Gdańsk. Msza św. w 50. rocznicę wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu

Justyna Liptak Justyna Liptak

publikacja 17.12.2020 08:56

W bazylice św. Brygidy w Gdańsku bp Jacek Jezierski, administrator archidiecezji gdańskiej, przewodniczył Mszy św. upamiętniającej 50. rocznicę wydarzeń grudniowych na Wybrzeżu.

Mszy św. przewodniczył bp Jacek Jezierski. Mszy św. przewodniczył bp Jacek Jezierski.
Justyna Liptak /Foto Gość

Na początku uroczystości został odczytany list prezydenta Andrzeja Dudy. - "Pół wieku temu nasi rodacy zapłacili najwyższą cenę, walcząc o wolność, sprawiedliwość i prawo do godnego życia. Ich odwaga, determinacja i poświęcenie nie poszły na marne. Krew zamordowanych stała się ziarnem, które wydało obfity plon, była zasiewem ogólnopolskiego zrywu, pokojowej rewolucji Solidarności" - odczytała Grażyna Ignaczak-Bandych, szefowa kancelarii.

"Masakrę zapamiętano w całym kraju, a zwłaszcza tutaj, na Wybrzeżu. Mimo zwalniania z pracy, inwigilacji, szykan i publicznego zaprzeczania tragedii Polacy czcili poległych i nigdy nie zapomnieli. Nieprzypadkowo wśród postulatów strajkujących znalazło się przywrócenie do pracy osób zwolnionych w protestach. Właśnie podczas sierpniowych strajków zaczęto zbierać fundusze na budowę Pomnika Poległych Stoczniowców, który wkrótce stanął przed Stocznią Gdańską. Pamięć i prawda zwyciężyły, chociaż droga do wolności trwała jeszcze przez całą dekadę walki z reżimem" - napisał prezydent.

"Dzisiaj my, obywatele niepodległej Rzeczypospolitej, oddajemy cześć bohaterom Grudnia ’70. Im bowiem zawdzięczamy, że jesteśmy ludźmi wolnymi i żyjemy we własnym, suwerennym państwie. Ojczyzna i naród nigdy o tym nie zapomną. Cześć i chwała bohaterom Grudnia ’70. Wieczna pamięć ofiarom komunizmu i poległym za wolną Polskę" - zakończył swój list prezydent.

List do uczestników obchodów skierowała też marszałek Sejmu Elżbieta Witek. Odczytał go poseł Prawa i Sprawiedliwości Janusz Śniadek.

Homilię wygłosił bp Jezierski, administrator archidiecezji gdańskiej. - Rocznica zdarzeń na Wybrzeżu z roku 1970 wiąże się z czasem przygotowania do świąt Bożego Narodzenia. Pół wieku temu te święta nie były w Polsce pogodne i radosne. Zakłóciła je świeża, żywa pamięć o tym, co się wówczas wydarzyło - mówił biskup.

Podkreślił, że konflikty społeczne są rzeczą naturalną. Trzeba jednak szukać ich rozwiązania poprzez mechanizmy mediacji i dialogu. Bo mogą być rozwiązywane pokojowo, gdy strony sporu traktują siebie poważnie i z szacunkiem. - W roku 1970 władza ludowa nie widziała w klasie robotniczej partnera do dialogu. Sytuacja wymykała się spod jej kontroli. Aby ten proces zatrzymać, wybrano wówczas najgorsze z możliwych rozwiązań - przemoc - podkreślił.

Wyjaśnił, że choć posiadamy obecnie dużą wiedzę o dramacie roku 1970, wiemy, ile osób zginęło, ilu milicjantów, funkcjonariuszy służby bezpieczeństwa i ile tysięcy żołnierzy brało udział w operacjach przeciw robotnikom, to nadal nie określono do końca odpowiedzialności osób, które decydowały o użyciu broni przeciw robotnikom. - A istnieje przecież nie tylko odpowiedzialność polityczna czy moralna, ale także prawna za popełnione zło, za nieudolność w zarządzaniu sytuacją kryzysową, za nieład organizacyjny służb porządkowych. W tym przypadku chodzi o odpowiedzialność za masakrę - zaznaczył.

Dodał, że choć strajki na Wybrzeżu w 1970 r. udało się zdławić, to okazały się one później krokiem ku wolności.

Biskup zwrócił uwagę, że dzisiaj nasze społeczeństwo i kraj stają wobec nowych problemów i wyzwań, którym trzeba sprostać. - Punktem wyjścia i zasadą budowania życia społecznego jest konkretny człowiek, obywatel, który posiada zarówno prawa, jak i obowiązki. Ale też słabszy, który ma prawo spodziewać się pomocy. Oponent, który posiada prawo, aby wypowiedzieć się i być wysłuchanym. Wszyscy ostatecznie jesteśmy siostrami i braćmi, dziećmi jednego Boga. Nie możemy być dla siebie wrogami, których zwykło się lekceważyć i marginalizować. Nie wolno nam budzić i pielęgnować wrogości wobec drugich - podkreślił.