Jak pisanie ikony

ks. Maciej Świgoń ks. Maciej Świgoń

publikacja 17.03.2023 17:45

- Towarzyszy mi w pracy i codziennym życiu. Kiedy mam do wykonania trudny projekt bądź zadanie, mówię do niego: "Święty Józefie, pomóż mi, przecież jesteś w tym mistrzem od dwóch tysięcy lat". I często jest tak, że po pewnym czasie, niespodziewanie przychodzi rozwiązanie - podkreśla Marian Ranachowski.

Stolarz z Rutek koło Żukowa podczas pracy w warsztacie. Stolarz z Rutek koło Żukowa podczas pracy w warsztacie.
ks. Maciej Świgoń /Foto Gość

W bazylice Mariackiej, archikatedrze oliwskiej, ponorbertańskim kościele w Żukowie i wielu innych pomorskich świątyniach znajdują się drewniane elementy wyposażenia, które powstały w warsztacie pana Mariana. Niektóre - jak ławki, klęczniki czy konfesjonały - są widoczne i wykorzystywane przez wiernych bądź kapłanów codziennie. Inne - niedostrzegalne dla oka.

Praca z drewnem już od dzieciństwa fascynowała M. Ranachowskiego. - Ono inspiruje do tworzenia. W drewnie można zrobić ciekawe rzeczy praktycznie od zera. Bierze się deskę, piłę, tnie się i struga na strugarkach. Zawsze było to dla mnie ciekawe zajęcie - zaznacza. Miłość do drewna przejął od swojego ojca. - Lubił rzeźbić, więc razem z braćmi siadaliśmy przy nim i patrzyliśmy, jak on - zwykle scyzorykiem - potrafił wyrzeźbić łańcuch, figurki, postacie, kołowrotki... Kiedyś z bratem próbowaliśmy rzeźbić - tak, jak nasz tata - scyzorykami i widzieliśmy, jak można z drewna coś ciekawego uzyskać - wspomina.

W szkole kształcił się na mechanika samochodowego. - W tym zawodzie nie pracowałem za długo. Po jakimś czasie wraz z żoną podjęliśmy decyzję, że dobrze byłoby, gdybym nauczył się nowego fachu. Podjąłem naukę jako stolarz, ponieważ mój teść miał warsztat. Najpierw byłem uczniem, po dwóch latach pracy zdobyłem tytuł czeladnika, później mistrza. Kiedy mój teść przechodził na emeryturę, musiałem skończyć szkolenia pedagogiczne, które umożliwiły mi - tak jak jemu - kształcenie przyszłych stolarzy. Potem wszystko działo się z marszu. W warsztacie robiliśmy okna skrzynkowe, drzwi, meble kuchenne i pokojowe, a także stoły. Wszystkiego tego, co stolarz wykonywać powinien, nauczył mnie teść i jako swojemu następcy przekazał wiedzę. A ja z zaciekawieniem go słuchałem. Później wiele rzeczy próbowałem robić samemu - zaznacza M. Ranachowski.

Na brak pracy nigdy nie narzekał. - Kiedy rozpoczynałem działalność, przyszła moda na całe schody o drewnianej konstrukcji. Zaczęło mnie to interesować i miałem przez to dużo klientów. Przyjeżdżali z indywidualnymi zamówieniami, a ja starałem się je realizować. Tworzyłem też nowe wzorce, rozwijałem się. Robiłem schody łączone z kamieniem, metalem, szkłem. Przez kilkanaście lat zajmowałem się głównie schodami - mówi stolarz.

W 2009 r. proboszczem parafii pw. Wniebowzięcia NMP w Żukowie został ks. prał. Ireneusz Bradtke, który zaprosił stolarza do współpracy przy remoncie ponorbertańskiego kościoła. Kapłan stał się inspiratorem dla swojego parafianina do podjęcia prac w przestrzeni sakralnej. - Marian jest bardzo utalentowany w rzemiośle stolarskim. Dostrzegając to, poprosiłem go o wykonanie na początku małych rzeczy do naszej świątyni, które trzeba było dorobić do elementów wystroju. Później zapraszałem na spotkania z konserwatorami sztuki i zaproponowałem realizację dużego dzieła, jakim były ławki do kościoła w Żukowie. Zrobił też inne elementy wyposażenia świątyni, jak: klęczniki, miejsce przewodniczenia - tron biskupi, meble w zakrystii - mówi ks. Ireneusz.

- Kiedy moja misja w Żukowie dobiegła końca, zaprosiłem go do wyzwań w kościele Mariackim. Gdy konserwatorzy zabytków zajmowali się zegarem astronomicznym z 1470 r., szukali stolarza, więc z czystym sercem poleciłem im Mariana. Rozpoczął współpracę z dr Ewą Lisiak. Później, kiedy robiliśmy konserwację ołtarza głównego - dzieła Mistrza Michała z Augsburga z 1517 r. - i trzeba było dorobić nieistniejącą predellę czy niewidoczne uzupełnienia, zaczął współpracować z bardzo dobrymi konserwatorami zabytków - Krzysztofem Owsianym i Ryszardem Żankowskim. Słuchając ich, zdobywał wiedzę i coraz większe doświadczenie. Uczyli go, że nie zawsze wszystko musi być proste, wygłaskane, takie, jak jemu się to wydawało, tylko musi być dostosowane do danego obiektu. Z całą pewnością mogę powiedzieć, że prace, które wychodzą spod jego ręki, są na bardzo wysokim poziomie - zaświadcza ks. prał. Bradtke.

W bazylice Mariackiej stolarz wykonywał również tron dla arcybiskupa, ołtarz posoborowy, ambonę, meble w zakrystii, wiatrołapy, które stoją przy każdych drzwiach wejściowych do świątyni, poczwórne drzwi z głównej kruchty, komplet ławek do kaplicy adoracji i kaplicy Królewskiej. - Ostatnio miałem okazję oglądać konfesjonał, który został doskonale zrobiony i wpisany w kaplicę Mariacką w katedrze oliwskiej. Cieszę się, że Marianowi udało się otworzyć nową przestrzeń prac, które wykonuje z ogromnym smakiem i klasą. Jest to ocena nie tylko moja, ale również tych konserwatorów zabytków, z którymi miał okazję współpracować - dodaje kapłan.

- Prace w bazylice Mariackiej czy katedrze oliwskiej były ogromnym wyzwaniem, jak i satysfakcją, że udało mi się wpisać w cały cykl tworzenia takich rzeczy przez fachowców i rzemieślników z poprzednich epok. Jestem dumny, że mogłem wykonywać tak wspaniałe dzieła. To ogromna zasługa ks. prał. Bradtke, któremu chcę bardzo podziękować za zaufanie oraz zaproszenie do współpracy i tworzenia wielkich rzeczy - mówi M. Ranachowski.

Świątyń, w których wykorzystywane są dzieła stolarza z Rutek, na mapie Pomorza jest bardzo dużo. Drewniane elementy wyposażenia znajdują się m.in. w gdańskich, zabytkowych bazylikach św. Brygidy, św. Mikołaja, w kościołach u ojców franciszkanów, kapucynów, karmelitów i w Lublewie Gdańskim. Robił też prace do kaplicy Gdańskiego Seminarium Duchownego, Zacisza św. Benedykta w Żarnowcu oraz współczesnych kościołów, m.in. w parafii pw. Chrystusa Odkupiciela na gdańskiej Żabiance, św. Ojca Pio na Ujeścisku czy w Otominie. - Obecnie pracuję nad głównym ołtarzem do kaplicy franciszkańskiej w Kolanie pod Wieżycą. Tam wykonałem również klęczniki i ołtarz posoborowy. Prace sakralne są dla mnie jak pisanie ikony - z modlitwą, zadumą, przemyśleniem. Często wieczorem, gdy w warsztacie nikogo już nie ma, włączam sobie chorały gregoriańskie - lubię w takim klimacie tworzyć tego typu rzeczy - zaznacza M. Ranachowski.


Więcej w 11. numerze "Gościa Gdańskiego" na 19 marca.