Idziemy z duchem synodalnym

Gość Gdański 43/2023

publikacja 26.10.2023 00:00

− Myślę, że ponad 500 osób stojących i patrzących w jasne niebo pod sklepieniem Świętego Jana na pamiątkowej fotografii to dowód na to, że jestem najszczęśliwszym księdzem na świecie. Bo prócz tego, że jest nas tak dużo, to tyle samo jest tu dobrych, ludzkich energii – mówi ks. kan. Krzysztof Niedałtowski, archidiecezjalny duszpasterz środowisk twórczych i rektor kościoła św. Jana w Gdańsku.

	Msza św. jubileuszowa z okazji 25 lat duszpasterstwa w odbudowanej świątyni. Msza św. jubileuszowa z okazji 25 lat duszpasterstwa w odbudowanej świątyni.
Dariusz Kula /Archiwum Duszpasterstwa Środowisk Twórczych AG

Kościół św. Jana to jedna z najbardziej charakterystycznych budowli Głównego Miasta, a historycznie rzecz ujmując, Świętojańskiego Miasta.

Ołtarz w roli głównej

Przewodnikiem zarówno po opowieści historycznej, jak i współczesnej o świątyni (o swoich wiernych) jest ks. Krzysztof Niedałtowski. – Zacznijmy od symbolu tego miejsca. To właśnie krzesła, które w kościołach są zazwyczaj ławkami. Skierowane w jedną stronę. U nas krzesła można obracać w zależności od tego, jak chcemy je ustawić. Są to foteliki, trochę jak w teatrze, miękkie, rozkładane i z podpórkami, skierowane na zachód, jeśli chcemy używać sceny – demonstruje ksiądz rektor. Na tej Janowej scenie odbywają się koncerty. Na przykład „Actus humanus” – międzynarodowy festiwal muzyki dawnej, który gości tu dwa razy w roku, raz w Adwencie i potem jako edycja wielkopostna. To najwyższa europejska „półka” dawnej muzyki. Wtedy widzowie spoglądają na scenę na zachodzie kościoła, w stronę dawnego chóru i wieży, gdzie są dziś garderoby.

A kiedy nadchodzi niedzielne południe... – Podnosimy krzesełko za dwa oparcia, obracamy i siadamy, patrząc w stronę wschodu, w stronę ołtarza, i skupiamy się na liturgii. Patrzymy na przepiękny 12-metrowy ołtarz Abrahama van den Blocka z 1612 roku. Jeden z najpiękniejszych zabytków barokowej sztuki z kamienia w Europie, zachowany właściwie w nienaruszonej formie – wskazuje na monumentalne dzieło kapłan.

Abraham, jeden z najwybitniejszych gdańskich architektów i człowiek wielu talentów, budował go etapami dla miejscowej wspólnoty ewangelików przez 12 lat, prace zatrzymała m.in. epidemia dżumy. Efekt końcowy, w takiej samej formie jak 400 lat temu, można oglądać dziś dzięki pracom konserwatorskim, prowadzonym z ogromnym pietyzmem.

Kościół św. Jana był zawsze (za czasów katolickich i ewangelickich) miejscem, w którym spotykali się artyści, intelektualiści, progresywne grono wiernych. Najpierw trochę w duchu konkurencji do krzyżackiego mainstreamu, potem do znajdującej się niedaleko głównej świątyni, czyli bazyliki Mariackiej, w której od 1525 roku modlili się ewangelicy.

Duch konkurencji przenosił się też w św. Janie na sferę wiedzy i sztuki. Mieszkańcy świętojańskiej dzielnicy szybko założyli szkołę przy parafii, potem pokaźną bibliotekę. I ufundowali ołtarz autorstwa van den Blockego. – W Gdańsku, w którym odbywa się walka na obrazy między katolikami i luteranami, i gdzie katolicy są oczywiście postponowani jako heretycy, to na naszym ołtarzu pojawiają się jako ci, na których spadają gwiazdy apokaliptyczne i komety. Jest i kardynał, i papież, i wśród nich Turek niechrzczony. Ta walka była ukazana też właśnie w ikonografii. Natomiast w ołtarzu głównym mamy bardzo wyjątkową scenę chrztu Jezusa w Jordanie. Święty Jan w roli głównej to wielka rzadkość, szczególnie w wydaniu luterańskim. Scena główna chrztu Jezusa oraz mniejsza ostatniej wieczerzy i paschy żydowskiej – to były sztandarowe sceny luterańskie pokazujące to, że oni mają dwa sakramenty – dodaje ks. Krzysztof, który jest religioznawcą.

Duszpasterz i wierni – życiowe role

Przejęty przez luteran w czasie reformacji kościół św. Jana pozostał protestancki aż do 1945 roku. – Znalazłem zapiski ostatniego pastora, który codzienne, od lutego aż do sierpnia 1945 roku, chował zmarłych. Nie pytał nawet o wyznanie, tylko po prostu grzebał ich wokół kościoła, bardzo płytko pod ziemią. Wspominał też, że Rosjanie wkroczyli do kościoła i splądrowali krypty. Więc i tam miał miejsce na kolejne pochówki – mówi ks. Niedałtowski.

W sierpniu 1945 roku Rosjanie przekazali kościół, już zburzony, zdewastowany i spalony, nowej administracji – konsystorzowi kościoła luterańskiego w Warszawie. Swoistym kuriozum jest fakt, że zniszczenia były na tyle przerażające i „malownicze”, że św. Jan „zagrał” rolę katedry św. Jana w Warszawie w jednym z odcinków serialu „Kolumbowie”, opowiadającym m.in. o powstaniu warszawskim.

Przez długi czas nie było szans ani na odbudowę, ani na zagospodarowanie liturgiczne świątyni. Planowano tu urządzić muzeum scenografii filmowej i teatralnej, ale nie było na to ani pomysłu, ani środków. Biuro odbudowy założono w dzisiejszej zakrystii, dawnej bibliotece. – To było jedyne pomieszczenie w miarę zabezpieczone i odbudowane. Reszta kościoła aż do 1991 roku to były czarne koty, fruwające gołębie i dwie kuny przychodzące tutaj z wizytami – dodaje ks. Krzysztof. Wtedy też służby skapitulowały i kościół został przekazany z zasobów Skarbu Państwa diecezji gdańskiej, a jego rektorem ustanowiono ks. inf. Stanisława Bogdanowicza z bazyliki Mariackiej. To był jego trzeci kościół, który wymagał remontu, oprócz bazyliki i Kaplicy Królewskiej.

Wspólnota świętojańska rodziła się wraz z wywożonym gruzem. W latach 90. Msze św. odprawiał w małej kaplicy w ogromnym kościele ks. Marek Adamczyk, który odpowiadał za świątynię. W 1998 roku ks. Krzysztof Niedałtowski wrócił ze stypendium naukowego z Brukseli. Już wcześniej prowadził w staromiejskim kościele św. Bartłomieja, dziś grekokatolickiej katedrze, wspólnotę środowisk twórczych i artystycznych. – Jeszcze przed wyjazdem umówiliśmy się z bp. Tadeuszem Gocłowskim, że „wezmę” Jana. Chociaż ksiądz biskup lekko pukał się w głowę i pytał: „Jak ty sobie z tym poradzisz?”. Pomyślałem, że będzie to poligon liturgiczny i wielka przygoda. Potraktowałem to jako wyzwanie i bardzo mnie to mobilizowało. Wiedziałem też, że jest umowa z Nadbałtyckim Centrum Kultury, mówiąca o remoncie. To również było ogromne wyzwanie, że samorządowa instytucja podjęła się dzieła odbudowy kościoła, konserwacji i opieki w zamian za to, że będzie mogła urządzać tu koncerty i wystawy. Z zastrzeżeniem bardzo jednoznacznym w tej umowie, że będzie to siedziba rektoratu katolickiego – mówi ks. Niedałtowski.

Pierwsza Msza św. we wrześniu 1998 roku była odprawiana na ołtarzu ze szkolnej ławki, z krzesłami na gruzowisku na podłodze, przy dekoracji z wybitych szyb i w towarzystwie lokalnych kotów. – Zgromadziła się setka wiernych. To było pokłosie mojej posługi u Bartłomieja, bo tam przez siedem lat pracowałem ze środowiskami twórczymi. Kiedy wróciłem z Belgii, to jednak ci ludzie zaczęli pojawiać się na powrót. I rozpoczęliśmy powoli odbudowywać wspólnotę i naszą świątynię. Z miesiąca na miesiąc było coraz więcej ludzi. Trzeba było wprowadzić nagłośnienie, bo już nie dało się opanować całej przestrzeni naturalnym głosem – wspomina kapłan.

Ludzie Janowi to kolejne inicjatywy, wielorakie projekty, ale też specjaliści różnych dziedzin. Dobrze rozwijała się współpraca z Urzędem Marszałkowskim i Nadbałtyckim Centrum Kultury, szczególnie jego 4. dyrektorem, Larrym Okeyem Ugwu, rodowitym Nigeryjczykiem. – Larry zatrudnił fachowych ludzi do konserwacji. Wśród nich była pani Iwona Berendt, która swoją mrówczą, wytrwałą pracą pozyskała środki europejskie –i to niebagatelne. To pozwoliło nam odbudować kościół w takim wymiarze, w jakim go dziś oglądamy – cieszy się ks. Krzysztof.

Scena zbiorowa – wspólnota

Dziś wspólnota św. Jana liczy ponad 500 wiernych. Ksiądz rektor nie ma plebanii ani wikariusza. Ma wiernych, którzy pomagają mu organizować życie duszpasterskie i liturgiczne. – Mszę św. odprawiamy zawsze w południe w niedzielę. To jest moja wielka radość, bo towarzyszy jej zawsze wspaniała oprawa wizualna i muzyczna. Dotyczy to też wszystkich świąt. Mamy bardzo piękne Triduum Paschalne, połączone z niesamowitą muzyką, którą przygotowują i wykonują profesjonaliści. Od trzech lat posiadamy organy, które zrekonstruowaliśmy pod czujnym nadzorem profesora Andrzeja Szadejki. To absolutna muzyczna pierwsza liga. Mamy szefa scholi i kapelmistrza Macieja Borowicza po katowickiej akademii muzycznej z genialnym wyczuciem liturgii i z kompozycjami, które powstają na każdą niemal liturgię. Przez trzy lata co niedzielę komponował nową antyfonę na wejście i to były oryginalne, nowe kompozycje, które doskonalili nasi śpiewacy. Mogę śmiało powiedzieć, że mam tu taki trochę luksus liturgiczny – wylicza kapłan.

Do Pierwszej Komunii św. ks. Krzysztof przygotowuje dzieci ze wspólnoty razem z rodzicami, indywidualnie; z młodzieżą, która szykuje się do bierzmowania, wyjeżdża na rekolekcje do jednego z włoskich klasztorów. To nie wspólnota „lansu”, ale ludzi o artystycznej, bogatszej wrażliwości.

– Największym sukcesem tego duszpasterstwa jest ludzki kapitał. To piękny Kościół, trochę inny, trochę dziwny, trochę eksperymentalny, ale mieszczący się w ramach i w drodze chrześcijańskiej. Łączy wiernych od Wejherowa do Pruszcza Gdańskiego, którzy tu wybrali sobie taką duchową ojczyznę. Nie mamy legitymacji uczestnika, nie prowadzimy weryfikacji – kto ma ochotę, to do nas przychodzi. Ludzie przynoszą wciąż nowe inicjatywy, przybywają z energią i chcą, żeby ją zagospodarować. My jesteśmy razem w Kościele. I mieliśmy tutaj też synod. Przez cały rok stał taki duży słój, do którego ludzie wrzucali swoje obserwacje, postulaty, które potem zebraliśmy. Na dzień św. Jana, rok temu, mieliśmy debatę przy stole ustawionym w podkowę, gdzie dziewięć osób, w tym tylko dwóch duchownych, mówiło o swoich bólach, pragnieniach i pomysłach na reformę naszej wspólnoty w różnych zakresach. W tym roku w podobnej debacie wzięły udział trzy pokolenia, najmłodszy uczestnik miał 25 lat, świeżo upieczony prawnik, a najstarszym był aktor Jerzy Kiszkis z pokolenia 80+. Tak zapoczątkowaliśmy Świętojańską Akademię Umiejętności, która ma skanalizować nasze umiejętności, energię i pokierować ją do czynienia dobra w ramach Kościoła – dodaje ks. Niedałtowski.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.