– Miał zakrwawioną lewą stronę ciała. Położyli go w rogu mieszkania na słomie. Ojciec tylko co jakiś czas jęczał: „Dobijcie mnie” – wspomina Jan Michalewski.
Złożeniem kwiatów pod omnikiem Pamięci Ofiar Eksterminacji Ludności Polskiej na Wołyniu upamiętniono ofiary zbrodni wołyńskiej.
Justyna Liptak /foto gość
Zbrodnię tę opisuje się jako „genocidium atrox”, czyli ludobójstwo straszliwe, okrutne, dzikie. Mordowano wszystkich, bo „kto nie Ukrainiec na ukraińskiej ziemi – temu śmierć”.
Twoje dzieci zabite, twój mąż też
Kiedy nacjonaliści ukraińscy napadli na Hucisko Brodzkie, rodzinną miejscowość pana Jana, miał on zaledwie 6 lat. Była mroźna i śnieżna niedziela 13 lutego 1944 roku. – Napadu banderowców nikt się nie spodziewał. Myśleliśmy, że nie zaatakują w niedzielę. Pomyliliśmy się. Mnie wsadzono do kufra. Uratowałem się cudem – opowiada. Podczas napadu nacjonalistów ukraińskich zginął brat Jana. Tadeusz, kiedy został zabity, miał zaledwie 1,5 roku.
Dostępne jest 7% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.