Jak w Nazarecie

Piotr Piotrowski

|

Gość Gdański 13/2024

publikacja 28.03.2024 00:00

W uroczystość św. Józefa w 2024 r. minęło dwadzieścia lat od powstania Domu Hospicyjnego w Sopocie. To miejsce, gdzie najważniejsze są człowiek i miłość. Prawdziwa i wierna. Aż do dobrego końca.

Urodzinowy tort dzielił bp Piotr Przyborek. Urodzinowy tort dzielił bp Piotr Przyborek.
Piotr Piotrowski /Foto Gość

Droga do sopockiego hospicjum bywa różna. Najczęściej z domu albo szpitala, bo „nie ma już sposobu, żeby pomóc” albo, co brzmi gorzej, „pacjent jest w stanie terminalnym choroby”. Co roku w tym miejscu przebywa około 250 osób, w ciągu 20 lat istnienia to już tysiące podopiecznych. Opieka świadczona jest bezpłatnie. Tutaj nie ma spektakularnych sukcesów w leczeniu chorych jak na oddziałach ratunkowych czy chirurgicznych, które znamy z seriali telewizyjnych. Mało tego – miejsce kojarzy się z odchodzeniem i przygotowaniem do przejścia chorego do domu Ojca. Ale i tu trwa codziennie walka – o każdy dzień, o pokonanie bólu, a czasem o kolejny oddech. Wszystko tutaj koncentruje się na człowieku. Tym, któremu trzeba pomóc, gdy odchodzi.

Dobry patron z Nazaretu

Opiekunem Domu Hospicyjnego w Sopocie jest święty Józef. Jego obraz wita przekraczających próg domu. Obok wisi inne zdjęcie. Przedstawia dwóch księży prezentujących wizualizację budynku św. Janowi Pawłowi II. – Wszystko zaczęło się od idei. W tym miejscu połączyła ona trzy strony przedsięwzięcia – biznes, reprezentowany przez Romana Rojka, szefa Fundacji Dobroczynności Atlas, miasto Sopot i naszą organizację. Warto podkreślić zaangażowanie wszystkich stron w projekt. Miasto Sopot bez zbędnej zwłoki, w jeden dzień, podjęło decyzję o przekazaniu gruntu pod inwestycję, której finansowanie zapewnił biznesmen – mówi ks. Janusz Steć, dyrektor Caritas AG, która prowadzi placówkę w Sopocie.

W 2003 r. rozpoczęła się budowa domu na działce przy Alei Niepodległości 632, w parku w historycznej dzielnicy Sopotu, Stawowiu. Prace szły w ekspresowym tempie – w rok powstał budynek nie tylko piękny architektonicznie, ale przede wszystkim zapewniający wszystkie funkcje użytkowe dla tej wysokospecjalistycznej placówki medycznej. Znalazły się tam m.in. winda, umożliwiająca transport mieszkańców na szpitalnych łóżkach, czy piękne atrium i taras, na które podopieczni mogą wjechać wózkami. Są też profesjonalna kuchnia, przychodnia leczenia bólu, a także kaplica. – Wybudowanie tej przestrzeni zainicjowało działalność domu. Wśród różnych walorów tego miejsca można wymienić pokój, tak bardzo potrzebny szczególnie jego mieszkańcom. Prosimy Boga, aby ten pokój był w sercach tych wszystkich, którzy tu mieszkają, przychodzą, a także dla ich otoczenia, bliskich. Abyśmy dzięki niemu potrafili stawać wobec rzeczy trudnych, także tych, które przekraczają granicę życia – dodaje ks. Steć.

O patronie miejsca mówił w homilii w czasie jubileuszowej Mszy św. bp Piotr Przyborek, biskup pomocniczy archidiecezji gdańskiej. Nawiązał do obrazu domu Świętej Rodziny w Nazarecie. – To była mała miejscowość – 30, 40 domów, które dziś możemy oglądać, bo odkopano ich fundamenty. W takim domu mieszkał święty Józef z rodziną. Był to budynek dosyć skromny, jednoizbowy. Pewnie gdzieś tam na dole była piwnica, która mogła być jakąś grotą. W tej jednej izbie było wszystko: palenisko, miejsce do spania, przygotowywania posiłku. Na dach prowadziły schody zewnętrzne, a życie toczyło się właśnie na nim. Dom był solidny, zbudowany na mocnym fundamencie, na skale. To był dom, w którym rodzina mogła spokojnie mieszkać – mówił bp Piotr. – Było w nim poczucie bezpieczeństwa, była miłość. Było tam to, co najbardziej do życia potrzebne. Tak samo jest z naszym domem św. Józefa. Można by mówić wiele o miłości, o życzliwości, o pragnieniu pomagania. Tutaj możemy to robić. To dzięki wam, drodzy przyjaciele naszego hospicjum, którzy to miejsce tworzyliście, którzy przyczyniacie się do tego, żeby ono mogło istnieć. W tym domu św. Józefa wzajemnie sobie służymy i pomagamy, to druga rzeczywistość służby i pomocy. Mówiąc obrazowo: to miejsce jest filią domu św. Józefa z Nazaretu. Ludzie przychodzą, żeby znaleźć przestrzeń, znaleźć chleb, znaleźć słowo i bardzo konkretną pomoc. W tym domu dojrzewamy do spotkania z Bogiem po to, by później w wieczności cieszyć się radością spotkania ze świętym Józefem. On nam tutaj patronuje, troszczy się, opiekuje. Gdyby nie on, ten dom pewnie nie raz już przestałby funkcjonować – dodał.

Siła ludzi siłą miejsca

W historię i życie sopockiego Domu Hospicyjnego wpisują się ludzie, pracownicy, wolontariusze, wszyscy, którzy towarzyszą mieszkańcom.

Początkiem drogi do przestrzeni Domu Hospicyjnego św. Józefa jest recepcja. Od 20 lat, od początku istnienia placówki, pani Halina odbiera tu telefony od ludzi, którzy pytają o wolne miejsce. Jej rola jest bardzo ważna. – Muszę często „rozchmurzyć” oblicza tych, którzy tutaj dzwonią. Przygnębieni, często załamani, że już nie dają rady. Pocieszyć, ale też zapewnić, że wszystko będzie dobrze, że ich bliscy zostaną tu otoczeni profesjonalną pomocą we wszystkich aspektach, nie choroby, ale życia – mówi.

W sopockiej placówce rocznie przebywa do 250 osób. – To miejsce staje się domem, ale żeby mogło nim być, ważny jest nie tylko ten wymiar leczniczy, praca lekarzy, pielęgniarek – a mamy szczęście do cudownych pracowników. Istotne jest też poczucie bezpieczeństwa, pokój w sercu. Realizacja tego celu jest możliwa dzięki zaangażowaniu wielu naszych wolontariuszy, bardzo różnych osób o różnorodnych doświadczeniach życiowych, które też w odmienny sposób są zaangażowane w życie mieszkańców domu – dodaje ks. Steć.

W ośrodku charytatywnie pracują osoby, które są tutaj nawet kilka razy w tygodniu – i to jest niesamowite świadectwo. Przez kilka godzin dziennie przebywają tu, pomagając, towarzysząc, rozmawiając, opiekując się mieszkańcami. Pani Mariola od 17 lat przychodzi tu kilka razy w tygodniu. – Każdy dzień jest ważny – odpowiada, zapytana o najbardziej pamiętny dzień swojej posługi w hospicjum. – Ale w pamięci utkwił szczególnie ten pierwszy, kiedy rozmawiałam z księdzem kapelanem. Powiedział mi wtedy trzy słowa: „Najważniejszy jest człowiek”. I nic się przez te lata nie zmieniło. Osobiście nazywam to miejsce „przedsionkiem nieba”. To przestrzeń dobroci i miłości. Wiadomo, że czasem zmieniają się tutaj ludzie – i lokatorzy, i ci, którzy im służą – ale dobro oraz miłość tutaj pozostają. Dlatego to miejsce jest domem. Bo dom jest wtedy, gdy wszyscy nawzajem się szanują, kochają – mówi wolontariuszka Mariola.

Doktor Aleksandra Modlińska, kierownik medyczna Domu Hospicyjnego św. Józefa, mówi, że to prawdziwy dom. – Tu od 20 lat toczy się życie. Ludzie cieszą się obecnością swoich rodzin, cieszą się każdym dniem i w codziennym kontakcie rzadko mówią o umieraniu. Te poważne rozmowy, takie bardzo intymne, odbywają się zwykle w mniejszym gronie i nie zawsze w odpowiedniej chwili. Ale takie jest życie w domu. Czasem ktoś hałasuje, czasem się śmieje, a ktoś krzyczy i płacze – mówi.

Lekarka pracuje tu już 15 lat. Wspomina, że początki były trudne. – Ale potem każdy miesiąc pokazywał, że to jest fantastyczne miejsce. Nie wiem, czy najpiękniejszy, ale dla mnie ważny był i jest wciąż jeden moment w tych 15 latach pracy. To była rozmowa z jednym z pacjentów, który mnie zapytał o rokowania. Wiadomo, że tu są to szczególnie trudne chwile rozmowy. Na zakończenie popatrzył na mnie i powiedział: „Dziękuję, pani doktor”. Wiedziałam, iż to jest „dziękuję” za to, „że powiedziałaś mi, że jestem nieuleczalnie chory”, ale było dużo więcej. I to jedno „dziękuję” ciągle mam gdzieś w środku – dodaje.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.