Wsparcie dla Marty Chrzan

Justyna Liptak Justyna Liptak

publikacja 26.04.2021 15:39

Marta Chrzan od ponad 40 lat walczy z mukowiscydozą. Jej stan dramatycznie się pogarsza po przebytym w listopadzie zakażeniu COVID-19. Gdynianka ma szansę na powrót do zdrowia, ale potrzebne jest wsparcie.

Gdynianka nie poddaje się, wierząc, że jeszcze napisze niejedną ikonę. Gdynianka nie poddaje się, wierząc, że jeszcze napisze niejedną ikonę.
Archiwum prywatne

Mukowiscydoza jest nieuleczalną, genetyczną chorobą, wyniszczającą organy wewnętrzne, zwłaszcza płuca i układ pokarmowy, które zatykane są przez gęsty, lepki śluz nadmiernie produkowany przez organizm. Stąd walka pani Marty, którą prowadzi z chorobą, nigdy nie była równa, ale przez wiele lat mogła funkcjonować w miarę "normalnie". Ukończyła liceum plastyczne, studiowała w Akademii Sztuk Pięknych, zakochała się w pisaniu ikon, z których jedną - kopię obrazu Matki Bożej Kazańskiej - wykonała i osobiście wręczyła św. Janowi Pawłowi II.

Bardzo lubiła aktywnie spędzać czas - chodziła po górach, jeździła konno i na rolkach. - Wszędzie było mnie pełno, ale tylko na chwilę, bo każdą większą aktywność przypłacałam pobytem w szpitalu. Ale tak bardzo, w tych "zdrowszych" momentach, chciałam nadrobić stracony czas... - tłumaczy.

W listopadzie ubiegłego roku pani Marta zachorowała na koronawirusa. Sam przebieg choroby nie był dla niej aż tak uciążliwy, jak związane z nim powikłania. - Odnoszę wrażenie, że COVID przyspieszył rozwój mukowiscydozy o jakieś 15 lat. Moje płuca zaczęły się zupełnie wyłączać, a każdy mój dzień został w całości podporządkowany chorobie - mówi.

Codzienność to ciągłe inhalacje, drenaże, dezynfekowanie sprzętu, przyjmowanie dużych ilości leków. To powoduje, że gdynianka nie ma praktycznie czasu dla siebie, bo każdy z zabiegów zajmuje wiele czasu i jest niesamowicie męczący dla organizmu. Popołudniowe zabiegi kończy około północy.

Ostatnio pojawiła się w życiu pani Marty nowa nadzieja. - Do tej pory chorobę leczyło się tylko objawowo, teraz jednak jest lek, który leczy przyczynę - uderza w uszkodzony gen - i jest dedykowany mojej mutacji chorobowej. Czytałam opinie pacjentów, którzy rozpoczęli kurację. To jakby czytać o cudzie, który do niedawna wydawał się nieosiągalny. Chorzy zaczynają lepiej oddychać, płuca nie wypełniają się śluzem, a trzustka podejmuje pracę - wyjaśnia pani Marta.

Lek nie jest, niestety, refundowany. Roczny koszt leczenia to niemal 1,4 mln zł. Pani Marta ma cichą nadzieję, że uda się tę kwotę uzbierać i będzie mogła wrócić do pisania ikon, a może nawet zacznie uprawiać jogging. - Ale wtedy będę musiała sobie sprawić buty do biegania. Byłoby wspaniale - uśmiecha się.

Martę Chrzan wesprzeć można TUTAJ.