Styczeń 1988 roku, schyłek PRL. Andrzej Kołodziej obiecał swojej narzeczonej Ewie, że pojadą razem na ferie. Spotkali się w jej mieszkaniu około północy. Mama dziewczyny zaproponowała mu herbatę. Woda nie zdążyła się zagotować, gdy usłyszał hałas wyłamywanych drzwi. Do środka wpadli uzbrojeni mężczyźni.
Na Wybrzeże trafił 11 lat wcześniej. Z rodzinnego Zagórza wyjechał w poszukiwaniu pracy. Znalazł zatrudnienie w Stoczni Gdańskiej im. Lenina jako monter. Popołudniami uczył się w Technikum Budowy Okrętów.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.