Król, który był słupem?

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 22/2018

publikacja 31.05.2018 00:00

Czy rzeczywiście „trójmiejski ojciec chrzestny” jako jedyny w PRL prowadził gangsterską działalność na tak dużą skalę? Czy trzymał w kieszeni ważnych esbeków i milicjantów? A może oni szachowali jego?

▲	– Stawiam tezę, że każda zorganizowana grupa przestępcza lat 80. XX w. nie mogła istnieć i działać bez wiedzy i wsparcia SB oraz MO. Nie inaczej było z gangiem samochodowym „Nikosia” – mówi dr Karol Nawrocki, historyk. ▲ – Stawiam tezę, że każda zorganizowana grupa przestępcza lat 80. XX w. nie mogła istnieć i działać bez wiedzy i wsparcia SB oraz MO. Nie inaczej było z gangiem samochodowym „Nikosia” – mówi dr Karol Nawrocki, historyk.
Jan Hlebowicz /foto Gość

Był egocentrykiem i megalomanem. Doskonale czuł się w świetle kamer, otaczał znanymi aktorami, lubił pozować do zdjęć, niczym dzisiejsi celebryci. Hazard, używki, szybkie samochody, piękne kobiety. Lubił takie życie. Tamtego słonecznego popołudnia nie spodziewał się, że nadchodzi jego kres. Był rok 1998, 24 kwietnia. W gdyńskim klubie „Las Vegas” „król Wybrzeża” świętował imieniny swojego przyjaciela. Kiedy panowie oczekiwali na wiedeńskie śniadanie, racząc się lekkimi koktajlami, do ich stolika podeszło dwóch zamaskowanych mężczyzn. Padły strzały. Trójmiejski „ojciec chrzestny” zginął na miejscu. To najbardziej rozpowszechniona wersja śmierci Nikodema Skotarczaka.

Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.