Jakby matka wchodziła do domu...

Jan Hlebowicz jan.hlebowicz@gos

|

Gość Gdański 07/2018

publikacja 15.02.2018 00:00

− Rozmawiałyśmy kilka tygodni przed jej śmiercią. W tamtym czasie dostawała pogróżki od więźniów. Tych samych, którym dawała schronienie, pomagała znaleźć pracę, których karmiła. Ze łzami w oczach mówiła: „Wiem, że moja ofiara życia jest potrzebna, jestem gotowa” – wspomina prof. Grażyna Świątecka.

– Rok po śmierci Oli ustanowiona została Nagroda im. dr Aleksandry Gabrysiak dla tzw. pomorskich Judymów. Cyklicznie otrzymują ją lekarze-społecznicy, inspirujący się postawą Oli – mówi prof. Grażyna Świątecka. – Rok po śmierci Oli ustanowiona została Nagroda im. dr Aleksandry Gabrysiak dla tzw. pomorskich Judymów. Cyklicznie otrzymują ją lekarze-społecznicy, inspirujący się postawą Oli – mówi prof. Grażyna Świątecka.
Reprodukcje Jan Hlebowicz /Foto Gość, Archiwum prof. Świąteckiej

Pacjenci i przyjaciele mówili o niej „lekarz ciała i duszy”. Pomagała samotnym matkom, więźniom, bezdomnym, alkoholikom, chorym na AIDS. Mija 25 lat od męczeńskiej śmierci Aleksandry Gabrysiak, kandydatki na ołtarze.

Cierpiałam razem z Chrystusem

Medycyna była jej powołaniem. – Marzyła o zawodzie lekarza od dziecka, a wiązało się to z jej osobistymi doświadczeniami. Mając 6 lat, Ola – dotknięta nieuleczalnym w tamtych czasach schorzeniem narządu ruchu (krzywica) – przebyła pierwszą spośród kilku poważnych operacji ortopedycznych. Wtedy właśnie po raz pierwszy postanowiła, że swoje życie poświęci pomocy drugiemu człowiekowi – mówi prof. Świątecka, jej przyjaciółka.

Dostępne jest 6% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.