Gdzie liczby mają twarze

ks. Maciej Świgoń

|

Gość Gdański 19/2023

publikacja 11.05.2023 00:00

Odwiedziny gdańskich księży, wzruszające opowieści ludzi doświadczonych dramatem wojny i wspólna modlitwa o pokój na świecie. Biskup Piotr Przyborek pierwsze dni maja spędził w Ukrainie.

Po Mszy św. w parafii pw. Wszystkich Świętych w Nowym Jaryczowie. Po Mszy św. w parafii pw. Wszystkich Świętych w Nowym Jaryczowie.
Archiwum prywatne

Obecnie posługuje tam czterech kapłanów pochodzących z archidiecezji gdańskiej: ks. Adam Littwitz jest proboszczem parafii pw. Trójcy Przenajświętszej w Janowie (sanktuarium Matki Bożej Janowskiej Królowej Pokoju), ks. Roman Kaźmierczak jest proboszczem parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Pisarówce, ks. Jan Wójcik pełni posługę duszpasterską w dwóch parafiach – Rohatynie i Lipówce w obwodzie iwanofrankiwskim, ks. Jakub Dębicki jest proboszczem parafii Wszystkich Świętych w Nowym Jaryczowie. Od dłuższego czasu bp Piotr planował pojechać do Ukrainy, by odwiedzić gdańskich księży.

– To jest bardzo ważne, żeby wesprzeć ich również na miejscu. Szczególnie w tym trudnym dla nich czasie wojny. Z pomysłu ucieszył się abp Tadeusz Wojda, który prosił, by pojechać też w jego imieniu i przekazać słowa wsparcia – mówi bp Przyborek. W pierwszych dniach maja udało się plan zrealizować. Biskup Piotr pojechał wraz z ks. Zdzisławem Hirschem, posługującym duszpastersko w sanktuarium Matki Bożej Brzemiennej w gdańskim Matemblewie, który przed laty pracował w Ukrainie. Przy okazji wyjazdu zapakowali do busa dary – głównie żywność z długim terminem ważności i środki czystości. Biskup mówi, że nie bał się wyprawy. – Księża opowiadali mi wcześniej, że co jakiś czas pojawiają się alarmy, ale życie toczy się tam w miarę normalnie – zaznacza.

Biskup na własne oczy przekonał się, jak w tych trudnych okolicznościach posługują gdańscy kapłani. – Początkowo pomagali tym, którzy udawali się na front. Teraz jest tak, że na zachód Ukrainy przybyło dużo uchodźców ze wschodu. Lwów zwiększył się o ponad trzysta tys. ludzi. Nasi księża wspierają wszystkich potrzebujących. Bardzo ważne jest, że ta pomoc jest konkretna, trafiająca tam, gdzie jej potrzeba. Oni mają doskonałe rozeznanie. Są w stałym kontakcie z lokalną Caritas – podkreśla bp Piotr. – Bywają okresy, że nie ma prądu czy gazu. Nagle wszystko jest potrzebne. Większy problem był zimą, bo ludzie pozbyli się kominków, więc były przygotowane ogrzewalnie miejskie, specjalne namioty, gdzie można było przyjść ogrzać się. Na szczęście, jak mówią księża, zima była łagodna i dzięki Bogu udało się ją przeżyć. Ale nigdy nie wiadomo, jak żyje się w cieniu wojny. W jednej chwili wszystko może się zmienić. Starają się normalnie żyć, funkcjonować. W parafiach prowadzone jest duszpasterstwo, odbywają się remonty. Tam wszyscy muszą jakoś żyć. Na wszelki wypadek przygotowane są schrony, m.in. pod kościołami, ale dzięki Bogu na razie nie trzeba było z nich korzystać – dodaje.

Na miejscu, oprócz spotkań z kapłanami, rozmawiał z mieszkańcami, którzy dzielili się dramatycznymi historiami. – Bardzo wzruszające były dla mnie opowieści o młodych ludziach, którzy zginęli na froncie. Rodziny mówiły o trudnościach ze sprowadzeniem ciał, przeżyciach z pogrzebu. Noszą w sobie bezsilność i bezsens wojny – podkreśla bp Piotr. – Największym dla nich dramatem jest świadomość, że w każdej chwili ich najbliżsi mogą zostać wezwani do wojska. Na ulicach odbywają się kontrole, sprawdzane są dokumenty. Mąż, syn wracający z pracy zabierani są przed komisje, potem trafiają do wojska. To jest największy dramat – opowiada biskup.

Pamięć o poległych na wojnie jest bardzo silna. – W kościele garnizonowym we Lwowie zauważyłem w nawie bocznej wystawione sztalugi, na których widnieją zdjęcia tych, którzy zginęli na froncie. Uświadomiłem sobie, że do nas docierają informacje o liczbach zabitych, a tam, na miejscu, te liczby mają twarze. To są konkretni ludzie, którzy zostawili swoje domy, rodziny. Często ludzie młodzi. Przejmujący widok – zwraca uwagę bp Piotr. Ze strony Ukraińców biskup doświadczył otwartości, życzliwości i wdzięczności. – Mówili, że bez nas, bez Polski, Ukraina by już nie istniała. Prosili, żeby podziękować za całą pomoc humanitarną, za gościnność w naszych parafiach. 3 maja odprawiłem Mszę św. w archikatedrze lwowskiej. Tam, gdzie Jan Kazimierz oddał nasz kraj pod opiekę Matki Bożej. Było dużo Polaków. Modliliśmy się zarówno w intencji naszej ojczyzny, jak również o pokój w Ukrainie. Spotkałem się też z abp. Mieczysławem Mokrzyckim, metropolitą lwowskim, który również dziękował za wszelkie wsparcie. Zresztą on sam jest bardzo pracowity, dużo pomaga, uruchamia dużo kontaktów – zaznacza biskup. Podkreśla, że wyjazd był bardzo udany. – Dał inne spojrzenie na to wszystko, co dociera do nas z mediów. Po Mszy św. podeszła do mnie młoda kobieta i prosiła o modlitwę za swojego męża, bo od pewnego czasu nie ma z nim kontaktu. Nie wiadomo, czy żyje. Mnóstwo takich wzruszających momentów. Oni cały czas żyją w świadomości, że jest wojna – żyją w dramacie – mówi bp Przyborek.

Dostępne jest 10% treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.