Gdy patelnia zawisła na najdalszej belce

Katarzyna Banc

|

Gość Gdański 10/2015

publikacja 05.03.2015 00:00

To, co na Nordzie (północna część Kaszub) jest głęboko wpisane w kulturę, na południu może pozostawać nieznane. Niezależnie jednak od rejonu „pòst je pòst” i jest święty.

 Pan Stanisław od wielu lat codziennie gotuje obiady dla siebie i schorowanej żony na kaflowej kuchni Pan Stanisław od wielu lat codziennie gotuje obiady dla siebie i schorowanej żony na kaflowej kuchni
zdjęcia Katarzyna Banc /Foto Gość

Tak jak zależnie od regionu Kaszub rodowici mieszkańcy posługują się swoistym dialektem kaszubszczyzny, czasem bardzo od siebie odmiennym, tak też zwyczaje wielkopostne są zróżnicowane. Wiele z dawnych tradycji, w różnej formie przetrwało do dziś. Jest to zasługa przede wszystkim mocnej pozycji rodziny w lokalnym społeczeństwie. – Jak rodzic poprowadzi, tak potem dziecko w życiu sobie radzi – śmieje się pani Bogumiła Wandtke, przewodnicząca Koła Gospodyń Wiejskich w Miszewie i sołtys. Jest matką czterech synów i córki, którym stara się przekazać to samo, czego dowiedziała się od swoich rodziców.

Śledź rządzi

– Na początku i końcu Wielkiego Postu oraz w każdy piątek jemy tylko bezmięsny obiad do syta. Moi rodzice i teściowie zachowywali tę tradycję również w Wielkim Tygodniu – tłumaczy.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.