Indianin, co morza nie lubił

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 43/2017

publikacja 26.10.2017 00:00

– Swoimi opowieściami, strojem, pióropuszem kolorował szarobury, paskudny świat PRL. Odwołując się do doświadczeń Indian, mówił o wolności, honorze i godności – podkreśla Aleksander Masłowski.

Sat-Okh. Indianin, akowiec, wieloletni mieszkaniec Gdańska. Sat-Okh. Indianin, akowiec, wieloletni mieszkaniec Gdańska.
muzeum indian północnoamerykańskich im. sat-okha

Rejon 10, kwatera 2, rząd 4, grób 172. − A, oczywiście, kojarzę. Chodzi o tego Indianina – nie waha się ani sekundy pracownica biura obsługi gdańskiego cmentarza Srebrzysko. − To niedaleko alei zasłużonych, ale nie bezpośrednio. Na zakręcie. Łatwo trafić − tłumaczy. − Sporo zniczy tam się pali. Ludzie wciąż przychodzą, chociaż już 13 lat minęło od jego śmierci. Odwiedzają, odwiedzają. Szczególnie przed Wszystkimi Świętymi – dodaje. Bryła mało ciekawa. Materiał, z którego został wykonany, pospolity. Mimo to nagrobek od razu rzuca się w oczy. Bronisława Zaremba na samej górze. Pośrodku Wanda Supłatowicz. A na dole on, Indianin. „Sat-Okh Supłatowicz” – może przeczytać każdy, idąc cmentarną alejką. Pod napisem kotwica − symbol Polski Walczącej, niepozostawiający żadnych wątpliwości: „Tu spoczywa żołnierz Armii Krajowej”. Obok grobu powbijane w ziemię patyki z przytwierdzonymi do nich orlimi piórami i kolorowymi paciorkami – pamiątki pozostawione zamiast zniczy przez żegnających swojego mistrza indianistów. Eklektyczny grób jest jak życie Sat-Okha – niejednoznaczne, tajemnicze i fascynujące.

Dostępne jest 11% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.