Boga dotknąć sercem

ks. Rafał Starkowicz

publikacja 20.09.2015 17:20

O współczesnym Kościele, studentach i działaniach Duszpasterstwa Akademickiego z o. Maciejem Okońskim OP, duszpasterzem gdańskiej „Górki” rozmawia ks. Rafał Starkowicz.

Boga dotknąć sercem O. Maciej Okoński OP przez lata duszpasterzował krakowskiej "Beczce". Obecnie posługuje gdańskiemu duszpasterstwu "Górka" ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość

Ks. Rafał Starkowicz: Od lat posługuje ksiądz prestiżowym grupom duszpasterstwa akademickiego. Jaka jest dzisiejsza młodzież akademicka?

O. Maciej Okoński: Na pewno inna niż w latach ’80, tak jak inne jest społeczeństwo, z którego się wywodzi. Przed laty Kościół był miejscem, w którym nie tylko szukano wiary, ale także przestrzeni do dialogu. Rozmowy z ludźmi, którzy są inteligentni, mają szeroki światopogląd, którzy nie zgadzają się z zastaną rzeczywistością. Przychodzili więc ludzie z różnych środowisk, niekoniecznie zawsze bardzo wierzący. Dzisiaj chodzenie do kościoła, czy przynależność do DA na pewno nie jest w modzie. Kojarzy się z czymś starym. A świat idzie do przodu. Zmienia się. Młodzi przyznający się do wiary często są piętnowani. Teraz do duszpasterstw przychodzą ci, którzy wiedzą czego chcą, którzy szukają Pana Boga. Oni chcą zrozumienia wiary. Poszukują odpowiedzi na pytania, które ich dotyczą. Chcą rozmawiać, dyskutować, czasami się nie zgodzić… W dużej mierze są nastawieni na refleksję intelektualną. Tak było, gdy prowadziłem krakowską „Beczkę”. Tak jest też w gdańskiej „Górce”. W tym sensie, to zupełnie inni ludzie niż przed laty.

Skoro wiedzą, czego chcą, to czy zdarzają się podczas waszych dyskusji spory?

Jeżeli pojawiają się tacy, którzy wychodzą w dyskusji z pozycji krytyki względem działania Kościoła, widać, że jest to wynikiem tego, że sami spotykają się z taką krytyką i chcą znaleźć właściwe odpowiedzi. Nie takie ułożone, kościołkowe…

Tzn. ich samych dotyka wizja Kościoła przedstawiana we współczesnych mediach?

Dzisiaj Kościół jest przedstawiany jako miejsce, gdzie nie ma wolności. Gdzie jest opresja i ogólnie rzecz ujmując panuje smutek. Wielu kojarzy się jedynie z nakazami i zakazami. To z gruntu nieprawdziwy obraz Kościoła, ale funkcjonuje w szerokich kręgach społeczeństwa.

Jak zatem można im pomóc?

Wyjściem z tej sytuacji jest przedstawienie młodym prawdy o Kościele. Pokazanie tego, czym jest on naprawdę. Możemy wprowadzić ludzi w prawdziwy Kościół. W dobrą liturgię, w modlitwę… Nauczyć tej modlitwy. Pokazać, czym modlitwa jest w istocie, że modlitwa nie jest formą chrześcijańskiej magii, która ma przekonać Boga do działania zgodnego z naszymi zachciankami. Młodzi ludzie słyszeli wiele informacji religijnych w swoim życiu, ale nie zawsze doświadczyli bliskości Pana Boga. Stąd nie wiedzą, czym jest żywy Kościół. Często nie spotkali człowieka, któremu mogli spojrzeć prosto w oczy i znaleźć w nim autorytet który pokaże im czym jest wiara. Przyczyniają się do tego współczesne, niewierzące rodziny, w których młodzi nie znajdują takiego przykładu wiary. To jest oczywiście generalizacja. To jasne, że od tej reguły są wyjątki. W Polsce jest duży odsetek rodzin, które są wierzące. Jednak współczesna młodzież żyje bardzo daleko od siebie…

Daleko? W dobie komórek i internetu?

Oni żyją daleko od siebie samych. Właśnie przez to, że mają komórki, facebooki, tweetery, że wszystko jest szybkie, że są zarzucani opiniami i sensacyjnymi informacjami z ostatniej chwili, nie mają szansy zastanowić się sami nad sobą i nad tym wszystkim co się w nich i wokoło nich dzieje. Przyjmują przygotowaną przez świat papkę. Nie rozumieją samych siebie, a co za tym idzie, nie potrafią tworzyć prawdziwych relacji. Tym samym nie umieją nawiązać prawdziwej relacji z Panem Bogiem. W ich życiu brakuje modlitwy, bo nie wiedzą, jak do Boga się zbliżyć.

A więc budowanie relacji z Bogiem trzeba rozpoczynać od uczenia się relacji z drugim człowiekiem?

To wszystko dzieje się właśnie w przestrzeni duszpasterstwa. Jesteśmy Kościołem. W tej wspólnocie spotykają się ludzie i zaczynają budować prawdziwe relacje. Poznawać się nawzajem. Czasem nie zgadzać się ze sobą, spierać … Ale to jest właśnie prawdziwe życie. Tu zaczynają uczyć się tego, co znaczy relacja z Panem Bogiem. Przychodzą na pół godziny adoracji w ciszy i widzą, że trzeba coś zrobić z tym czasem. Nie wystarczy odmówić wszystkie znane modlitwy. Trzeba się z tym Bogiem i samym sobą spotkać. Powiedzieć o sobie, posłuchać, co On do mnie mówi. Po prostu się spotkać.

Od początku są tego świadomi?

Przychodzą z różnych powodów. Niektórzy, żeby spotkać się z Panem Bogiem, inni z tego powodu, że jest tu fajne towarzystwo. Jeszcze inni chcą znaleźć tu dobrą żonę, albo dobrego męża. Pan Bóg działa także przez takie pragnienia. Tutaj jednak mamy stworzyć żywy Kościół, który się modli, rozmawia ze sobą, który doświadcza tajemnicy spotkania. Który ma refleksję intelektualną. Tego ostatniego w naszych dominikańskich duszpasterstwach nie da się przeskoczyć. (śmiech)

Jakie zagrożenia widzi Ojciec w ich drodze wiary?

Ze strony zlaicyzowanych społeczeństw zbliża się do nas fala agnostycyzmu, czyli braku zainteresowania tym, co wiara niesie. Wiary nie przedstawia się jako atrakcyjnej odpowiedzi na problemy młodych ludzi. A przecież ludzie zawsze takiej odpowiedzi na swoje choroby, na bolączki będą szukać. Ponieważ spotykają się na co dzień ze złymi opiniami o Kościele i księżach, coraz rzadziej szukają tu odpowiedzi. Nie chodzi o to by mieć porządek w papierach, mieć wszystkie sakramenty, być bierzmowanym… To wszystko może być doświadczeniem zewnętrzności. Czasem właśnie poczucie zewnętrznego spełnienia obowiązków odciąga młodzież od Kościoła. A Boga trzeba dotknąć sercem.

Można zatem spotkać Kościół, ale nie spotkać Boga?

Nie. Bo Kościół pisany przez wielkie „K” jest tożsamy z Chrystusem i wprowadza człowieka w spotkanie z Nim. Ale jest także kościół przez małe „k”. Może on odciągać od prawdziwego Kościoła i powodować zgorszenia. Dzieje się tak wówczas, gdy mówimy, że jesteśmy wierzący, a żyjemy tak, jak chce tego świat. Potem się okazuje, że ludzie mają taki obraz Kościoła, nie tylko z powodu niechętnych mediów, ale także dlatego, że spotkali ludzi, którzy tak pokazali im kościelną rzeczywistość.

Co zatem mamy robić?

My duchowni nieustannie musimy pamiętać, że jesteśmy po taj samej stronie, co ludzie. Mamy ich prowadzić. A skoro Ewangelia odpowiada na nasze najgłębsze problemy i pytania, to także może być odpowiedzią dla nich. Trzeba ich pociągnąć do doświadczenia, które sami mamy w życiu. Jeżeli jednak tego nie doświadczamy, to niezależnie od tego, jak pięknie będziemy mówić, to niczego nie zmieni w życiu innych. Musimy uwierzyć, że każdy człowiek siedzący w kościelnej ławce chce szczęścia i że prawdziwą drogą do szczęścia jest właśnie Ewangelia, którą głosimy. Kapłan powinien być oficerem, który idzie pierwszy i prowadzi ludzi do boju. Kapłan musi wiedzieć, że znajduje się po tej samej stronie barykady, co inni wierni. Nie prowadzimy wojny przeciwko nim, ale prowadzimy ich do walki z grzechem, obojętnością, złem w nas i wokół nas.

Zabrzmiało bardzo militarnie…

Tę prawdę streszcza także doskonale obraz pielgrzymki… Księża przewodzą pielgrzymom. Ale idą w tej samej grupie. doświadczają tych samych trudności. Oparzeń słonecznych, dostają zapalenia ścięgien. Dlatego właśnie mogą dzielić się swoim doświadczeniem i nazwać tę rzeczywistość. Wyciągnąć z Ewangelii to, co jest lekarstwem i przekazać to ludziom. Mocno podkreśla to papież Franciszek. Pasterz nie może być kimś oddalonym od owczarni. Na zachodzie Kościół zrównał wszystkich ze wszystkimi. Odebrał pasterzom ich rolę i uczynił ich jednymi z owiec stada. To był błąd. Dzisiaj widać tego skutki. Kapłan ma prowadzić, ale nie znaczy to, ze jest kimś lepszym. Ma po prostu taki charyzmat.

Czy w tym prowadzeniu jest miejsce na ludzką wolność?

Wolność, oczywiście, ale wolność prawdziwa, a nie „róbta co chceta”, bo to rozwala. Prowadzi do obojętności, braku sensu, załamania. Trzeba pokazywać kierunek. To podobnie jak w treningu sportowym. Zaczyna się od rzeczy małych, prostych, ale wskazuje kierunek, w którym idziemy, cel który chcemy osiągnąć.

W jaki sposób to prowadzenie dokonuje się w Duszpasterstwie Akademickim?

To co dostrzegam jako znak czasu, to odkrycie maryjności. Zakon dominikański to nie tylko rozum, ale głębokie zaprzyjaźnienie się z Matką Boga-Człowieka. Bóg wchodzi w konkretną historię, konkretnej Kobiety, która odpowiada pozytywnie na Jego propozycję. Choć po ludzku jest ona niezrozumiała. To niezwykły przykład, który pozwala odpowiedzieć sobie na pytanie „o co w tym życiu chodzi”. Myślę, że odkrycie maryjności jest niezwykle potrzebne młodym. Spotkanie z osobami z historii zbawienia ma otworzyć na spotkanie z Panem Bogiem. Matka Boża jest tu postacią kluczową. Ona nie tylko przynosi odpowiedzi na intelektualne pytania. To nie jest chodząca głowa, ale także serce Matki, które zawsze zrozumie. Jeżeli młode pokolenie odkryje, że ma Matkę, która wysłucha, zrozumie, przytuli, czasem też powie trudne słowa, to jesteśmy w domu. Wtedy młodzi otworzą się na wiarę.

Jakie działania podejmowane są w ramach duszpasterstwa w gdańskiej „Górce”?

Wszystko zaczyna się od przyprowadzenia ludzi na Mszę św. Na niedzielnej Mszy św. śpiewa u nas schola. Całą oprawa przygotowywana jest przez studentów. Kazanie skierowane jest do ludzi w ich wieku. To miejsce wyciszenia i spotkania z Panem Bogiem. Później, w tygodniu odbywają się różne spotkania. Zawsze jednak zaczynają się od liturgii: adoracji, Mszy albo nieszporów. Raz jest to katecheza, innym razem lectio divina… tak jest od poniedziałku do czwartku. Piątek jest luźnym dniem. Wychodzimy wówczas na jakieś wydarzenia kulturalne. Do kina czy teatru… Raz w miesiącu idziemy na wspólny wypad. Odbywają się też wyjazdy integracyjne na początku roku akademickiego, na Sylwestra i na majówkę. Dodatkowo raz w roku są rekolekcje wyjazdowe. Trzy razy odbywają się też rekolekcje w kościele: „na dobry początek” w październiku, potem na Wielki Post i Zesłanie Ducha Świętego. Dominikański model duszpasterstw polega na codziennych spotkaniach. Ponieważ na wszystkie nie da się przyjść, uczy to także sztuki wybierania. To daje możliwość wzrostu.

Czy w tej formacji jest miejsce dla patriotyzmu?

Osobiście uważam, że to jest bardzo ważne. To, że żyjemy w konkretnym społeczeństwie, że tutaj się rodzimy, oddychamy tym powietrzem i historią narodu, jest bardzo ważne dla wiary. Pan Jezus też wcielił się w konkretnego człowieka. Izraelczyka żyjącego w konkretnej rzeczywistości. Wiary nie da się oderwać od narodowości i ojczyzny. Ona dokonuje się w określonym kontekście. Kosmopolityczna wiara nie istnieje.

Jak patrzy Ojciec na przyszłość Kościoła?

Jestem pełen nadziei. Żyjemy w Bożej rzeczywistości, a nie w rzeczywistości, którą zawładnęły media i logika tego świata. Pan Bóg nad tym wszystkim czuwa. Uważam, że Kościół się ostanie. Wiem to z Ewangelii. Jeżeli my: księża, duszpasterze, katecheci będziemy wierzący, to młodzież też będzie wierząca. Jak będą prorocy i święci, to będzie także żywy Kościół. Jeżeli jednak przestajemy żyć wiarą, ludzie będą się odwracać. Nie ma tu jednak miejsca na załamanie. Jan Paweł II podkreślał, że każdy uczeń Chrystusa musi spotkać się z doświadczaniem swojej słabości i zgorszenia. I musi przez to doświadczenie przejść. Jak święty Piotr, który upadł, ale powstał, bo uwierzył, że Zbawiciel chce jego szczęścia, że odpuszcza mu grzechy. To doświadczenie u każdego z wierzących dokonuje się w inny sposób. Jednak nawet zmniejszenie liczby chrześcijan na Zachodzie, które może wydawać się nieszczęściem, jest okazją do składania świadectwa wiary i przyznawania się do Jezusa.