Chcą głosić Dobrą Nowinę innym ludziom

ks. Maciej Świgoń ks. Maciej Świgoń

publikacja 06.05.2022 17:08

Kulturoznawca, fryzjer, hodowca owiec i sportowiec opowiadają, w jaki sposób odkryli powołanie do kapłaństwa.

Od lewej: ks. Jan Uchwat, kl. Wojciech Michalski, kl. Wojciech Zielke, dk. Tomasz Jaworski i kl. Artur Rozalewski. Od lewej: ks. Jan Uchwat, kl. Wojciech Michalski, kl. Wojciech Zielke, dk. Tomasz Jaworski i kl. Artur Rozalewski.
ks. Maciej Świgoń /Foto Gość

Tomek Jaworski jest diakonem i za miesiąc przyjmie święcenia kapłańskie, choć nigdy nie był ministrantem czy lektorem.

Po ukończeniu szkoły średniej, ze względu na swoje zainteresowania filmem, teatrem, muzyką i literaturą, podjął studia kulturoznawcze na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Gdańskiego. - Wydawało się, że spełniam swoje pasje, otwierała się przede mną perspektywa bycia dziennikarzem, recenzentem filmowym, wiodłem w miarę beztroskie, przyjemne życie studenckie. Prawda wyglądała jednak zupełnie inaczej. Głęboko w środku działo się we mnie bowiem coś strasznego. Panowała tam pustka. Trawił mnie wewnętrzny głód - prawdy o mnie samym i otaczającej mnie rzeczywistości, miłości, poczucia sensu i własnej wartości - wszystkiego! Nie wiedziałem, dokąd zmierzam. Chociaż miałem przyjaciół i znajomych, towarzyszyło mi poczucie osamotnienia. Byłem po prostu nieszczęśliwy - wspomina.

Artur Rozalewski po I Komunii św. został ministrantem i często służył do Mszy św. przy ołtarzu, co sprawiało mu ogromną radość. - Kościół był dla mnie drugim domem. Wszyscy byli przekonani, że w przyszłości będę księdzem. Po gimnazjum poszedłem do zasadniczej szkoły zawodowej, gdzie kształciłem się jako fryzjer. Następnie ukończyłem zaocznie liceum ogólnokształcące dla dorosłych. W tym czasie pracowałem w zawodzie. Szkoła średnia była burzliwym okresem w moim życiu. Chrystus i sakramenty poszli u mnie zupełnie w odstawkę. Do Kościoła chodziłem z przymusu albo wcale. Miałem fajną paczkę znajomych, dobrą pracę. Z pozoru wydawałoby się, że miałem szczęśliwe i poukładane życie. Mimo to czułem, że brakuje mi czegoś ważnego, co gdzieś po drodze zgubiłem - podkreśla.

Wojtek Zielke pochodzi z tradycyjnej kaszubskiej rodziny rolniczej. Od dzieciństwa wiara jest dla niego bardzo ważnym elementem życia. - Całą rodziną chodziliśmy co niedzielę do kościoła na Mszę św. Każdego dnia wspólnie wieczorem odmawialiśmy dziesiątkę Różańca i inne modlitwy, którym przewodniczył nasz ojciec. Niekiedy gromadziliśmy się całą rodziną w jednym pokoju, by odmówić cały Różaniec i śpiewać pieśni kościelne. Jedną z moich pasji była hodowla owiec. Praca na gospodarstwie przenikała się z modlitwą. Ojciec często powtarzał nam, że wszystko, co mamy, pochodzi od Boga. Dzięki świadectwu życia i wierze moich rodziców poznałem Chrystusa, co zaowocowało tym, że chciałem być jak najbliżej Niego podczas liturgii. Dlatego zostałem ministrantem. Z biegiem czasu rozwijały się moja wiara i powołanie do kapłaństwa - wyjaśnia.

Wojtek Michalski pochodzi z wierzącej rodziny, w której nigdy niczego nie brakowało. - Rodzice dali mi dużo miłości, za co jestem Bogu szalenie wdzięczny. Od początku swojego małżeństwa należą do Domowego Kościoła, więc siłą rzeczy także i ja jestem od dziecka związany z Ruchem Światło-Życie. Tam odkryłem swoją osobistą relację z Chrystusem, która pozwoliła mi rozeznać powołanie i przejść najtrudniejsze momenty, kryzysy w moim życiu. Na oazie poznałem prawdę o sobie samym - mówi. Przed seminarium był sportowcem. - Biegałem na 800 i 1500 metrów. Byłem jedną z 10 najszybszych osób w kraju w swojej kategorii wiekowej. Całe moje życie było podporządkowane treningom, diecie, zawodom. Bóg schodził na dalszy plan, a zaczynało się liczyć tylko moje ego. Natomiast wolny czas w wakacje i ferie poświęcałem na rekolekcje oazowe - zaznacza.

Na pewnym etapie życia postanowili wstąpić do Gdańskiego Seminarium Duchownego. - Podczas rekolekcji przed maturą poszedłem na adorację Najświętszego Sakramentu z pytaniem: "Czego Ty, Boże, ode mnie chcesz?". Po chwili spotkałem kapłana, który powiedział: "Wojtek, cokolwiek wybierzesz - małżeństwo lub kapłaństwo - Bóg ci pobłogosławi". W ten sposób ów kapłan zasiał we mnie myśl o tym, żeby zostać księdzem - mówi W. Michalski.

W pobliżu zakładu fryzjerskiego, w którym pracował Artur, znajdowała się kaplica. - Zachodziłem do niej i na nowo uczyłem się relacji z Bogiem. Z biegiem czasu zaczęła ona być coraz żywsza. Postanowiłem znowu uczęszczać na Eucharystie, najpierw niedzielne, później chodziłem codziennie. Pomocne w rozeznaniu decyzji o wstąpieniu do seminarium były wyjazdy modlitewne, takie jak spotkanie młodzieży w Lednicy czy pielgrzymka do Fatimy. Owocne były również rozmowy z księdzem, który posługiwał w mojej rodzinnej parafii. Po jednej z nich zdecydowałem się wstąpić do seminarium - opowiada A. Rozalewski.

W trakcie studiów Tomek przeżył swoje nawrócenie. - Chętnie czytałem książki filozoficzne. Pragnąłem i zacząłem usilnie poszukiwać Sensu i Prawdy, tych pisanych z wielkiej litery. Nastąpił wówczas ciąg wydarzeń, zbiegów okoliczności, tzw. Bożych przypadków oraz spotkań z konkretnymi osobami, poprzez które Pan Bóg się do mnie dobijał. Wreszcie zrodziło się we mnie autentyczne przekonanie o tym, że Bóg jest i że to właśnie On zawiera w sobie to wszystko, czego tak głęboko pragnąłem. Najwyraźniej usłyszałem Jego głos, również ten powołujący mnie do kapłaństwa, w słowie Bożym. Odkąd zacząłem je regularnie i z pasją zgłębiać, medytować nad nim, odnosić do swojego dotychczasowego życia, wszystko nabrało dla mnie zgoła odmiennych barw. Słowo Boże żyło i pulsowało we mnie. Słowem - wreszcie zacząłem prawdziwie żyć i wreszcie czułem się szczęśliwy! W końcu zrodziło się we mnie silne pragnienie, by tę Dobrą Nowinę, Ewangelię nieść innym ludziom, aby również w ich życiu Pan Bóg dokonywał takich cudów, jak u mnie. Odkryłem, że Bóg chce, bym stał się Jego narzędziem - zaznacza dk. Jaworski.

Gdy W. Zielke był w drugiej klasie liceum, ks. proboszcz zaproponował, aby pojechał na "Weekend w Seminarium". - W pierwszym momencie zdziwiła mnie ta propozycja i w pewien sposób mi się nie spodobała, bo byłem zaproszony na osiemnastkę mojej koleżanki. Po dłuższym zastanowieniu wybrałem wyjazd do seminarium. Przez te trzy dni zacząłem poważnie myśleć o kapłaństwie. Podczas adoracji Najświętszego Sakramentu zapytałem Pana Jezusa dosłownie: "Czego Ty ode mnie chcesz?". I wtedy dostałem odpowiedź: "Pójdź za mną". Nie mogłem być obojętny na to wezwanie. Dziś jestem w seminarium na V roku i bardzo chcę zostać księdzem - podkreśla.

Obecnie w Gdańskim Seminarium Duchownym kształci się 34 kleryków. - Powołanie do kapłaństwa jest zawsze darem od Boga. Mówi o tym Jezus: "Nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem". Bóg nie powołuje uzdolnionych, ale uzdalnia powołanych. Stąd nasza modlitwa o nowe, liczne i święte powołania jest zawsze potrzebna. To wynika z misji, którą zostawił nam Pan Jezus: "Idźcie i głoście". Potrzebujemy kapłanów, żywych świadków Chrystusa, aby żyć - mówi ks. Jan Uchwat, ojciec duchowny w GSD.