Sypią się razy, padają dzieci...

Jan Hlebowicz

|

Gość Gdański 50/2023

publikacja 14.12.2023 00:00

W grudniu 1970 r. na ulicach Gdyni i Gdańska życie stracili nastolatkowie. Wraz z nimi odeszły ich marzenia, pierwsze miłości i zawodowe plany. Odpowiedzialni za śmierć młodych Polaków nigdy nie ponieśli kary.

W województwie gdańskim podczas tych tragicznych wydarzeń zostało zabitych 29 osób. W województwie gdańskim podczas tych tragicznych wydarzeń zostało zabitych 29 osób.
Archiwum IPN Gdańsk

Ofiarami Grudnia ’70 w większości byli bardzo młodzi ludzie – robotnicy, uczniowie i studenci. Jerzy Skonieczka miał 15 lat. Latem zarabiał pieniądze, sprzedając lody na gdyńskiej plaży. Po szkole ćwiczył specjalne okrzyki i przyśpiewki, którymi zwracał na siebie uwagę plażowiczów. Miał do tego smykałkę. 17 grudnia wyszedł z domu, by przyjrzeć się manifestacjom. Nie brał w nich udziału. Komunistyczna Służba Bezpieczeństwa zanotowała: „Zmarł na skutek postrzału w głowę z uszkodzeniem mózgu”. Zbigniew Nastały, lat 17. W drodze do szkoły przyłączył się do jednego z pochodów. Zginął, gdy ok. 9.00 wojsko otworzyło ogień w kierunku demonstrantów. Zygmunt Gliniecki skończył 15 lat. Razem z kolegami poszedł pod kładkę nad torami przy gdyńskiej stoczni. Najprawdopodobniej został zabity podczas niesienia pomocy rannemu. 18-letni Stanisław Sieradzan uczył się w klasie maturalnej Technikum Chłodniczego w Gdyni. Był harcerzem i uzdolnionym sportowcem. Rankiem 17 grudnia wyszedł do szkoły. Do domu już nigdy nie wrócił. Zginął w okolicy przystanku kolejki Gdynia Stocznia. Według innych relacji został śmiertelnie pobity w budynku Prezydium Miejskiej Rady Narodowej – do martwego chłopca oddano strzał, by zatuszować prawdziwą przyczynę śmierci.

Tragedie młodych Polaków sprzed 53 lat zostały zapisane „na gorąco” w słynnej „Balladzie o Janku Wiśniewskim”: „Dzisiaj milicja użyła broni (...). Huczą petardy, ścielą się gazy. Na robotników sypią się razy. Padają dzieci...”.

Strzelał do ludzi jak do kaczek

Podwyżka cen, ogłoszona 12 grudnia 1970 r., tuż przed świętami Bożego Narodzenia, wywołała społeczne oburzenie. Stocznia Gdańska im. Lenina zastrajkowała 14 grudnia. Demonstracje robotników w Gdyni rozpoczęły się dzień później. Krwawa pacyfikacja protestu przez komunistyczną władzę kosztowała na Pomorzu Gdańskim życie kilkudziesięciu osób. Na ulicach Gdańska zamordowano 8 demonstrantów. Najmłodszy z zabitych miał 19 lat. Od kul wojska i milicji w Gdyni podczas „czarnego czwartku” zginęło (oficjalnie) 18 osób. Okoliczności śmierci niektórych ofiar do dziś pozostają nieznane. Najmłodsi mieli zaledwie 15 lat.

Małgorzata Boyke, siostra J. Skonieczki, wspominała, że rano 17 grudnia słyszała strzały dobiegające spod stoczni. „Baliśmy się. Pamiętam, że mama stanowczo zabroniła Jerzykowi wychodzić z domu. Ale jego nosiło. Wymknął się z kolegą z sąsiedztwa. Chcieli przyjrzeć się demonstracjom. Nie wracali przez kilka godzin. W końcu wieczorem przyszedł tylko kolega Jerzyka. Był roztrzęsiony, płakał. Powiedział do mojej mamy: »Pani Skonieczkowo, ja przepraszam, ale Jerzyk ranny. Zabrali go do szpitala«. Mój brat zginął koło swojej szkoły, w której pewnie chciał się schronić. Uciekał wraz z innymi spod Urzędu Miasta. Biegł ulicą i został z zimną krwią zastrzelony przez milicjanta. Dostał w tył głowy. Myślę, że z bliskiej odległości. Podobno ten funkcjonariusz strzelał do ludzi jak do kaczek”.

Jerzyk nie zginął na miejscu. Umierał w szpitalu przez trzy dni. Trudno było go rozpoznać. Był cały spuchnięty i owinięty w bandaże. Lekarz powiedział rodzinie, że gdyby jakimś cudem przeżył, nigdy nie byłby już sobą. Jego mózg został poważnie uszkodzony. Jak informował Komitet Centralny PZPR: „W czasie wydarzeń na Wybrzeżu ranne zostały ogółem 1164 osoby, w tym 564 osoby cywilne, 480 funkcjonariuszy MO, 51 członków ORMO i 69 żołnierzy. Z ogólnej liczby rannych 149 osób cywilnych i 5 funkcjonariuszy MO odniosło rany w wyniku postrzałów”.

Po Grudniu ’70 na uczestników demonstracji spadły surowe represje. Aresztowano ponad 3 tys. ludzi. Około tysiąca osób objęto inwigilacją i represjonowaniem w ramach spraw operacyjnych. Wielu mieszkańców Trójmiasta zostało zwolnionych z dotychczasowych miejsc pracy. Funkcjonariusze MO i SB zmuszali część osób do natychmiastowego opuszczenia Wybrzeża.

Karykatura pogrzebów

Smutnym finałem grudniowego dramatu były organizowane w tajemnicy i pośpiechu pochówki ofiar w asyście funkcjonariuszy SB. W obawie przed możliwymi manifestacjami władze nie chciały dopuścić do normalnych pogrzebów. Podobno Zenon Kliszko, najbliższy współpracownik Władysława Gomułki, członek Biura Politycznego KC PZPR, nakazał wręcz chowanie „skrycie na cmentarzach, pod płotami, wyrównując ziemię”. I chociaż ten makabryczny pomysł odrzucono, to i tak pochówki urągały wszelkiej tradycji, zwyczajom i prawu kościelnemu. Jak zapamiętali członkowie ofiar Grudnia ’70– urzędnicy przychodzili w nocy, oznajmiali, że za chwilę odbędzie się pogrzeb, i dawali najbliższym kilkanaście minut na zabranie najpotrzebniejszych rzeczy.

Mimo prób komunistom nie udało się do uroczystości pogrzebowych zaangażować kapłanów diecezjalnych. Skorzystano więc z pomocy duchownych uległych i dyspozycyjnych: kapelanów wojskowych, członków ruchu „księży patriotów”, tajnych współpracowników SB. „W swym sumieniu księża ci mogli to tłumaczyć obowiązkiem świadczenia uczynków miłosierdzia wobec ciała. Jednak ich udział bardziej był podobny do odegrania roli figurantów, którą posłużono się do uspokojenia bliskich ofiar. Co więcej, za jej odegranie – kapelani wojskowi – otrzymali wynagrodzenie” – wyjaśniali dr Piotr Abryszeński i dr Daniel Gucewicz, autorzy książki IPN „Grudniowa kolęda”.

Małgorzata Boyke, chociaż była wtedy kilkuletnią dziewczynką, atmosferę „pogrzebu” brata pamięta wyraźnie. „Nigdy nie zapomnę wrzasku mamy, gdy rzuciła się na trumnę. Krzyczała, że nie pozwoli pochować syna, dopóki nie otworzą wieka, a ona się nie upewni, kto leży w środku. W końcu wydali zgodę i wtedy okazało się, że Jerzyk został wrzucony do środka zupełnie nagi. Przykryliśmy jego zakrwawione zwłoki prześcieradłem. Nie dali nam nawet czasu na jakiekolwiek pożegnanie, modlitwę. Został pochowany jak pies” – opowiadała po latach. Trauma związana z tym, co wydarzyło się na cmentarzu, nie opuszczała jej przez wiele lat.

Winni bez kary

Grudzień ’70 był buntem pokoleniowym, wywołanym – przede wszystkim – przez wchodzącą w dorosłość generację powojennego wyżu demograficznego. Nie dziwi więc, że wśród ofiar dominowały osoby młode. Za ich śmierć winę ponosiły najwyższe władze partyjne i państwowe na czele z I sekretarzem KC PZPR Władysławem Gomułką, premierem PRL Józefem Cyrankiewiczem, ministrem obrony narodowej Wojciechem Jaruzelskim oraz ministrem spraw wewnętrznych Kazimierzem Świtałą.

„Wraz ze śmiercią Jerzyka skończyło się moje dzieciństwo. Mama nabawiła się poważnej nerwicy. Przestała się uśmiechać. Kiedy mijała na ulicy milicjantów albo żołnierzy, wyzywała ich i pluła im w twarz. Krzyczała: »Nie ty zamordowałeś mi syna, ale twój mundur go zabił!«. Zmarła młodo, miała zaledwie 63 lata. Wyglądała jak 90-letnia staruszka” – mówiła M. Boyke.

Co oczywiste, osądzenie zbrodniarzy nie było możliwe przez cały okres PRL. Szansa na uczciwy proces w sprawie grudniowej masakry pojawiła się po upadku komunizmu. Ciągnął się on od 1995 do 2013 r., obejmując 12 członków władz PRL i wysokich rangą funkcjonariuszy służb mundurowych. Przesłuchano 1100 świadków. Główni odpowiedzialni za śmierć młodych Polaków w toku procesu zmarli lub zostali wyłączeni ze względu na podeszły wiek oraz pogarszający się stan zdrowia. Na mocy wyroku z 2013 r. Stanisław Kociołek, nazywany po Grudniu ’70„krwawym katem Trójmiasta”, został uniewinniony. Ukarano jedynie dwóch oficerów „ludowego” Wojska Polskiego. Dowódcy wojska pacyfikującego protesty robotników na Wybrzeżu zostali skazani na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery lata.

„Przebieg tego monstrualnego procesu zaskoczył wielu jego uczestników i obserwatorów, lecz najbardziej chyba bliskich ofiar Grudnia ’70, którzy przez kilkadziesiąt lat daremnie czekali na sprawiedliwy wyrok dla sprawców grudniowej masakry” – ocenił historyk dr Piotr Brzeziński z Instytutu Dziedzictwa Solidarności. Uczestniczący w procesie jako przedstawiciel społecznej NSZZ „Solidarność” adwokat Piotr Andrzejewski podsumowywał z kolei: „Ten proces i zapadły wyrok więcej mówi o systemie III Rzeczypospolitej, w jakim przyszło nam żyć, niż uczone analizy”.

Pisząc artykuł, korzystałem m.in. z publikacji „Grudniowa kolęda”, wystawy IPN „Powstanie grudniowe 1970 roku”, broszury OBUWiM IPN Gdańsk „Grudzień 1970 na Wybrzeżu Gdańskim. Pamięci ofiarom zbrodni komunistycznej”.dr Jan Hlebowicz, historyk, publicysta, pracownik IPN Gdańsk, w latach 2012–2018 dziennikarz „Gościa Niedzielnego”.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.