Miriam Shaded i gruszki na wierzbie

Jan Hlebowicz

Czas, który Miriam Shaded poświęca na brylowanie w mediach i agitację przedwyborczą, powinna przeznaczyć raczej na wypełnienie obietnic złożonych Syryjczykom sprowadzonym do Polski.

Miriam Shaded i gruszki na wierzbie

O Fundacji "Estera" pisałem, zanim do Polski przybyli pierwsi syryjscy chrześcijanie. Przedstawiciele fundacji informowali, że koszty sprowadzenia jednego uchodźcy i utrzymania jego pobytu w Polsce przez rok wynoszą ok. 25 tys. zł i zostaną całkowicie pokryte z datków darczyńców. Mówili także, że każdy z Syryjczyków, za pomocą specjalnie przygotowanej w tym celu platformy e-learningowej, przejdzie profesjonalny kurs języka polskiego. Dodatkowo fundacja miała pomóc uchodźcom w znalezieniu pracy i adaptacji do nowych warunków. Więcej na ten temat TUTAJ.

Nie ukrywam - kibicowałem Miriam Shaded. Pani prezes wydawała mi się idealistką, a jednocześnie prężną organizatorką, która gotowa była wiele poświęcić w imię ratowania zagrożonych śmiercią Syryjczyków. O działaniach prowadzonej przez nią fundacji pisałem z sympatią i uznaniem.

Z bliźniakami Fidasem i Farim spotkałem się kilka dni po ich przyjeździe na Pomorze. Obaj skończyli 31 lat. Jeszcze kilka miesięcy temu mieszkali razem z rodziną w jednej z chrześcijańskich dzielnic Damaszku. Ukończyli szkołę średnią, pracowali jako kelnerzy w kawiarni. Fidas dorabiał w pobliskim kościele. W Polsce pod swój dach przyjął ich Daniel Olkowski z Pruszcza Gdańskiego. Więcej na ten temat TUTAJ.

Zapytałem braci o współpracę z Fundacją "Estera". Fidas i Fari nie byli zadowoleni. Powiedzieli, że umowa z Miriam Shaded była inna. Obaj byli pewni, że z Polski trafią do Niemiec, gdzie miały na nich czekać lepsze warunki. Więcej powiedzieć nie chcieli. O swoim gospodarzu mówili w samych superlatywach. Byli pod wrażeniem jego gościnności, otwartości i dobrego serca. Z tamtego spotkania zapamiętałem także słowniki języka polskiego leżące na stole, przy którym rozmawialiśmy. Dostali je od Daniela Olkowskiego. Mieli ogromny zapał do nauki. Wypisywali polskie słówka. Po kilku dniach pobytu w Polsce potrafili już nawet powiedzieć kilka prostych zdań.

Od tamtego momentu minęły 3 miesiące. W międzyczasie kilkakrotnie dzwoniłem do Fundacji "Estera" z pytaniem o kurs języka polskiego, który miał być zapewniony uchodźcom od razu po ich przyjeździe. Za każdym razem otrzymywałem tę samą odpowiedź: "Prace nad platformą e-learningową są bardzo zaawansowane. Uruchomienie kursu to kwestia zaledwie kilku dni". Przez cały ten czas Fidas i Fari uczyli się polskiego na własną rękę. Przemysław Kawalec z Fundacji "Estera", odpowiedzialny za kontakt z mediami, potwierdza, że ostatecznie nie udało się stworzyć platformy e-learningowej. Dodaje także, że dzisiaj bliźniacy będą uczestniczyli w lekcji poprzez Skype'a, a od piątku wezmą udział w kursie zorganizowanym przez jedną z prywatnych szkół. Zweryfikujemy tę informację.

Samer Samaan, Syryjczyk, który od kilkudziesięciu lat mieszka w Gdańsku i pomaga Fidasowi i Fariemu w załatwianiu różnego rodzaju formalności, uważa, że deklaracje pomocy ze strony "Estery" od dawna nie pokrywają się z rzeczywistością. Szczególnie w kwestiach integracji Syryjczyków z polskim społeczeństwem oraz nauki języka. "Gdyby nie pan Daniel, ci chłopacy musieliby radzić sobie zupełnie sami. Ten kurs miał być już 3 miesiące temu. Uważam, że »Estera« ma poważne problemy organizacyjne" - mówił mi dzisiaj.

Podobnie niepokojące informacje docierały do mediów już wcześniej. Byli pracownicy fundacji zaznaczali, że wspólnoty religijne lub prywatne osoby, które przyjęły Syryjczyków w różnych częściach Polski, zostały pozostawione same sobie - musiały z własnych pieniędzy pokrywać koszty zakupu np. biletów na przejazdy czy samodzielnie organizować dla uchodźców lekcje polskiego.

Jak informuje Daniel Olkowski, każdy z braci dostaje od Fundacji "Estera" po 500 złotych na miesiąc. W skali roku to 12 tys. zł. Kiedy odejmiemy je od 50 tys. (25 tys. to koszt utrzymania jednego Syryjczyka), o których jeszcze niedawno mówiła Miriam Shaded, pozostaje 38 tys. Część tych pieniędzy z pewnością pokryła koszty transportu bliźniaków do naszego kraju. Na co przeznaczana jest pozostała część tej kwoty?

Fundacji "Estera" udało się sprowadzić syryjskich chrześcijan do Polski, w wielu przypadkach ratując ich przed śmiercią. Nie była to prosta logistycznie operacja, ale się powiodła i za to pani prezes należą się gratulacje. Niestety, system pomocy uchodźcom, mimo dobrych chęci, pozostawia wiele do życzenia.

Dlatego czas, który Miriam Shaded poświęca na brylowanie w mediach i agitację przedwyborczą, powinna raczej przeznaczyć na wypełnienie zobowiązań złożonych kilka miesięcy temu Syryjczykom sprowadzonym do Polski. Jeśli tego nie zrobi, trudno będzie jej przekonać Polaków, że pięknie brzmiące obietnice, które składa obecnie jako kandydatka Partii KORWiN, to nie gruszki na wierzbie.