Żywa kura w podzięce

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 09/2016

publikacja 25.02.2016 00:00

– Wendy ma 4 lata, Muthomi – 3. zostali porzuceni przez rodziców. Często chodzą głodni, w podartych ubraniach. Ale to, czego najbardziej potrzebują, to trochę uwagi, uśmiechu i dużej dawki uścisków – mówi Julia, która kilka miesięcy temu wróciła z misji w Kenii.

 Większość kenijskich dzieci z Kithatu, którymi opiekowała się Julia, pochodzi z rozbitych rodzin Większość kenijskich dzieci z Kithatu, którymi opiekowała się Julia, pochodzi z rozbitych rodzin
Jan Hlebowicz /Foto Gość

Marek urodził się z ciężką zamartwicą, był siny, nie oddychał, serce pracowało bardzo wolno. Później okazało się, że nie widzi. Przeszedł kilka operacji. Rodzice opowiadali mu później, że przed każdym zabiegiem kładli mu na oczy obrazek ze św. o. Pio. Dzisiaj z sukcesami uprawia piłkę nożną. – Bardzo szybko zrozumiałem, że „dług”, który zaciągnąłem u Pana Boga i dobrych ludzi wokół, chciałbym w jakiś sposób spłacić – uśmiecha się. – Już jako młody chłopak fascynowałem się programami telewizyjnymi o misjonarzach i pomocy humanitarnej. Chodziłem na spotkania z księżmi czy zakonnicami i z otwartą buzią słuchałem ich opowieści o pracy z chorymi i ubogimi w Afryce. Wtedy pojawiła się myśl, że taki powinien być mój sposób „zapłaty” – opowiada. Do Ugandy wyjechał w 2014 r.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.