Gdzie zeszyt to cud

Dentystka usuwająca 200 zębów dziennie pod afrykańskim niebem i troje młodych wolontariuszy jadących w Himalaje, by dzieciom bez szkoły i prądu przypomnieć, że świat o nich nie zapomniał. Łączy ich jedno: przekonanie, że pomoc ma sens, nawet jeśli wymaga przejścia przez piekło.

Patrycja Chowańska, gdańska dentystka, od lat organizuje misje medyczne w Etiopii. Jeszcze jako studentka poleciała na pierwszą wyprawę, dziś wraca regularnie. - Tam każda para rąk jest na wagę złota - mówi. Pacjenci przychodzą nieraz kilkadziesiąt kilometrów pieszo, czekają godzinami w upale, często bez butów. W regionach, gdzie lekarz pojawia się raz w roku, a ludzie umierają na gruźlicę czy AIDS, usunięcie jednego zęba potrafi przywrócić godność. Warunki są ekstremalne - operacje pod chmurką, zabiegi z latarką w ręku, prąd i woda tylko od święta. Dlatego misje to nie tylko leczenie - wolontariusze szkolą lokalnych medyków, przekazują sprzęt, uczą radzenia sobie bez technologii. - To nie wyjazd turystyczny. To miejsce, które zmienia wszystko - podkreśla lekarka.

Tysiące kilometrów dalej, w północno-wschodnich Indiach, Rozalia Goleń, Ania Wasilewska i Amadeusz Kiedrowski dotarli do wioski Phuvkiu. Sama podróż trwała tydzień i wymagała walki o wizy i pozwolenia. Tam, w szkole prowadzonej przez pallotyńskich misjonarzy, dzieci z plemienia Yimchunger uczą się mimo biedy i niepewności jutra. Roczny koszt nauki - 360 zł - dla rodzin żyjących za mniej niż 6 zł dziennie to fortuna. Coraz więcej dzieci musi zrezygnować z edukacji. - To nie liczby, to imiona: Shuzi, Thulenso, Faustina - mówi Rozalia.

Gdzie zeszyt to cud   Młodzi wolontariusze posługiwali w Himalajach. Archiwum Salvatti.pl

Wolontariusze uczyli angielskiego, wspierali nauczycieli, ale przede wszystkim słuchali. - Po powrocie wiedzieliśmy, że nie możemy o nich zapomnieć. Naszym priorytetem jest zdobycie pieniędzy, by żadne dziecko nie straciło szansy na naukę - podkreśla Ania. W Phuvkiu czas płynął inaczej - bez zegarków, ale z miejscem dla drugiego człowieka. - Nauczyliśmy się od nich więcej, niż sami byliśmy w stanie dać - dodaje Rozalia.

Dentystka z Gdańska i wolontariusze z Fundacji Salvatti.pl działają w różnych światach, ale ich cel jest wspólny - być tam, gdzie inni nie docierają. Tam, gdzie edukacja jest cudem, a dentysta nadzieją. - Czasem jedno wyrwanie zęba zmienia życie. Czasem wystarczy zeszyt, by dziecko mogło marzyć - mówią.

I wiedzą jedno: warto. Nawet jeśli boli, nawet jeśli trzeba spać w kaplicy i pracować pod gołym niebem. Bo wraca się stamtąd innym - bogatszym o coś, czego nie da się kupić ani zapomnieć.


Więcej w "Gościu Gdańskim" nr 38 na 21 września.

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..