Z domu wyszli tak, jak stali

Justyna Liptak

|

Gość Gdański 50/2019

publikacja 12.12.2019 00:00

– Usłyszałam dziwny dźwięk, jakby rozsypywanego cukru, ale w żaden sposób nie przeczuwałam tragedii – mówi Karina Dzedzej.

Mimo trudnych doświadczeń, nie załamują się. Karina i Adam dziękują wszystkim, którzy pomagają im stanąć na nogi. Mimo trudnych doświadczeń, nie załamują się. Karina i Adam dziękują wszystkim, którzy pomagają im stanąć na nogi.
Justyna Liptak /Foto Gość

Adam Dzedzej wspomina, że kiedy kończył pracę i wyłączał laptopa, wszystko było w porządku. Nikt nie spodziewał się nadchodzącej tragedii – zwarcia sprzętu elektronicznego. – Wyjątkowo zasnęłam z Frankiem, naszym 9-miesięcznym synkiem, obudziliśmy się wcześnie. Po godz. 6 usłyszałam hałas dobiegający z dołu. W pierwszej chwili pomyślałam, że coś się wysypało, najpewniej cukier. Spokojnie wzięłam Franka na ręce i poszłam to sprawdzić – wspomina Karina. W pokoju zastała wysoki płomień, który trawił poszczególne meble i sprzęty. – Zdałam sobie sprawę, że nie dam rady go ugasić, zwłaszcza z małym dzieckiem na rękach – dodaje. Zaczęła wołać męża.

Dostępne jest 13% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.