Pamięci ofiar rzezi wołyńskiej

Justyna Liptak Justyna Liptak

publikacja 11.07.2018 18:05

- Tematu zbrodni wołyńskiej nie można "zagłaskać" eufemizmami. Problem należy rozwiązać w sposób rzeczywisty. Ofiarom należy się prawdziwa opowieść o ich tragicznej historii, trwałe miejsce w pamięci, uhonorowanie w przestrzeni publicznej, a także przeprowadzenie ekshumacji i godne upamiętnienie. Dopiero wtedy będziemy gotowi do procesu, który św. Jan Paweł II nazwał we Lwowie "oczyszczaniem pamięci historycznej" - mówi Jan Hlebowicz, historyk, rzecznik prasowy IPN w Gdańsku.

Modlitwą oraz złożeniem kwiatów pod pomnikiem Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu upamiętniono ofiary zbrodni wołyńskiej Modlitwą oraz złożeniem kwiatów pod pomnikiem Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu upamiętniono ofiary zbrodni wołyńskiej
Justyna Liptak /Foto Gość

Oficjalne obchody Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Ludobójstwa dokonanego na obywatelach II RP przez ukraińskich nacjonalistów rozpoczęły się w Gdańsku pod pomnikiem Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu.

- II wojna światowa była to chyba jedyna taka wojna, która za cel miała nie tylko podbój terytorium, ale wymordowanie narodu. I dlatego była taka tragiczna. Pamiętaliśmy, pamiętamy i będziemy pamiętać o tych wszystkich, którzy zginęli w trakcie rzezi wołyńskiej. Jesteśmy im to winni. Dlatego cieszę się, że spotykamy się w tak ważnym momencie przy tym pomniku, by ich upamiętnić ­- mówi Dariusz Drelich, wojewoda pomorski.  

Prof. Mirosław Golon, dyrektor IPN Oddział w Gdańsku, przypomniał, że Ukraina już ponad rok blokuje poszukiwania i ekshumacje polskich obywateli na jej terytorium. - Ukraina popełniła ogromny błąd, nie pozwalając prowadzić tych prac. Na całym świecie nawet kraje, które toczyły między sobą wielkie wojny potrafią się ze sobą porozumieć - podkreśla.

- Tam, na południowo-wschodniej części terytorium RP, spotykały się trzy ludobójcze ideologie, które doprowadziły do setek tysięcy ofiar. Niemcy, Sowieci i nacjonaliści ukraińscy uczynili gigantyczne pole śmierci z całego wielkiego obszaru trzech województw Małopolski Wschodniej i z Wołynia. I do dzisiaj część tych ofiar nie ma godnego upamiętnienia. Oni naprawdę wołają z grobów, których nie ma, a my naprawdę jesteśmy im winni godny pochówek - mówi.

Jan Michalewski, urodzony w roku 1938 mieszkaniec Huciska Brodzkiego, w wieku 6 lat był świadkiem napadu nacjonalistów ukraińskich na Hucisko Brodzkie z 13 lutego 1944 roku. - Mój brat Tadeusz, kiedy został zabity miał zaledwie 1,5 roku. Mama do śmierci mówiła, że dziękuje Bogu, że zginął od kuli, a nie od siekiery... - wspomina. - Bardzo chciałem zobaczyć brata. To było na drugi dzień po napadzie. Musiałem mocno płakać, bo dziadek w końcu powiedział: "To chodź, to ci pokażę". I ten obraz mam w oczach bardzo wyraźny. Dziadek odchylił koc i widziałem miejsce, gdzie pocisk wszedł w główkę powyżej policzka. Był ślad, jakby ktoś nożykiem zaciął - tu gdzie pocisk wszedł. A drugiej strony nie chciał mi pokazać. Tam ponoć główka była cała roztrzaskana - wspomina.

J. Michalewski podkreślał także, że cieszy go, iż organizowane są spotkania upamiętniające tamtą straszną historię i dzięki Instytutowi Pamięci Narodowej odkrywane są kolejne karty ówczesnych wydarzeń. - Ludobójstwo, które miało miejsce na Wołyniu, rozlało się na Podole, na ziemię lwowską, stanisławowską i na południowo-wschodnią Małopolskę. To, co się tam działo, trudno opisać słowami - mówi.

- Przez lata pamięć o zbrodniach nacjonalistów ukraińskich długo pozostała zamknięta w kręgu rodzin oraz środowisk kresowych. Tymczasem ludobójstwo wołyńsko-galicyjskie dokonane na polskiej społeczności nie ma precedensu, nawet w tragicznych latach II wojny światowej - zaznacza historyk Jan Hlebowicz, rzecznik IPN.

W niedzielę 11 lipca 1943 roku oddziały UPA dokonały skoordynowanego ataku na 99 polskich miejscowości, głównie w powiatach kowelskim, horochowskim i włodzimierskim. Było to apogeum mordów prowadzonych od lutego 1943 roku do wiosny 1945 roku.

- Badacze obliczają, że tylko tego jednego dnia mogło zginąć ok. 8 tys. Polaków - głównie kobiet, dzieci i starców. Ludność polska ginęła od kul, siekier, wideł, noży i innych narzędzi, nierzadko w kościołach podczas Mszy św. i nabożeństw - dodaje J. Chlebowicz.

Zbrodnię, kwalifikowaną przez pion śledczy IPN jako ludobójstwo, przeprowadzili nacjonaliści ukraińscy z Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN-B) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA) na ludności polskiej Wołynia, Galicji Wschodniej, a także części Lubelszczyzny i Polesia. - Szacuje się, że w jej wyniku w latach 1943–1945 zamordowano ok. 100 tys. Polaków. Ginęli, jednak w znacznie mniejszej skali, także Rosjanie, Żydzi, Ormianie, Czesi i, co ważne podkreślenia, bohaterscy Ukraińcy ratujący Polaków przed okrutną śmiercią - podkreśla rzecznik.

- Dla porównania w wyniku polskich akcji odwetowych organizowanych m.in. przez Armię Krajową zginęło ok. 10 tys. Ukraińców. Nie może być więc zgody na tworzenie symetrii między czystką o zorganizowanym charakterze dokonaną przez stronę ukraińską a działalnością odwetową prowadzoną przez polskie podziemie - wyjaśnia J. Hlebowicz.

Obchody przygotowane zostały przez IPN Oddział w Gdańsku.

Więcej o uroczystościach upamiętniających 75. rocznicę krwawej niedzieli na Wołyniu, w tym wspomnienia świadków, w 29. numerze "Gościa Gdańskiego" na 22 lipca.