– To dla mnie wiele znaczy, że w mojej sytuacji mogę usiąść przy stole, spotkać się z życzliwością, zaśpiewać kolędę. Wspominam wtedy czas, kiedy miałem dom – mówi pan Ryszard, bezdomny, uczestnik wigilii dla potrzebujących.
Obecność arcybiskupa i innych znanych osób stwarza podniosłą atmosferę w czasie świątecznych spotkań
ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość
Pan Ryszard (imię zmienione) jest po siedemdziesiątce. Miał kiedyś duży dom pod Gdańskiem. – Całkiem nieźle wtedy zarabiałem – mówi. Początkiem nieszczęść była przedwczesna śmierć żony. Kiedy zachorowała na raka, jeździł z nią po szpitalach, doglądał, gotował obiady… Ale swoją walkę z chorobą przegrali.
Przewrócony świat
– To była najboleśniejsza strata, jaką przeżyłem – zwierza się. Zaraz później stracił pracę. Chodził po urzędach, ale nic dla niego nie mieli. Wykonywał więc na czarno proste prace. W końcu doszedł do wniosku, że zrobi najlepiej, gdy wszystko, co ma, przepisze jedynemu synowi, którego chciał uchronić przed kłopotami. Pojechali do notariusza. Zaraz po zapisie syn wyrzucił go z domu. – Na początku myślałem, że to jakiś żart – mówi.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.