Węże, Indianie i opieka Boża

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 01/2016

publikacja 31.12.2015 00:00

Blisko 6 tys. kilometrów fizycznego wysiłku w 3 miesiące, 12 godzin wiosłowania dziennie, kilka tysięcy ukąszeń komarów i mrówek, ataki jadowitych węży i spotkanie z wojowniczymi Indianami. – Nie pokonałbym najdłuższej rzeki świata bez siły i wytrwałości, które otrzymałem od Boga – mówi Marcin Gienieczko.

 W tym kanoe Marcin Gienieczko samotnie przepłynął Amazonkę W tym kanoe Marcin Gienieczko samotnie przepłynął Amazonkę
Jan Hlebowicz /Foto Gość

Od dziecka każdą wolną chwilę poświęcał na sport. Trenował tenis stołowy. – Pewnego dnia zadał sobie pytanie: „Chcesz być mistrzem na poziomie regionalnym czy światowym?”. Odpowiedział: „Mój cel to zapisać się w historii”. Zaczął przygotowywać się do igrzysk olimpijskich. Jednak w realizacji wielkiego marzenia przeszkodziła kontuzja kolana.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.