łóżku siedzi córka. Rozmawiają. – Do wczoraj nie wiedziałam, że takie miejsce istnieje. Po kilku godzinach widzę, że opieka jest tutaj wspaniała – mówi córka.
Nieoczekiwane
– Nigdy nie chciałem budować w Sopocie hospicjum. Byłem przekonany, że na terenie archidiecezji nie potrzeba kolejnego domu tego typu – mówi ks. prał. Ireneusz Bradtke, który jako ówczesny szef gdańskiej Caritas podjął się budowy domu hospicyjnego. – W Gdańsku istniało hospicjum założone przez ks. Dutkiewicza. W Gdyni zajmował się tym ks. Miloch – wyjaśnia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.