Opowieści wigilijne

Redakcja

|

Gość Gdański 51/2023

publikacja 21.12.2023 00:00

Święta Bożego Narodzenia naszymi oczami. Na trzy głosy.

	Wigilia osób w kryzysie bezdomności. Gdańsk, 2019 rok. Wigilia osób w kryzysie bezdomności. Gdańsk, 2019 rok.
Piotr Piotrowski /Foto Gość

Polska Boża stajenka

W 1920 r., po proklamowaniu Gdańska Wolnym Miastem przez Radę Ambasadorów, na gruntach popruskich we Wrzeszczu utworzono „polski kwartał”, tzw. Polenhof. Znajdował się on w trójkącie ulic: Heeresanger (dzisiejsza Legionów), Brösener Weg (Chrobrego), wychodzących z Max Halbe Platz (pl. Komorowskiego), do którego prowadziły Labes Weg (Lelewela) i Barenweg (Mickiewicza), oraz nowo wytyczonej Ring Strasse (Kościuszki). Budynek przy Heeresanger 11 Komisariat Generalny RP w Gdańsku przeznaczył na akademik dla polskich studentów Politechniki Gdańskiej oraz szkoły powszechnej Gdańskiej Macierzy Szkolnej. Obok zrodziła się „Gedania”, a w bezpośrednim sąsiedztwie, w budynku po byłej ujeżdżalni, po przeprowadzonym gruntownym remoncie powstał w 1924 r. pierwszy, wymodlony przez wiernych, polski kościół katolicki pw. św. Stanisława Biskupa Męczennika. Pierwszym proboszczem parafii personalnej został ks. Bronisław Komorowski, późniejszy błogosławiony.

Kościół od samego początku został centrum życia narodowego i religijnego Polaków Wolnego Miasta Gdańska. Jak wspomina Zofia Bronka z d. Budkowska, parafianka przed- i powojenna: „Chodziliśmy do tego kościoła. To był nasz polski kościół. Jedyny tutaj. (...) Tu wszystko zaczynało się w kościele, każda ważna impreza”. W bastionie polskości tradycyjnie obchodzono święta Bożego Narodzenia. Były uroczysta Eucharystia i wydarzenia kulturalne. Oprócz spotkań opłatkowych działające przy parafii grupy, takie jak Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży Męskiej, założone przez bł. ks. Bronisława, w czasie świątecznym przygotowywały przestawienia, tzw. szopkę. Spektakle wystawiane były w kościele i w sali polonijnej mieszczącej się w Bratniaku (wspomnianym wcześniej akademiku dla polskich studentów Politechniki Gdańskiej). Wierni chętnie angażowali się w tworzenie scenografii, odtwarzanie jasełkowych ról i tłumnie gromadzili się na widowni. Tradycyjne spotkania trwały niemal do wybuchu II wojny światowej.

W 1938 r. organizowanie uroczystości zbiorowych stało się niebezpieczne. Niemcy aktywnie penetrowali miejsca spotkań Polonii, a angażujących się Polaków wpisywali na listę prospekcyjną. W pamięci rodziny Roswity Stern, która aktywnie działała m.in. w Towarzystwie Gimnastycznym „Sokół”, utkwiła odmienność Wigilii ‘38. Kolędy śpiewano wtedy cichym szeptem. Nie grano nawet na pianinie, by nie sprowadzić niepożądanych gości. „W naszej chrześcijańskiej religii jest zwyczaj, że przy stole wigilijnym jest miejsce dla »wędrownego gościa«, ale tym razem nieproszony mógłby okazać się niebezpiecznym” – wspominała.

Wioleta Żurawska

Bóg w codzienności

Bardzo lubię święta Bożego Narodzenia. Ich celebrowanie można już poczuć podczas adwentowych spotkań opłatkowych z różnymi grupami i wspólnotami działającymi przy parafii. W zespole księży narodzenie Jezusa świętujemy dzień przed Wigilią, by już 24 grudnia każdy z nas mógł spotkać się ze swoimi najbliższymi. Ustalamy też, którego dnia świąt będziemy mieli wolne popołudnie. Jednak zwykle mam wrażenie, że święta po prostu przelatują mi przez palce. Tyle przygotowań, tyle adwentowego oczekiwania, a potem... pstryk! I po świętach. Pstryk! I mamy już Nowy Rok. Choć uciekają tak szybko, są bardzo ważne – uczą nas bowiem tego, że życie to przecież codzienność przerywana szczególnymi uroczystościami, a nie nieustanne celebrowanie, w którym robimy przerwy na obowiązki, zanurzając się niechętnie w szarą rzeczywistość.

Mnie jako księdzu Boże Narodzenie kojarzy się też z kolejkami do spowiedzi w ostatnich dniach Adwentu. I choć z jednej strony smuci fakt, że z niektórymi spotykamy się u kratek konfesjonału po raz pierwszy od roku, to jednak ostatecznie cieszy, że zbliżające się święta motywują ich do podjęcia próby głębszego wejścia w wiarę. Nasłuchiwanie tego, co dzieje się w ludzkich sercach, daje mi też szerszy obraz tego, za czym dziś człowiek tęskni, czego potrzebuje i co wzbudza w nim lęk. Bo przecież Boże Narodzenie to też okazja do tego, by wlać nadzieję w zatroskanych o przyszłość, pobudzić ospałych i pocieszyć smutnych. I być może będzie to jedyna szansa w roku. Dużo więc się nad tym zastanawiam i długo z tym chodzę – co powiedzieć w świątecznej homilii, co jest przesłaniem na te właśnie święta, w jaki sposób Słowo chce się wcielić w tym roku?

Uroczystość Narodzenia Pańskiego ukazuje nam Chrystusa jako Słowo, które wciela się w codzienność. On ma na imię Emmanuel, czyli Bóg z nami. W codzienności człowiek przeżywa swój rozwój. Doświadcza też tego, że w niej może być obecny Bóg – i powinien On przenikać właśnie codzienność, gdyż ona stanowi większość ludzkiego życia. Bóg ma tkwić w szczegółach naszego życia, w których dzieje się najwięcej dobra, zwykle przez nas niezauważonego. Boże Narodzenie ma pomóc wydobyć to, co dobre w naszej codzienności, i w świąteczny sposób postawić to na widoku.

Dzieląc się opłatkiem, podziękujmy więc sobie za codzienne sprawy. Za miłość odczuwaną przy wspólnym obiedzie, za miłość okazaną w wyprasowanej koszuli, za miłość w pozmywanych garnkach, za miłość w uśmiechu, w spojrzeniu i w całusie danym w biegu. Emmanuel chce przekonać nas, że jest z nami w każdej chwili, choć nie zawsze Go widzimy i czujemy. Wdzięczność za doświadczane i spełniane dobro pomaga wydobyć Jego cichą obecność w naszej codzienności. Bóg akceptuje nasz rozwój, gdyż sam go w Jezusie doświadczył: „Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi” (Łk 2,52). On jest z nami. To treść tych świąt ujęta w jednym zdaniu. Życzmy sobie, by ta Dobra Nowina dotarła do głębin naszych serc.

ks. Mateusz Tarczyński

Miłość, która chce się dzielić

Najpiękniejsze święta Bożego Narodzenia to takie, w których Jezus Chrystus przychodzi do nas niezauważenie. I nagle odkrywamy, że... siedzi z nami przy stole.

Jest zimowy wieczór 2019 roku. Gdańska hala, w której co jakiś czas odbywają się targowe imprezy, dziś wypełnia zgoła inna publiczność. Wiedzą, że dziś jest ich dzień. Ich święto. Dlatego do stoczniowej hali przyjechało ich tak wielu – ponad 600 – i z całego Trójmiasta. Jeszcze trwa wrzawa przy szatni, w której wielu zostawia swoje wózki, torby, siatki i tobołki. Często jest to cały ich dom, który noszą ze sobą.

– Czekam na to spotkanie przez cały rok. Naprawdę. Mogę się spotkać z kolegami, których nie widuję, a których tu poznałem wcześniej. To tak, jak w domu. W święta też możesz spotkać rodzinę, której czasem długo nie widzisz. Dla mnie to jest tak samo – niecierpliwi się Grzegorz, od 8 lat żyjący na ulicy.

A skoro święto, to i uroczysta atmosfera. Na tyle, na ile mogli albo sytuacja im pozwoliła, przygotowali się do wieczornego spotkania. Niektórzy ładniej się ubrali, umyli, uczesali. A nawet pomyśleli o prezentach. Znaleziony scyzoryk, wyczyszczony i zapakowany, Grzegorz podaruje któremuś ze swoich bezdomnych kolegów. – Są święta, to i prezenty muszą być. Nie jest dla konkretnej osoby. Przy stole okaże się, kto go dostanie. Ale na pewno się przyda – recenzuje dar, który za kilkanaście minut wręczy innemu bezdomnemu.

Powoli zasiadają przy największym trójmiejskim wigilijnym stole. Na nim mnóstwo jedzenia – tradycyjne potrawy świąteczne, gorący bigos, owoce, ciasta i słodkości. Wieczorną uroczystą kolację przygotowywali dla nich przez kilka miesięcy młodzi ludzie z Duszpasterstwa Akademickiego „Górka”. – Podziwiam ich. Jest sobotni wieczór, przed samymi świętami. Mogliby powiedzieć, że mają dużo obowiązków, nie mają czasu. A od miesięcy przygotowywali ten jedyny w swoim rodzaju wieczór dla osób w trudnym życiowym położeniu – mówi o. Paweł Koniarek OP, duszpasterz akademicki. Ich praca, zaangażowanie i miłość do bliźniego zostają docenione przez zaproszonych gości – gromkimi brawami dziękują za zorganizowanie wieczornego wydarzenia.

Już za chwilę wrócą znów na swoje ulice. Ale teraz jeszcze jest chwila, by świętować. Grzegorz wręcza scyzoryk Jerzemu, którego właśnie poznał. Łamią się opłatkiem, łamią się im głosy... Życzenia, które były wcześniej przygotowane, wypowiedziane kilkanaście razy w myślach, teraz zamieniają się w łzy. W objęciach mężczyzn są i radość, i miłość. Ona, jak zawsze, przychodzi niespodziewanie. Po to, by pokazać, choć przez chwilę, jak jest mocna, prawdziwa i niepokonana. Przy najpiękniejszym wigilijnym stole.

Piotr Piotrowski

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.