Gdyby nie klub, byłoby więzienie

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 04/2016

publikacja 21.01.2016 00:00

Praca z młodzieżą. Tu nauczyłem się, że można żyć bez alkoholu i narkotyków, a nałogiem nie muszą być koledzy i imprezy, tylko pomoc innym ludziom. Dzięki klubowi nie musiałem biegać po dzielnicy i szukać zaczepki. Mogłem przyjść, porozmawiać, wypłakać się...

 – Jesteśmy grupą przyjaciół. Wspieramy się nawzajem i motywujemy do pracy. Oczywiście, czasami się kłócimy, bo do aniołów nam jeszcze daleko – mówią klubowicze – Jesteśmy grupą przyjaciół. Wspieramy się nawzajem i motywujemy do pracy. Oczywiście, czasami się kłócimy, bo do aniołów nam jeszcze daleko – mówią klubowicze
Jan Hlebowicz /Foto Gość

Patryk Hebel pojawił się w klubie młodzieżowym, prowadzonym przez Stowarzyszenie św. Mikołaja Biskupa w Gdyni-Chyloni, 4 lata temu. – W tym miejscu dowiedziałem się, że można żyć inaczej – przyznaje. Wcześniej był osiedlowym chuliganem. Wagary, używki, bójki – tak wyglądała jego codzienność. – Włóczyłem się po dzielnicy z kumplami i rozrabiałem. Chodziło o to, by pokazać, kto jest lepszy i kto potrafi popełnić większe przestępstwo – wspomina. W pewnym momencie znalazł się pod kontrolą kuratora, który wysłał go na zajęcia do działającego przy parafii klubu. Jak sam mówi, gdyby nie to zdarzenie, prawdopodobnie siedziałby teraz w ośrodku dla nieletnich albo w więzieniu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.