- W Kamerunie panuje ogromna bieda. Szkolnictwo jest płatne i nieobowiązkowe. Umożliwiamy młodym ludziom kształcenie się na wszystkich poziomach edukacji - mówi s. Tadeusza Frąckiewicz.
W parafii Najświętszego Serca Jezusowego w Gdańsku 11 czerwca odbyło się spotkanie z siostrą Tadeuszą Frąckiewicz, misjonarką pracującą na co dzień w Kamerunie w miejscowości Garoua Bulay. Spotkanie poprowadził Tadeusz Makulski, szef gdańskiego Stowarzyszenia Ruchu Maitri.
Analfabetyzm sięga w Kamerunie blisko 44%. Do szkół średnich uczęszcza 37% młodzieży. Na studia wyższe idzie zaledwie 8% maturzystów, a kończy je ... 2% studentów. - Wynika to przede wszystkim z ogromnej biedy oraz modelu wychowania i rodziny - wyjaśnia s. Tadeusza. Małżeństwa należą do rzadkości, na porządku dziennym jest poligamia. - W Garoua Bulay niedawno odbył się ślub. Pierwszy od trzech lat - opowiada misjonarka. - Podczas jednej z moich wizyt w Kamerunie, pewnego razu spotkałem w barze policjanta. "Ty masz tylko jedną żonę? Nie żartuj, przyprowadzę ci siostrę to będziesz miał kolejną" - powiedział, po czym dodał z dumą, że sam ma aż 7 "żon" i 16 dzieci - wspomina Tadeusz Makulski. Niejednokrotnie dzieci zostają sierotami, ponieważ rodzice uciekają od odpowiedzialności i tworzą nowe związki.
- Chociaż w Kamerunie posiadanie potomstwa jest synonimem bogactwa, rodzice niespecjalnie opiekują się swoimi dziećmi. W myśl zasady: "pan Bóg dał, to niech się troszczy". W relacjach rodzinnych brakuje czułości, troski i ciepła. Dziecko samo musi zarobić na szkołę - mówi s. Tadeusza. Nastoletnie dziewczynki najczęściej oddają się prostytucji. - Za noc spędzoną z klientem otrzymują tysiąc franków kameruńskich, czyli ok. 2 euro oraz mydło. AIDS zbiera śmiertelne żniwo. - W jednej z wiosek, w której zatrzymują się tiry jadące z Konga, nie ma już żadnej dziewczyny. Wszystkie poumierały - opowiada misjonarka. Chłopcy kradną albo proszą o tzw. "petit job", czyli prace dorywcze.
- Na 62 osoby, którymi się zajmuję, tylko dwie mają matkę i ojca. Reszta utrzymuje się sama, czasami przy wsparciu dalszej rodziny. Młodzież sama musi na siebie zarobić - tłumaczy misjonarka.
W takich warunkach niezwykle ważna jest działalność Studenckiej Rodziny Dominikańskiej, którą opiekuje się siostra Tadeusza. SRD to grupa młodych Kameruńczyków wzajemnie motywujących się do zdobywania wiedzy poprzez naukę. Jako swoją dewizę przyjęli: "Miłość, Praca i Prawda". W stowarzyszeniu jest paru uczniów szkół średnich i kilkudziesięciu studentów. Uczą się w różnego typu szkołach wyższych - humanistycznych i technicznych. Wszyscy razem spotykają się raz w roku na rekolekcjach, podczas których słuchają konferencji, dają świadectwa, organizują przedstawienia.
- Z podjęciem nauki na studiach wyższych wiąże się problem wyjazdu z domu, opłacenia mieszkania, zdobycia środków na czesne, wyżywienie czy pomoce naukowe. Bez pomocy z Polski byłoby to niemożliwe - podkreśla s. Tadeusza.
Stowarzyszenie Ruchu Maitri wspiera uczących się młodych Kameruńczyków poprzez tzw. Adopcję Serca. Programem objęte są szczególnie sieroty i dzieci ze skrajnie ubogich rodzin. - Pomagamy uczniom i studentom w Kamerunie poprzez przekazanie im określonej kwoty pieniędzy ok. 300 euro rocznie - wyjaśnia T. Makulski. - Jeśli chcesz nas wesprzeć wejdź na stronę http://www.maitri.pl - dodaje.
Siostra Tadeusza opowiedziała także o zwyczajach religijnych panujących wśród Kameruńczyków. - W parafii, w której pracuję, wiara chrześcijańska kultywowana jest od 35 lat. W samym Kamerunie od ok. 120. Wciąż niezwykle silne są religie animistyczne i synkretyczny kult voodoo. Wiele osób deklarujących katolicyzm równocześnie kieruje się w swoim życiu przesądami i wiarą przodków. Najważniejszą osobą w wiosce jest "marabu" czyli czarownik. Czasami można spotkać się ze stwierdzeniem: "wy biali macie mocniejsze czary".
W trakcie spotkania wszyscy chętni mogli skosztować kawę i suszone owoce z Kamerunu. Organizatorem spotkania było Stowarzyszenie Ruchu Maitri.