Małe cuda każdego dnia

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 16/2015

publikacja 16.04.2015 00:00

Pani Maria trafiła do hospicjum w stanie agonalnym. Przykuta do łóżka, bez kontaktu, całą dobę wpatrywała się w sufit. Po kilku tygodniach powiedziała do odwiedzającego ją wolontariusza pierwsze „dzień dobry”. A potem oznajmiła, że już dłużej nie chce leżeć. Bo najwyższy czas na spacer...

 Podczas Pól Nadziei wolontariusze na ulicach, skwerach, przed kościołami czy w centrach handlowych zbierają do puszek pieniądze na rzecz podopiecznych hospicjów Podczas Pól Nadziei wolontariusze na ulicach, skwerach, przed kościołami czy w centrach handlowych zbierają do puszek pieniądze na rzecz podopiecznych hospicjów
Zdjęcia Jan Hlebowicz /Foto Gość

Brak kontaktu powodował, że nie mieliśmy informacji zwrotnej, na ile nasze próby uśmierzenia bólu przynoszą efekt – opowiada ks. Tomasz Kosewski, dyrektor Domu Hospicyjnego Caritas im. św. Józefa w Sopocie. Dlatego cały personel, począwszy od wolontariuszy, przez rehabilitantów, psychologów na duchownych kończąc, starał się w jakiś sposób dotrzeć do pani Marii.

– Codziennie wchodziliśmy do jej pokoju, każdy się przedstawiał, mówiliśmy, czym się zajmujemy, co będzie na obiad, jaka jest pogoda, co dzieje się w hospicjum – wspomina ks. Tomasz. Najpierw pani Maria zaczęła odpowiadać na pytania, potem samodzielnie usiadła na łóżku, a następnie zapytała, czy może przejechać się na wózku inwalidzkim po okolicy. Dzięki pomocy wolontariuszy pojechała także na koncert symfoniczny i uczestniczyła w wieczorku poetyckim. – Któregoś razu zaczepiła mnie na korytarzu i nieśmiało zapytała, czy może zapalić papierosa. Nie mogłem uwierzyć, że prosi o to ta sama osoba, która jeszcze nie tak dawno nie była w stanie wypowiedzieć słowa – przyznaje ks. Tomasz. – Takie mniejsze lub większe cuda dzieją się w hospicjum każdego dnia.

To nie umieralnia

Historia pani Marii prawdopodobnie nigdy by się nie wydarzyła, gdyby nie wykwalifikowany personel, przestronny, nasycony ciepłymi barwami pokój, wygodne łóżko, smaczne jedzenie, leki uśmierzające ból, środki pielęgnacyjne, specjalistyczny sprzęt i szereg innych elementów. – Bez nich zapewnienie odpowiedniej opieki domownikom byłoby niemożliwe. Niestety, Narodowy Fundusz Zdrowia finansuje tylko ok. 60 proc. kosztów utrzymania pacjentów. Resztę musimy zdobyć sami. Doskonałą okazją do tego są Pola Nadziei – uważa ks. Jędrzej Orłowski, dyrektor Hospicjum im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku.

Podczas jednego dnia wolontariusze na ulicach, skwerach, przed kościołami czy w centrach handlowych zbierają do puszek pieniądze na rzecz podopiecznych hospicjów. W zamian rozdają żonkile symbolizujące nadzieję i solidarność z osobami u kresu życia. – Zdarza się, że z powodu braku pieniędzy nie możemy objąć opieką domową czy przyjąć do hospicjum stacjonarnego bardzo ciężko chorych osób, które natychmiast tego potrzebują. To dramatyczna sytuacja, która w pewnym stopniu może zostać rozwiązana dzięki tej akcji – mówi ks. Jędrzej.

Głównym celem Pól Nadziei, oprócz zbiórki pieniędzy, jest także promowanie idei opieki hospicyjno-paliatywnej. – Dla wielu osób hospicja wciąż kojarzą się z tzw. umieralniami, niewyobrażalnym cierpieniem, smutkiem, beznadzieją. Walczymy z tym stereotypem. Bo każde hospicjum to dom pełen ciepła, uśmiechu i nadziei – podkreśla kapłan. Niedawno był świadkiem rozmowy, podczas której jedna pani zarzucała drugiej: „Jak mogłaś oddać swoją mamę do tej umieralni? To straszne!”. Oburzona usłyszała w odpowiedzi: „Ja nie oddałam mamy, tylko poprosiłam o pomoc”. – To była bardzo trafna odpowiedź. W hospicjach ludzie ciężko chorzy mają zapewnioną całodobową, kompleksową, profesjonalną opiekę. Przekazanie najbliższej osoby do hospicjum jest więc wyrazem troski i aktem miłości – zaznacza ks. Jędrzej.

Moda na wolontariat

Innym celem akcji jest stworzenie mody na wolontariat. – Pomagam w hospicjum oraz przy Polach Nadziei już od 8 lat. Obserwuję, że inicjatywa ta wyzwala potężną energię dobra, która zaraża innych – mówi Mariola. Potwierdza to Elżbieta Bęben, koordynator wolontariatu w sopockim Hospicjum im. św. Józefa. – Z roku na rok wolontariuszy biorących udział w akcji jest coraz więcej – cieszy się. Wiele z tych osób angażuje się w szereg mniejszych projektów poprzedzających finał Pól Nadziei. – Organizujemy „Lekcję pełną nadziei”, podczas której przybliżamy historię hospicjów, dajemy także możliwość obejrzenia placówki od wewnątrz. Inną inicjatywą jest „Żółty dzień”. Wolontariusze w wieku szkolnym przychodzą na lekcje w żółtych koszulkach i mówią swoim koleżankom i kolegom o Polach Nadziei i pomocy hospicyjnej – opowiada E. Bęben.

Morze atrakcji

Finał Pól Nadziei na Pomorzu odbędzie się 26 kwietnia. Po raz czwarty organizowany jest wspólnie przez hospicja działające w archidiecezji gdańskiej – im. ks. E. Dutkiewicza w Gdańsku, św. Józefa w Sopocie, św. Wawrzyńca w Gdyni, św. Faustyny w Sopocie, św. o. Pio w Pucku. – Akcja niesie przesłanie, że ci, którzy pomagają chorym i cierpiącym, patrzą w jednym kierunku. Nie ma między nami żadnej rywalizacji ani konkurencji – podkreśla ks. Jędrzej. Jak co roku, organizatorzy przygotowali wiele atrakcji. W Gdyni odbędzie się wyjątkowy koncert Czerwonych Gitar, w Sopocie na najmłodszych będą czekać gofry i wata cukrowa, a w Gdańsku uczestnicy akcji wezmą udział w Żonkilowym Festynie Rodzinnym i zrobią sobie wspólne zdjęcie przy fontannie Neptuna. Dokładny plan Pól Nadziei w archidiecezji gdańskiej już wkrótce na: gdansk.gosc.pl.

Imię pacjentki hospicjum zostało zmienione.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.