Siostry zakonne, zakonnicy, sanktuaria i parafie z archidiecezji przyjęły uchodźców z Ukrainy. To spontaniczne inicjatywy, opieka i życzliwość, które trafnie podsumowuje o. Ryszard z wejherowskiego klasztoru franciszkanów: „Kto szybko pomaga, dwa razy pomaga”.
Janina Ostra z rodziną w pokoju Domu Pielgrzyma w Wejherowie.
Piotr Piotrowski /Foto Gość
Wojna zaskoczyła ich w różnych sytuacjach. Rankiem w czwartek 24 lutego wielu z nich spało, część przygotowywała się do pracy. Dzieci jeszcze nie myślały o kolejnym dniu w szkole, bo były pogrążone we śnie. Wtedy na ich ziemię spadły pierwsze bomby i rakiety. Wojna kompletnie wywróciła ich życie. Ukraińcy ruszyli na Zachód – po ratunek, po spokój, do życia.
Ludmiła i Janina
Na gdańskiej Zaspie w Zgromadzeniu Sióstr Wspólnej Pracy od Niepokalanej Maryi odwiedziliśmy Ludmiłę Ambartsumian wraz z dziećmi i mamą, wojennych uchodźców z Charkowa, którzy u sióstr znaleźli bezpieczne schronienie. Pani Ludmiła i jej rodzina mieszkali w metropolii we wschodniej Ukrainie, liczącej prawie 2 mln mieszkańców. Typowym europejskim mieście. Młoda matka dwójki dzieci – 11-letniej Margarity i 4-letniego Feliksa – to inżynier IT, która pracowała w branży komputerowej.
Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.