Swastyka wyryta na czole

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 41/2023

publikacja 12.10.2023 00:00

O przyczynach, skali i metodach pierwszego w czasie II wojny światowej ludobójstwa dokonanego przez Niemców na Pomorzu Gdańskim mówi dr Mateusz Kubicki z Instytutu Pamięci Narodowej i Uniwersytetu Gdańskiego.

	Już wkrótce nakładem Wydawnictwa IPN ukaże się publikacja poświęcona niemieckiej zbrodni w lesie Zajączek. Autor wykorzystał  w książce nieopracowane dotychczas dokumenty pochodzące z archiwów polskich i niemieckich. Już wkrótce nakładem Wydawnictwa IPN ukaże się publikacja poświęcona niemieckiej zbrodni w lesie Zajączek. Autor wykorzystał w książce nieopracowane dotychczas dokumenty pochodzące z archiwów polskich i niemieckich.
IPN

Jan Hlebowicz: W pierwszych miesiącach II wojny światowej na Pomorzu Gdańskim Niemcy zamordowali ok. 30 tys. osób, w tym kobiety i dzieci. Wydarzenia te nazywane są w historiografii m.in. zbrodnią pomorską 1939. Dlaczego to właśnie Pomorze znalazło się „na samym dnie okupacyjnego piekła”, jak pisało jedno z wydawanych w czasie wojny pism?

Mateusz Kubicki: Aby zrozumieć to, co stało się na Pomorzu Gdańskim po 1 września 1939 r., należy cofnąć się do dwudziestolecia międzywojennego. Po 1920 r., kiedy tereny te zostały odzyskane przez Polskę, najpierw doszło do exodusu ludności niemieckiej. Powiedzmy sobie prawdę – ci ludzie nie chcieli żyć pod polskim panowaniem. Co więcej, władze Republiki Weimarskiej uznawały, że taki przebieg granicy jest wyłącznie tymczasowy i stale nawoływały do zerwania z „wersalskim porządkiem”, żądając powrotu Pomorza Gdańskiego do Niemiec. W przededniu wybuchu II wojny światowej między ludnością polską i niemiecką wyczuwalna była bardzo napięta atmosfera. Nie pozostało to bez wpływu na późniejsze wydarzenia. Po ataku Niemiec na Polskę 1 września 1939 r. obok regularnych wojsk na Pomorze wkroczyły też oddziały wyznaczone do zabijania ludności cywilnej. Mowa tutaj o Einsatzkommando 16 i członkach SS-Wachsturmbann „Eimann”. Co bardziej znamienne, do zbrodni włączyli się również miejscowi Niemcy, zasilając szeregi paramilitarnej organizacji Selbstschutz Westpreussen. Funkcjonariusze wszystkich tych formacji zostali wyposażeni w listy proskrypcyjne, które uzupełniano także po rozpoczęciu działań wojennych. Przystąpiono wówczas do masowych aresztowań Polaków i Żydów, których określano jako „inteligencja” lub „kierownicza warstwa narodu”. Później, głównie jesienią 1939 r. i wczesną zimą 1940 r., większość tych osób zamordowano w ponad 400 miejscach na całym Pomorzu Gdańskim. W celu lepszej identyfikacji wydarzenia te nazywamy dzisiaj „zbrodnią pomorską 1939” lub „krwawą pomorską jesienią 1939”. Jako badacz oba te pojęcia uważam za adekwatne. Co do skali zbrodni – rzeczywiście jest ona porażająca. Podana przez pana liczba zamordowanych pokrywa się z ustaleniami polskich i niemieckich historyków. Trzeba jednak wyraźnie dodać, że aktualnie, poprzez wycinkowe badania poszczególnych miejsc kaźni, staramy się liczbę 30 tys. pomordowanych weryfikować, co nie pozostanie bez wpływu na jej prawdopodobne obniżenie. Jako przykład w tej materii może posłużyć leżący pod Starogardem Gdańskim Las Szpęgawski, gdzie w ramach powojennych ustaleń Niemcy mieli zamordować nawet 7 tys. osób. Prowadzone badania naukowe w 2019 r. zmniejszyły łączny bilans ofiar do 2413 osób znanych z imienia i nazwiska. Liczbę tą należy jednocześnie uznawać za najmniejszą z możliwych.

Istnieją podstawy, by sądzić, że aż od 25 do 30 proc. ofiar z 1939 r. zostało zamordowanych na skutek zmiażdżenia czaszek. Nie zginęły od kul, ale zostały skatowane tępymi narzędziami, łopatami, kolbami karabinów. Kim byli ludzie, którzy na masową skalę i przy użyciu brutalnych metod mordowali mieszkańców Pomorza? Czy za dokonane zbrodnie ponieśli jakiekolwiek konsekwencje po wojnie?

Tak, to prawda. W ten sposób zabijano głównie osoby z zaburzeniami psychicznymi, które znajdowały się wówczas w przejętych przez Niemców dużych pomorskich szpitalach psychiatrycznych i innych pomniejszych lecznicach. Sami oprawcy motywowali ten proceder „oszczędnością” amunicji. Sprawcami tych zbrodni byli członkowie wzmiankowanych wcześniej formacji, głównie SS-Wachsturmbann Eimann oraz, co bardziej przerażające, przedwojenni niemieccy sąsiedzi Polaków i Żydów. Osoby, z którymi jeszcze przed 1 września 1939 r. egzystowali w pokojowy sposób. To właśnie powszechny udział miejscowych Niemców przyczynił się do tak ogromnej skali zbrodni. Większość z nich, uciekając z Pomorza zimą i wiosną 1945 r., zabrała ze sobą ten niewygodny fakt – lub może bardziej należałoby powiedzieć: „krwawy sekret” – do Niemiec. Po wojnie w zdecydowanej większości uniknęli kary, wypierając się udziału w mordowaniu Polaków i Żydów.

Miejsc, w których Niemcy przeprowadzili masowe egzekucje, było na całym Pomorzu kilkaset. Jednemu z nich – lasowi Zajączek niedaleko Skórcza – poświęcił Pan najnowszą książkę, która czeka na premierę. Co udało się ustalić?

Książka „Las Zajączek 1939–1945. Niemiecka zbrodnia na Pomorzu Gdańskim z lat II wojny światowej” jest kolejną monografią, która wypełnia jedną z białych plam w historii Pomorza w latach 1939–1945. Kompleks leśny Zajączek był miejscem kaźni leżącym nieopodal miasta Skórcza w powiecie starogardzkim. Niemcy popełniali tam zbrodnie jesienią 1939 r. oraz w 1944 r., kiedy na tym obszarze doszło do wzrostu aktywności partyzantów. W zbrodni brali udział głównie przedstawiciele różnych formacji SS, SA, Służby Pracy Rzeszy, niemieckiej żandarmerii oraz zaangażowani w „umacnianie niemczyzny” miejscowi volksdeutsche. Zajączek był jednym z miejsc, gdzie w 1944 r. Niemcy nie dokonali akcji niwelacyjnej, polegającej na wyciągnięciu i spaleniu ciał zabitych. Pozwoliło to na o wiele lepsze wskazanie pełnej liczby ofiar tego miejsca kaźni. Biorąc pod uwagę dotychczasowy stan badań, szacuje się, że łączna liczba ofiar tego miejsca oscylowała w granicach 150 osób. Moje ustalenia są zbliżone do niej, ponieważ na liście zamordowanych znajdują się 143 osoby. Mamy wśród nich dużą grupę rolników, rzemieślników, robotników, kilku nauczycieli i duchownych.

Księży rzymskokatolickich, oprócz tych zamordowanych przez Niemców w lesie Zajączek, było znacznie więcej. W Piaśnicy zabito co najmniej 53 kapłanów, pozbawiając Gdynię i powiat morski prawie całego duchowieństwa. W Szpęgawsku zlikwidowano 66 księży. Z jakich powodów kapłani stali się wrogiem numer jeden, przeznaczonym do natychmiastowej eksterminacji?

Wyjaśnienie przyczyny masowych zbrodni popełnionych przez Niemców na duchownych jest bardzo proste. Chrześcijaństwo ze swoim misyjnym i pacyfistycznym charakterem stało w sprzeczności do kultu siły i jednostki narodowego socjalizmu. Są to sprzeczności natury ideologicznej. Dodatkowo, mając na uwadze udział duchownych w obronie polskiego języka i patriotycznych wartości jeszcze pod zaborem pruskim oraz późniejsze włączenie w umocnienie polskości Pomorza Gdańskiego, ich „eliminacja” ze społeczeństwa była dla Niemców elementem koniecznym. Księża podnosili na duchu, dawali nadzieję i utwierdzali w tym, że możliwe jest przetrwanie, nazwijmy to umownie, kolejnego niemieckiego zaboru. Parafie katolickie mogły więc stać się ponownie enklawami, gdzie można by było kultywować język i tradycję. Sami Niemcy obawiali się ich wpływu na miejscową polską ludność, przypisując księżom próby podburzania parafian, co oczywiście było wyłącznie fałszywym pretekstem do aresztowań i późniejszych zbrodni.

W przypadku duchowieństwa mamy do czynienia nie tylko z ogromną skalą mordów, ale także ze szczególnie brutalnym traktowaniem...

Już same aresztowania duchownych były przez Niemców doskonale zaplanowane. Najczęściej dokonywali ich, głównie nocą, przedstawiciele mniejszości niemieckiej. Ich przebieg przepojony był nienawiścią i brutalnością. Potwierdzają to libacje alkoholowe towarzyszące zatrzymaniom księży czy poniżanie kapłanów. Tak stało się chociażby podczas zatrzymania ks. Reginalda Krzyżanowskiego z Sumina, któremu selbstschutzmani wlewali wódkę do gardła, a następnie pod groźbą zastrzelenia na miejscu nakazali współżyć ze swoją gosposią, czy ks. Josefa Kuchenbeckera, któremu nożem wyryto na czole swastykę. Owo przerażające, brutalne traktowanie potwierdzało szczególną wrogość, jaką przedstawiciele mniejszości żywili do duchownych.

Jakie wyzwania stoją przed historykami zajmującymi się niemiecką okupacją na Pomorzu Gdańskim? Mówiąc prościej – jak wiele jest jeszcze do zbadania?

Ważnym postulatem badawczym jest dalsze, pogłębione badanie poszczególnych miejsc niemieckich zbrodni na Pomorzu Gdańskim. Aktualnie pełnych opracowań doczekało się kilka z nich. Taki stan rzeczy bardzo utrudnia łączne oszacowanie liczby zabójstw, nie dając odpowiedzi na pytanie o pełną skalę zbrodni pomorskiej. Podobne białe plamy dotyczą spraw związanych z dalszym przebiegiem okupacji. Mam tu na myśli niemiecką akcję wysiedleń Polaków, akcję „kolonizacyjną”, polegającą na sprowadzaniu na Pomorze Niemców spoza granic III Rzeszy oraz łączącą się z nimi nierozerwalnie niezwykle represyjną politykę gospodarczą. Opracowanie tych obszarów badawczych, obok określenia skali zjawiska wypędzeń i przesiedleń, pozwoli na wskazanie, jak duża liczba majątków została przez Niemców zagrabiona i bezpowrotnie przepadła, przyczyniając się do pauperyzacji miejscowej ludności.

dr Jan Hlebowicz, historyk, publicysta, pracownik IPN Gdańsk, w latach 2012–2018 dziennikarz „Gościa Niedzielnego”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.