Jak co roku, 28 sierpnia w Gdańsku celebrowano Mszę św. 79. rocznicę zamordowania przez komunistów żołnierzy AK Danuty Siedzikówny i Feliksa Selmanowicza. Liturgii przewodniczył ks. Jarosław Wąsowicz SDB, kapelan prezydenta RP.
Kulminacją czwartkowych obchodów rocznicowych była Msza św. w kościele księży salezjanów na gdańskiej Oruni, zakończona modlitwą i wspólnym hołdem przy pomniku "Inki".
- Będziemy poszukiwać tych, którzy spoczęli w dołach śmierci zamordowani przez komunistów. Odnajdziemy ich i sprawimy im godny chrześcijański pochówek, bo takie jest nasze zadanie i tego oczekują od nas rodziny - podkreślił podczas liturgii Karol Polejowski, p.o. prezes IPN.
Ale to, co najbardziej zapadło w serca uczestników liturgii, wybrzmiało podczas homilii ks. Wąsowicza. - Ci chłopcy i dziewczęta, niezłomni żołnierze, we więzieniach modlili się właśnie o to, żeby Pan dał im jeszcze raz w swoim życiu możliwość skorzystania ze spowiedzi i przyjęcia Go do swojego serca. Nie modlili się o uwolnienie, ale o ten dar spotkania z Jezusem w sakramentach. I to się stało. Dlatego pisali do swoich bliskich, żeby nikt po nich nie płakał, bo oni są w niebie, i że oni w niebie mogą modlić się za Polskę i więcej zrobią dla niej przed tronem Boga, niż by mieli walczyć za nią z bronią w ręku - kapłan cytował więzienne listy żołnierzy.
Ks. Jarosław przypomniał też ostatnie słowa Danusi Siedzikówny. - Miała okazję wyspowiadania się w więzieniu w Gdańsku, przyjęcia Komunii św. i powierzenia ks. Marianowi Prusakowi swojego testamentu, w którym pisała, że "jest jej przykro, iż musi umierać w tak młodym wieku". Ale najbardziej zależało jej na tym, aby jej babcia dowiedziała się, że "zachowała się jak trzeba" - mówił.
To jedno zdanie - "zachowałam się jak trzeba" - zmieniło pokolenia. To zdanie nie zestarzało się ani o dzień. Bo - jak mówił ks. Wąsowicz - wielu zadaje pytanie, dlaczego właśnie "Inka", zwykła sanitariuszka, stała się ikoną całego pokolenia żołnierzy wyklętych. Nie dowódcy, nie stratedzy. Ale nastolatka, która - kiedy została rozstrzelana - nie miała nawet 18 lat. - Stała się ikoną, bo inspiruje nas wciąż i wzrusza to jej przesłanie: "zachowałam się jak trzeba". Pokazuje, co jest na tym świecie najważniejsze - dodał.
79. rocznica zamordowania "Inki" i "Zagończyka"
Kaznodzieja odwołał się też do dzisiejszych realiów. - Dziś młodym mówi się: "Róbcie, co chcecie, żyjcie jak chcecie, bylebyście byli zadowoleni". Mówi się, że nie warto dotrzymywać obietnic. A "Inka" i wielu innych bohaterów mówi: "to nieprawda". Wierność jest jedną z najbardziej fundamentalnych wartości porządkujących nasze życie. Dzięki wierności Panu Bogu i Chrystusowej Ewangelii jesteśmy w stanie wszystko przetrwać - przypomniał.
Ksiądz mówił też o bezsilności systemu wobec siły pamięci. - Komuniści 79 lat temu, zakopując ich gdzieś na uboczu cmentarza garnizonowego, nigdy nie przypuszczali, że ich odnajdziemy. Chcieli ich wymazać z naszej pamięci, ale się nie udało. Bo wartości takie, jak wierność, uczciwość, miłość do ojczyzny, prawdomówność to świat, którego nie da się rozstrzelać. Nie da się zakopać w bezimiennych grobach. One prędzej czy później znowu będą świecić pięknym blaskiem - zaznaczył.
Wspomniał też, jak pamięć o bohaterach przywracali do życia zwykli ludzie, także kibice, artyści, nauczyciele, księża i młodzież. - Wielu z nas poświęciło w swoim życiu wiele energii, żeby "Inka" świeciła dzisiaj pięknym blaskiem. To jest święto nas wszystkich, kiedy dziś możemy spotkać się przy ołtarzu Pana Jezusa. Bo mamy nadzieję, że to świadectwo uda się przenieść w przyszłe pokolenia. Bo Polska jeszcze nie zginęła. Mamy wiele miejsc w Gdańsku, w których zostali upamiętnieni. Ale ten kościół salezjański jest takim sanktuarium tych męczenników - zakończył.
W czasie rocznicowych uroczystości padło wiele słów. Wszystkie sprowadzały się do jednego: pamięć to nie wspomnienia, pamięć to obowiązek. A "Inka" i "Zagończyk" nie pozwalają o sobie zapomnieć - przypominają, co znaczy być wolnym i wiernym aż do końca.