Zapach Orientu i pogardzany dom Jezusa

ks. Mateusz Tarczyński

|

Gość Gdański 14/2024

publikacja 04.04.2024 00:00

O działalności Open Doors, która od dziesięcioleci wspiera chrześcijan na całym świecie w miejscach, gdzie są oni prześladowani, opowiada Magdalena Kaszuba, mająca za sobą misje w Bangladeszu i Laosie.

	Dziś organizacja założona przez Andrew van der Bijla działa w ponad 70 krajach świata. Dziś organizacja założona przez Andrew van der Bijla działa w ponad 70 krajach świata.
Open Doors

Poruszające są historie ludzi, którzy – mimo prześladowań i wykluczenia społecznego ze względu na swoją wiarę – wykazują heroiczną niezłomność. Niezwykła jest działalność członków Open Doors, dla których nie istnieją granice nie do przekroczenia. „Jesteśmy międzynarodową organizacją pomagającą prześladowanym chrześcijanom wszystkich denominacji. Jesteśmy rzecznikami tych, którzy nie mogą głośno i otwarcie mówić o swojej wierze w Jezusa Chrystusa” – mówią o sobie. Trudno w tym nie dostrzec Bożej ręki – w sile prześladowanych i w odwadze tych, którzy chcą pokazać braciom w wierze, że nie są sami.

Zaczęło się w Polsce

Historia zaczyna się w 1955 r., kiedy późniejszy założyciel organizacji Andrew van der Bijl przyjechał do Warszawy na kongres młodzieży komunistycznej z poczuciem misji ewangelizacyjnej i usłyszał podczas pochodów hasła wznoszone przeciw Bogu i religii. Dzięki słowom z Apokalipsy św. Jana: „Stań się czujnym i umocnij resztę, która miała umrzeć” (3,2) odkrył swoje powołanie i misję. Człowiek nieznający polskiego, bez koneksji, zaopatrzony tylko w Boże słowo rozpoczął m.in. nielegalny przemyt Pisma Świętego do Polski, a następnie za żelazną kurtynę.

Misja brata Andrew rozrosła się do globalnych rozmiarów. Dziś OD działa w ponad 70 krajach świata na rzecz 365 milionów chrześcijan, rozprowadzając Pismo Święte i materiały chrześcijańskie, szkoląc liderów wspólnot, zapewniając humanitarne i psychologiczne wsparcie. – OD jest związane z historią mojej rodziny. Moja mama miała siedmioro rodzeństwa. W czasach komuny korzystali z „darów ze Stanów”, które aranżowane były m.in. dzięki wsparciu OD – podkreśla pani Magdalena, która dziś sama pracuje w organizacji. W jaki sposób znalazła się w szeregach osób niosących pomoc prześladowanym chrześcijanom?

Praca z misją

– Pracowałam jako broker ubezpieczeniowy, ale miałam poczucie niesprawiedliwości oraz że nie są respektowane moje zasady, mój chrześcijański system wartości. Mąż zachęcił mnie, żebym porzuciła tę pracę z dnia na dzień. Mieliśmy malutkie dziecko, zobowiązania finansowe… Zastanawiałam się, czy to będzie odpowiedzialne – wspomina M. Kaszuba. – Koleżanka podpowiedziała mi, żebym napisała ogłoszenie, jakiej pracy szukam. Napisałam więc wprost, że szukam pracy z misją, w której dobro drugiego człowieka jest najważniejsze i w której panuje czarno-biały system wartości. Zamieściłam ogłoszenie na jednej ze stron katolickich – dodaje. Z wielu ofert, jakie dostała, jej uwagę zwróciła ta z OD. Nie znała jeszcze tej organizacji, więc zrobiła rozeznanie wśród znajomych i zaprzyjaźnionych księży. – Na tyle, na ile byli w stanie sprawdzić to wszystko od strony formalnej, stwierdzili, że wygląda OK. Jestem pierwszą osobą z naszej diecezji, która podjęła pracę w OD – podkreśla.

– Wypowiedzenie złożyłam w połowie października 2022 r., a z końcem listopada skończyłam pracę jako broker. Na początku grudnia miałam pierwszą rozmowę kwalifikacyjną w OD. Było to niesamowite doświadczenie. Musiałam napisać tzw. życiorys chrześcijański. Moja rozmowa kwalifikacyjna zaczęła się modlitwą o rozeznanie, czy mam pracować w tej organizacji i czy jestem do tego powołana. Takie też było moje jedyne zadanie przez pierwszy miesiąc kwalifikacji – modlić się o rozeznanie oraz w intencjach Kościoła prześladowanego. Na drugim spotkaniu mój szef zapytał, czy się modliłam – opisuje swoje pierwsze doświadczenia z OD. Pracę w organizacji rozpoczęła w marcu ub.r., kilka miesięcy później (we wrześniu) wyjechała z misją do Bangladeszu, a w lutym br. – do Laosu.

Umocnić wiarę

– Podczas mojego pierwszego wyjazdu zwróciłam uwagę na zapach, hałas i ludzi. Woń Orientu to wymieszany zapach odchodów i promieni słonecznych. Ze wszystkich stron atakuje niezliczona liczba bodźców. Najtrudniej jednak patrzyło się na ludzi: wychudzonych, chorych, niepełnosprawnych, powyginanych... Wielu z nich wyglądało jakby wegetowali, a nie żyli. Na ulicach było też bardzo dużo dzieci – opowiada o misji w Bangladeszu pani Magdalena. Spotkała tam Marię, kobietę przed trzydziestką, nawróconą z islamu. Wraz z mężem doświadczają wykluczenia – zarówno ze strony rodziny, jak i społeczności. Ponadto Maria nie może zostać matką, co w tamtejszej kulturze jest postrzegane jako brak błogosławieństwa i kara za porzucenie wiary muzułmańskiej. Jej historia ukazuje wyzwania, z jakimi mierzą się chrześcijanie w Bangladeszu, konfrontując się z głęboko zakorzenionymi przekonaniami i uprzedzeniami.

– Najważniejszym doświadczeniem w Bangladeszu był udział w konferencji dla kobiet, chrześcijanek, które na co dzień doświadczają prześladowań, ale przyszły umocnić swoją wiarę, dowiedzieć się, jak zmienić ból w Boże działanie, co też było tematem konferencji. Bóg uzdrowił tam też moje macierzyństwo, zranione stratą jednego z naszych dzieci. Doświadczyłam również psychicznego uzdrowienia, dzięki czemu mogłam cieszyć się wszystkim. Bóg pozwolił mi być z tymi kobietami na 100 proc. – mogłam je bez przymuszania się przytulać, rozmawiać z nimi, słuchać ich, modlić się z nimi i nawiązywać przyjaźnie. A – co najważniejsze – poczuć, że jesteśmy w jednym Ciele Chrystusa – podkreśla pani Magdalena.

Jak wygląda przygotowanie do wyjazdu? – Otrzymujemy bardzo szczegółową instrukcję. Spotykamy się na wiele tygodni przed takim wyjazdem i szkolimy się pod kątem tego, jak się ubierać i jak się zachowywać, co jeść i co pić, a także gdzie i jak można się modlić. W Laosie mieliśmy bardzo dużo restrykcji związanych właśnie z modlitwą. Instruowano nas, by modlić się tylko w swoim ojczystym języku, a najlepiej w myślach, w sposób niewskazujący na to, że się modlimy –  żeby na nas nie doniesiono – wyjaśnia M. Kaszuba.

Dom Jezusa

W kolejnej podróży odwiedziła właśnie Laos. – Tyle, ile jest tam piękna, tyle samo ten kraj potrzebuje modlitwy. Modlitwy Polaków, w których historię wpisane są ustrój komunistyczny, lęk przed rządem, wojskiem czy policją, doświadczenie inflacji i wszechobecnej kontroli. Dzięki temu łatwiej nam zrozumieć to, co się tam teraz dzieje – twierdzi.

Jedno ze spotkań z chrześcijanami nie odbyło się w wyznaczonym miejscu i czasie z powodu nieplanowanych ćwiczeń wojskowych. Dla bezpieczeństwa trzeba było zmienić lokalizację. – Wiedziałam o biedzie i o tym, że OD zaopatruje tam ludzi w jedzenie. Spodziewałam się więc zieleniny, pokrzyw, a dostałam dania z drogiego mięsa. Dawali ci, którzy nie mieli zbyt wiele. Pomyślałam, że choć są biedni, to z takim zaufaniem wobec Boga są dużo bogatsi ode mnie – wspomina.

Przytacza historię Nai (imię zmienione), która po nawróceniu z animizmu doświadczyła wykluczenia, żyła w poczuciu zagrożenia i w nieustannym lęku o siebie i swoją córkę. – W dniu, w którym przyjęła chrzest, przyszedł do niej wódz. Powiedział, że jeżeli nie wyrzeknie się wiary w Chrystusa, zostanie wyrzucona z wioski. Nachodzili ją ludzie, z którymi żyła, z którymi się wychowywała – straszyli ją, mówili do niej najokropniejsze rzeczy. Na jej domu napisano: „Ten dom jest domem Jezusa”. Dla nas byłby to komplement. W Laosie oznacza to, że nikt nie będzie ciebie szanował. Chociaż Nai została porzucona przez męża, wykluczona i samotnie wychowuje dziecko, jest przekonana, że Jezus jej nie zostawił. To, co mnie w niej ujęło, to jej pokój i radość. Była po prostu zakochana w Chrystusie – podkreśla M. Kaszuba.

Pani Magdalena zachęca do bezpośredniego kontaktu: magdalena.kaszuba@opendoors.pl.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.