Cuda dzieją się teraz

ks. Rafał Starkowicz ks. Rafał Starkowicz

publikacja 13.07.2018 20:30

O powołaniu do życia na misjach, trwającej zaledwie rok budowie ogromnej szkoły, terrorystach z Boko Haram i nadziei dla Nigerii mówi s. Elżbieta Blok ze Zgromadzenia Sióstr Szkolnych de Notre Dame.

Cuda dzieją się teraz - Ludzie w Nigerii są bardzo otwarci i życzliwi. To, co tam robię, daje mi wiele radości i szczęścia. Cieszę się zwłaszcza z tych dzieci, które są niezwykle chłonne, zdolne i chętne, żeby się uczyć - mówi s. Elżbieta Blok SSND ks. Rafał Starkowicz /Foto Gość

ks. Rafał Starkowicz: Kiedy odczytała Siostra powołanie do pracy misyjnej?

s. Elżbieta Blok: Na początku w ogóle nie myślałam o misjach. Nie to były moim pierwszym celem. W szkole średniej, po maturze pojechaliśmy na Jasną Górę, żeby podziękować Panu Bogu. Tam, u Matki Bożej, odkryłam, że moim powołaniem jest życie zakonne. Muszę powiedzieć, że moja decyzja nie spotkała się z akceptacją najbliższych. Ja jednak byłam zdecydowana. Moim celem stało się życie zakonne. W jego realizacji pomogli mi moi znajomi z parafii.

Jak zatem wyglądała droga Siostry na misje?

Najpierw pracowałam w kurii biskupiej, później trafiłam na placówkę na Kielecczyźnie. Były tam naprawdę bardzo skromne warunki. Dzisiaj wiem, że Pan Bóg przygotowywał mnie wówczas do pracy na misjach. Pewnego dnia przyjechała do nas siostra prowincjalna. W czasie jednego ze spotkań zapytała mnie, czy nie chciałabym pojechać na misje. Wówczas poczułam nagłą gotowość. Niedługo później rozpoczęłam w Warszawie przygotowania do wyjazdu.

Wyjazd na misje to dotknięcie innego świata...

Kiedy stanęłam na afrykańskiej ziemi, od razu poczułam się u siebie. Przez 20 lat pracowałam w Gambii, w buszu, daleko od cywilizacji. To była praca w edukacji, wśród wielu dobrych ludzi. Tu, w Polsce, ludzie nie zdają sobie sprawy z warunków panujących na misjach, a na pewno już z różnic panujących w samej Afryce. Nawet pomiędzy Gambią a Nigerią są wielkie różnice. Jednak pobyt w Gambii pomógł mi w aklimatyzacji w Nigerii. Tam powierzono mi prowadzenie biura rozwojowego. Moja praca polegała na pisaniu przeróżnych projektów i ich realizacji. Obejmowała kraje, w których obecne jest nasze zgromadzenie, czyli Gambię, Nigerię, Kenię, Sierra Leone i Ghanę. Miałam też pracować przy parafii.

Obecnie pracuje Siostra jako dyrektorka szkoły...

Kiedy tam przybyłam, przy parafii były dzieci, ale szkoły nie było. Był tylko stary kościół, który groził zawaleniem. Sale lekcyjne wydzielały tam jedynie postawione parawany. Można sobie wyobrazić, jaki panował tam hałas. Było także niezmiernie duszno. To nie były warunki do uczenia.

Postanowiła Siostra to zmienić?

Dwa lata temu przyjechałam do Polski z pragnieniem, żeby zdobyć trochę grosza na budowę szkoły. Dzięki Bożej Opatrzności stało się tak, że rumska parafia pomogła wybudować nam studnię przy jednej ze szkół, prowadzonych przez nasze zgromadzenie. Przyjechałam więc, żeby podziękować za pieniądze na budowę studni. Zupełnie nie znałam wówczas księdza Guta. Pieniądze na budowę studni były bardzo potrzebne, bo dziewczyny miały zaledwie 20 litrów wody na cały tydzień. Szukałam w ambasadzie, w różnych organizacjach... Nie miałam już wielkiej nadziei. Czas płynął, a nie było specjalnego odzewu. Dopiero później odebrałam telefon z organizacji Pomoc Kościołowi w Potrzebie. Usłyszałam, że nie mam się o nic martwić, tylko planować budowę szkoły. Pieniądze będą. Podczas mojej wizyty w Rumi zaczęłam informować o naszych potrzebach dotyczących budowy szkoły. Zebrałam także pieniądze do puszek na ten właśnie cel. Umożliwiono mi także dokonanie podobnych zbiórek w innych parafiach archidiecezji.

Rozpoczęła Siostra budowę?

Wróciłam do Nigerii z sumą, która na razie nie pozwalała na rozpoczęcie budowy. Ale pewnego razu zajrzałam na stronę rumskiej parafii pw. Judy Tadeusza i zobaczyłam w ogłoszeniach parafialnych informację o zbiórce na szkołę w Uyo. Pojawił się promyk nadziei. Wiedziałam, że to przyniesie skutek. Bardzo mi w tym pomógł ks. proboszcz Tadeusz Gut. Nazywam go archaniołem i taki jest w rzeczywistości. Ma tak ogromne serce, że rozpalił parafian do życzliwości i ofiarności. Pan Bóg błogosławi takim ludziom...

W Rumi pieniądze zbierano nadal?

W sierpniu ubiegłego roku rozpoczęliśmy budowę. Dzisiaj dziękuję Bogu za ks. prałata i jego ofiarność i systematyczność. Dziękuję także za naszego kierownika budowy, który wprawdzie nie jest katolikiem, ale jest bardzo doświadczony, szlachetny i uczciwy. Przez długi czas pracował przy o. Kelly, misjonarzu z Irlandii. Miło było patrzeć, jak ściany wznosiły się do góry. Kierownik budowy wybierał najlepsze materiały.

W ciągu kilku miesięcy powstał ogromny budynek. Na pierwszym poziomie jest 5 klas, biura, pokój nauczycielski, toalety i ogromne - jak na afrykańskie warunki - korytarze. Większość środków, to pieniądze ze zbiórek z tej i zaprzyjaźnionych parafii. Włączyły się w to dzieło parafie: z Wejherowa, Swarzewa i Jastarni. Cała ta pomoc szła przez ks. Guta. Jest jeszcze niewielki wkład afrykańskich parafian. Pierwsza wielka impreza odbyła się tuż przed Bożym Narodzeniem. Byli na niej przedstawiciele miasta i nigeryjskiego ministerstwa oświaty, aby wyrazić wielką wdzięczność za to, co szkoła otrzymała z tej parafii. Skończyliśmy wówczas dach. Wtedy ludzie z mojej parafii chcieli wypisać na wielkiej tablicy ofiarodawców i parafię św. Tadeusza Judy. Ale ksiądz proboszcz w swojej skromności nie zgodził się na to. Przyjechałam prosić go o zgodę.

Szkoła to niezwykły znak ludzkiej ofiarności...

Tak, ale to także znak łaski Boga. Dzieci się modlą, więc Pan Bóg miał szczególne wejrzenie na tę całą sprawę. Tam, w Nigerii, to dzieło ludzie nazywają "Boża łaskawość" i "Cud Bożego miłosierdzia".

Jak przebiegały prace budowlane?

Pierwsze wykopy pod fundamenty zaczynaliśmy na początku sierpnia 2017 roku. A trzeba dodać, że u nas nie ma żadnego sprzętu: koparek, betoniarek czy czegoś podobnego. Wszystko wykonuje się najprostszymi narzędziami. Beton miesza się łopatami. Kiedy laliśmy fundamenty, kobiety nosiły misy z betonem na swoich głowach. Na jeden strop potrzeba było 160 ton betonu. Z powodów technologicznych nie można było przerwać tego procesu. Takie akcje mieliśmy za każdym razem, gdy wylewaliśmy stropy. Należy więc to pomnożyć trzykrotnie. Na głowach noszono także wiązania stalowe. Płaciliśmy im jakieś niewielkie pieniądze, bo każdy z nich ma rodzinę, a z pracą jest naprawdę krucho. Za każdym razem zgłaszało się więcej ludzi, niż było to potrzebne. Kiedy jechaliśmy kupić materiały, zawsze zbiegali się ludzie, żeby załadować na samochód. Często byli to ludzie wykształceni. Niektórzy potrafili brać na głowę dwa worki cementu, bo wówczas zarobek był podwójny. Lał się pot, a oni pracowali. Ksiądz Gut od czasu do czasu postanawiał wypłacać pracującym na budowie ludziom premie. To był dla nich szok i ogromna radość.

Ks. Gut podkreśla, że cegły to nie wszystko.

Parafia robiła też różne zbiórki dla dzieci. Wysyłano nam przepiękne rzeczy, które były niespodzianką dla dzieci. Ks. Gut zaangażował w te działania także rumską szkołę. Zbierali dla nas maskotki, puzzle, przybory szkolne. Ostatnio parafia przysłała nam na dzień sportu koszulki w czterech kolorach. Mieliśmy okazję, by dobrze zaprezentować się w mieście. Szkoła cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Kiedy ją objęłam, chodziło do niej 90 dzieci. Dzisiaj jest ich 347. Teraz, kiedy powstał piękny budynek, ma ich być trzykrotnie więcej. Pojawiło się tylu chętnych, że musieliśmy zatrzymać zapisy do szkoły. Wszystko to pomogło nam także podnieść jej poziom. Dzisiaj to jedna z najlepszych szkół w mieście.

To wszystko owoc współpracy z jedną tylko parafią?

Z parafią współpracuję zaledwie od dwóch lat. Ale trudno uwierzyć w to, co się w tym czasie dokonało. Parafia ufundowała obrazy Miłosierdzia Bożego dla każdej z parafii w diecezji Uyo. Jest ich 73. Przekazano nam nawet część pieniędzy na ich oprawę. Nasz biskup był bardzo wdzięczny. Wystosował do wszystkich proboszczów listy, że mają przyjąć czcicieli kultu Bożego Miłosierdzia. Później jeździłam od parafii do parafii, żeby wręczyć te obrazy i zapalić ludzi do tego kultu. Ludzie byli bardzo zainteresowani. Dzisiaj ten kult w Nigerii rozszerza się, także poza naszą diecezją. Nie bez znaczenia jest tu kwestia prześladowań, jakich doświadczają katolicy. On daje nadzieję, że Pan Jezus uczyni cud, aby nas uchronić.

Proszę powiedzieć coś więcej o regionie, w którym przyszło Siostrze pracować.

Nasz stan jest jednym z piękniejszych stanów. Poprzedni prezydent miasta robił wszystko, żeby wybudować przynajmniej drogi. Ale prąd z miasta wciąż jest rzadko. Jeżeli jest przez pół godziny w ciągu dnia, to naprawdę dobrze. Dlatego mamy agregat, który włączamy na trzy godziny. Brakuje także podstawowych rzeczy. Mamy wodę, ponieważ jest to rejon, w którym jest nieco więcej opadów. Mamy też w parafii studnię głębinową. Podłączyliśmy do niej również szkołę. Jeżeli ktoś ma studnię na swojej posesji, za niewielkie pieniądze udostępnia wodę także innym. W okolicznych stanach są dużo większe problemy.

A jak wygląda sytuacja polityczna? Wspomniała Siostra o napięciach pomiędzy islamistami a chrześcijanami...

Wszystko narasta. Terrorystyczna grupa islamska Boko Haram chce zislamizować kraj. Ma w tym poparcie rządu. Prezydent kraju też jest muzułmaninem. Kiedy go wybierano, nawet chrześcijanie wiedząc, że jest muzułmaninem, głosowali na niego. Naród ufał, że zwalczy korupcję. Nawet nasi biskupi zachęcali do tego, żeby na niego głosować. Wierzyliśmy, że może on dokonać czegoś dobrego dla kraju. Dzisiaj wszyscy są rozczarowani. Od samego początku zwalniał chrześcijan z najważniejszych stanowisk. Dzisiaj są tam tylko muzułmanie. W kraju obecnie jest dość groźnie. Są masowe zabójstwa, porwania, niszczenie kościołów... Muzułmanie mają broń. Wcześniej było tak tylko na północy. Na przykład w stanie Benue tylko w tym roku zginęło 4,5 tys. ludzi. Problem pozornie jest związany z przynależnością plemienną. Ale jest to problem religijny.

Jak sytuacja wygląda w okolicach Uyo?

Ostatnio do jednego z kościołów wtargnęła muzułmańska bojówka. Zabili dwóch kapłanów i 19 wiernych. To było niedaleko, w stanie Benue. Pogrzeb odbył się kilka tygodni temu. Znałam tych kapłanów. To blisko jednej z naszych placówek. Spędziłam tam dwa tygodnie, kiedy nadzorowałam prace przy budowie studni. Poznałam tych księży i tych wiernych. Ich śmierć była dla mnie niezwykle bolesnym doświadczeniem. Na pogrzebie zebrały się liczące setki tysięcy wiernych tłumy, aby oddać hołd męczennikom za wiarę. Później odbyły się pokojowe demonstracje, domagające się od rządu sprawiedliwości i wolności religijnej. Pojawiły się też hasła wzywające prezydenta, żeby zrezygnował. Codziennie dostaję informacje o kolejnych wydarzeniach. Kilka dni temu muzułmanie wtargnęli na teren jednego z seminariów. Dla księży i kleryków to było niezwykle stresujące doświadczenie. Całe szczęście nikt nie stracił życia. Wtargnęli o północy, ostrzelali seminarium, powybijali okna, postrzelili jednego kapłana, innego pobili prawie na śmierć. Seminarium zamknięto na tydzień. Ta diecezja leży w środkowej części Nigerii.

Skąd terroryści mają pieniądze na swoją działalność?

Są drogi, którymi nie da się przejechać, bo muzułmanie napadają i zdarzają się mordy. Ludzie ostrzegają się nawzajem, informując, jakie miejsca są zagrożone. Do tego porwania. Można zostać porwanym w każdym miejscu i czasie. Później porywacze żądają ogromnego okupu. Kościół w Nigerii postanowił, że nie będzie płacił okupów. Rodziny płacą okupy, żeby chociażby odzyskać ciała zabitych, by móc ich godnie pochować. Grupy muzułmańskie ktoś zbroi. Dysponują często najnowszym śmiercionośnym sprzętem. My, chrześcijanie, mamy przeciwko temu wiarę, odwagę i pobożność. Dlatego nie jest możliwe, żeby zislamizować Nigerię. Chrześcijańska solidarność w wymiarze gospodarczym wyraża się w tym, że chrześcijanie nie kupują wołowiny. Hodowla krów to wielki biznes muzułmanów. Chrześcijanie postanowili, że będą jeść kury, ryby, kozy... Wołowiny jeść nie musimy.

Czy jest nadzieja na trwały pokój w Nigerii?

Modlimy się po każdej Mszy św. za Nigerię. To modlitwa w trudnej sytuacji. Ufamy, że Boża Opatrzność będzie czuwać i Pan Bóg nas zachowa. Nasze dzieci to przyszłość i trzeba w nie inwestować. Trzeba je wychować w patriotyzmie, ugruntować w wierze, dać solidną wiedzę i rozwinąć wszechstronne zdolności. One naprawdę są zdolne. W ten sposób buduje się lepszy świat. W Nigerii trwa trudny do rozwiązania problem na płaszczyźnie religijnej. Kolejnym są waśni etniczne i plemienne. Dlatego ważne jest wychowanie do patriotyzmu i szacunku dla innych. Człowiek, który ma wiedzę i szerokie horyzonty, zupełnie inaczej funkcjonuje w społeczeństwie. Mam pewność, że to nowe pokolenie da Nigerii zupełnie nową twarz. Postawa chrześcijańska, mówiąca o tym, że mamy się wzajemnie miłować i akceptować, pomaga budować jedność w klasie, w której są różne grupy etniczne. Podziały plemienne zostają, ale nie muszą być przyczyną walki. Trzeba jednoczyć to społeczeństwo.