Trudno znaleźć gorszy cytat na początek roku, do pierwszego artykułu w pierwszym numerze tygodnika, niż ten: „Nieszczęsny, kto dla ludzi głos i język trudzi:/ Język kłamie głosowi, a głos myślom kłamie;/ Myśl z duszy leci bystro, nim się w słowach złamie,/ A słowa myśl pochłoną i tak drżą nad myślą”.
Pomyliłem się, i to okrutnie, w ostatnim edytorialu, przywołując słowa wiersza „Potęga smaku” Zbigniewa Herberta. Pociesza mnie jedynie fakt, że błądzić jest rzeczą ludzką, a z każdego błędu można wyciągnąć naukę.
Wracam czasem do tych ciemnych dni stanu wojennego, grudnia zamglonego, ostatnich oddechów komunistycznej hydry.
Powierzchowność jest prawdopodobnie jednym z najpopularniejszych grzechów ostatniej dekady. W wielkich dyskusjach ważniejszą rolę odgrywają raczej emocje niż argumenty.
Wydaje się, że chińskie złorzeczące przekleństwo: „Obyś żył w ciekawych czasach” właśnie się spełnia i wcale nie jest mi z tego powodu wesoło.
Święto świętego Andrzeja Apostoła nie nastraja mnie „andrzejkowo”. Nie wyciągam zapasów zeszłorocznego wosku, nie przetrząsam gorączkowo szuflad w poszukiwaniu klucza z ogromnym okiem, nawet nie myślę o listopadowej aurze i przepowiadaniu przyszłości.
Kilka tygodni temu, przejeżdżając przez położony na południowym zachodzie Islandii Grindavik, zachwycałem się, jak wspaniale to miasto się rozwija. Piękne, przeszklone domy, gładki jak stół asfalt, dumni mieszkańcy. A to wszystko pośród fascynującego krajobrazu i kolorów przyprawiających o zawrót głowy, z szumem oceanu w tle.
Na rozmaite sposoby ludzie wyobrażają sobie idealny świat. Jedni mniej, drudzy bardziej utopijnie. Bo skoro miałby być idealny, a ci, którzy go tworzą, idealni nie są, to konieczność ustanowienia reguł uniwersalnych nasuwa się sama.
Wydawało się, że dyskusje o zasadności lokowania wydziałów teologicznych na państwowych uczelniach mamy już za sobą. Po licznych rewolucjach i po tych wszystkich -izmach, z pozytywizmem włącznie, zdawało się, że problem w cywilizowanym świecie nie istnieje. Odżył, choć na niewielką skalę, ale warto o nim wspomnieć.
Przyznam, że spośród sporej już liczby piosenek młodej polskiej wokalistki Sanah najbardziej lubię „Nic dwa razy” z tekstem Wisławy Szymborskiej. Przypomnę, Sanah praktycznie odpowiada za to, że wielu młodych ludzi usłyszało teksty (ba – zapamiętało je!) poetów, po które sami z pewnością nigdy by nie sięgnęli.
Wygląda na to, że Twoja przeglądarka nie obsługuje JavaScript.Zmień ustawienia lub wypróbuj inną przeglądarkę.