Trwa awantura w sprawie wykorzystywania wizerunku Krzysztofa Klenczona, jednego z liderów "Czerwonych Gitar", nazywanego polskim Johnem Lennonem. Wyjaśniamy kulisy tego konfliktu...
16 października do Fundacji "Sopockie Korzenie" trafiło pismo od prawników reprezentujących Alicję "Bibi" Klenczon-Coronę, wdowę po Krzysztofie Klenczonie. Fundacji zarzucono "deptanie pamięci muzyka oraz kupczenie jego twórczością". - Te zarzuty są szokujące i bezpodstawne - uważa Wojciech Korzeniewski, prezes fundacji. "Sopockie Korzenie" powstały 5 lat temu, by chronić od zapomnienia dziedzictwo polskiego rock'n'rolla. - Pewnego razu kilku zapaleńców postanowiło uhonorować wszystkich rockmanów, którzy rozpoczynali swoją karierę w latach 60. Zgłaszamy tych wybitnych muzyków do najwyższych odznaczeń państwowych i lokalnych, zbieramy pamiątki po nich oraz gromadzimy wspomnienia ich bliskich - wylicza W. Korzeniewski. Fundacja doprowadziła m.in. do nazwania jednej z sopockich ulic imieniem Krzysztofa Klenczona, organizowała wernisaże fotografii, spotkania z fanami oraz koncerty poświęcone twórczości legendy "Czerwonych Gitar". - O swoich działaniach zawsze informowaliśmy najbliższą rodzinę Krzysztofa. Współpracowaliśmy też z żoną artysty, Alicją "Bibi". Mamy do niej wielki szacunek i zawsze traktowaliśmy ją jak królową rock'n'rolla, którą niewątpliwe jest. Ona z kolei chętnie wspierała wszystkie nasze inicjatywy - dodaje Korzeniewski.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.