Upragnione rodzicielstwo - kłopoty i nadzieje

ks. Maciej Świgoń ks. Maciej Świgoń

publikacja 27.12.2020 08:00

O problemach z zajściem w ciążę oraz interdyscyplinarnym leczeniu niepłodności mówi dr n. med. Aleksandra Kicińska, prowadząca klinikę InVivo, wykładowca na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.

Upragnione rodzicielstwo - kłopoty i nadzieje - Nasze działania oparte są na najnowszych badaniach naukowych - podkreśla dr n. med. Aleksandra Kicińska. ks. Maciej Świgoń /Foto Gość

ks. Maciej Świgoń: Bóg stał się człowiekiem. Podczas świąt pochylamy się nad wartością ludzkiego życia. Od kilkunastu lat zajmuje się Pani tematem niepłodności. To duży problem w społeczeństwie?

dr n. med. Aleksandra Kicińska: Dane są niespójne. Mowa jest o ok. 20 proc. par, które są w wieku reprodukcyjnym i mają trudności z zajściem w ciążę. Można więc powiedzieć, że problem dotyczy co piątej pary. Trzeba jednak zauważyć, że niepłodność jest różnie definiowana. Jedni nie mogą doczekać się ciąży, drudzy natomiast nie mogą doczekać się narodzenia zdrowego dziecka i doświadczają nawykowych poronień. Problemy są więc bardzo zróżnicowane. Należy przy tym zaznaczyć, że mocno przesunął się wiek osób, które chcą zostać rodzicami. I to jest chyba największy problem, bo sama biologia rozrodu jest taka, że po 26. roku życia płodność spada. Nie oznacza to jednak, że medycyna rozkłada ręce i nie jest w stanie pomóc w sposób naturalny. Wręcz przeciwnie. Większość par zgłaszających się do naszego ośrodka, którym pomagamy zajść w ciążę naturalnie i urodzić dzieci, posługując się całą wiedzą medyczną, to osoby w wieku ok. 40. roku życia. Najstarsza mama, która z naszą pomocą urodziła dziecko, miała 47 lat. Druga – 45. Te osoby w późnym wieku zdecydowały się na założenie rodziny i potomstwo. Natomiast mamy też sporo pacjentek, które mają 30–35 lat i usłyszały diagnozę, bez uchwyconych konkretnych powodów niepłodności, że ich wiek biologiczny jest późny i pomóc im mogą tylko metody wspomaganego rozrodu, czyli in vitro lub inseminacja. Moje doświadczenie z takimi parami jest bardzo duże. W przeciągu 11 miesięcy w ciążę zachodzi prawie 65 proc., a po 24 miesiącach – niemal 75 procent.

Czy niepłodność się leczy?

Nie jest to choroba sama w sobie, ale raczej objaw wielu nieprawidłowości. Sama płodność jest bardzo czułym barometrem stanu naszego zdrowia. Często zaburzenia w narządach odległych od układu rozrodczego, które wydają się nie mieć żadnego związku z płodnością, mają na nią ogromny wpływ. Coraz częściej mówimy w medycynie o układzie neuro-hormono-immunologiczno-rozrodczym, ponieważ nie ma możliwości, żeby go rozdzielić. Z tego względu dojrzeliśmy do tego, że leczenie niepłodności powinno być interdyscyplinarne. Interniści różnych specjalizacji szczegółowych mają tu wielkie pole do działania.

Sukces jest gwarantowany?

Często moim pacjentom powtarzam, że pomimo wielkiego zaangażowania wiedzy, którą stale pogłębiam, nie jestem w stanie obiecać im dziecka na 100 proc., ale zrobię wszystko, aby zdiagnozować przyczynę niepłodności. Tylko rzetelna diagnostyka i terapia celowana, dopasowana w sposób indywidualny, dają szansę na wykorzystanie wszystkich możliwości, jakie niesie współczesna medycyna, by przywrócić upragnioną płodność. Niejednokrotnie słyszę, że w następstwie leczenia kobiety czują się lepiej. Często powtarzam, że ja ostatniej kropki nad „i” nie stawiam. Panem życia i śmierci jest Pan Bóg. Nawet najbardziej doświadczony lekarz, który jest niewierzący, musi przyznać, że jest to wielka tajemnica.


Więcej na temat interdyscyplinarnego leczenia niepłodności w numerze 52-53 "Gościa Gdańskiego" na 27 grudnia.