Z Jackiem Karnowskim, prezydentem Sopotu o "wojnie" kurortu z klubem go-go Cocomo, rozmawia Jan Hlebowicz.
Jan Hlebowicz: W gdańskim Sądzie Okręgowym Sopot złożył pozew przeciwko Agencji Reklamowo-Marketingowej "Event", która prowadzi między innymi sopocki klub ze striptizem Cocomo. Co miasto zarzuca lokalowi go-go?
Jacek Karnowski: Klub Cocomo psuje wizerunek nie tylko naszego miasta, ale także Polski. Turysta, który do nas przyjeżdża, z kraju bądź z zagranicy, wchodzi do lokalu i ma prawo czuć się w nim uczciwie obsłużony. A niestety wielu z nich ma poczucie, że zostali wręcz okradzeni, i to z dużych sum. Niemal co tydzień ktoś składa skargę na klub do sopockiej policji.
Oszukiwanie klientów to jedno. Klub ze striptizem znajduje się w centrum miasta, a skąpo ubrane panie z Cocomo spacerują Monciakiem i nagabują przechodniów...
- Funkcjonowanie takiego klubu w centrum miasta jest niedopuszczalne. Promotorki, czyli panie, które "łowią" klientów, są nachalne, wielokrotnie nagabują te same osoby. To budzi ogromny sprzeciw mieszkańców oraz gości. Pamiętajmy, że ulica Bohaterów Monte Cassino - sopocki deptak - jest często odwiedzana przez rodziny z małymi dziećmi.
Jakiego rozstrzygnięcia sprawy oczekuje Sopot?
- W pozwie domagamy się między innymi zaprzestania sprzedaży napojów i alkoholi za cenę rażąco zawyżoną oraz zakazu wykorzystywania stanu nietrzeźwości klientów do sprzedaży towarów lub usług oferowanych przez ten klub. I zaprzestania nachalnej reklamy.
Nie boi się pan, że tak jak w przypadku pozwów, które dotychczas składali oszukani klienci Cocomo, tak i pozew Sopotu, skończy się umorzeniem?
- Mam nadzieję, że dobra kancelaria prawna, która nas reprezentuje, da sobie z tym radę. Dziwi mnie umarzanie pozwów osób prywatnych. Mogę jedynie zapewnić, że prawnicy, którzy reprezentują Sopot w tym postępowaniu zawnioskowali o udostępnienie danych tych wszystkich poszkodowanych klientów klubu, którzy w czasie jego funkcjonowania zgłosili się na policję. Prawnicy chcą, by poszkodowani wystąpili w charakterze świadków.
Sprawa trafiła niedawno do sądu, ale początki walki z klubem Cocomo trwają od dwóch lat. Jakie inne działania podejmowało miasto w tej sprawie?
- Apelowaliśmy wielokrotnie do spółki Centrum Haffnera, właściciela budynku, w którym jest lokal, żeby tego typu działalności nie było w tym miejscu. Niestety nie udało nam się w tej kwestii ze spółką dojść do porozumienia. Zmusiliśmy także klub do wystąpienia o koncesję na alkohol, gdyż wcześniej próbowali działać na tzw. koncesji kateringowej. Staraliśmy się przez długi czas tej koncesji nie przyznawać, ale niestety prawo nie daje samorządowi takich możliwości. Zwróciłem też uwagę urzędom skarbowym, by uważniej prześledziły transakcje dokonywane w tych klubach, szczególnie w kwestii marż od produktów sprzedawanych w lokalach.
Przed paroma dniami na stronie Agencji Reklamowo-Marketingowej "Event" pojawiła się informacja o zakończeniu działalności. Zanosi się na to, że lokale Cocomo oficjalnie przestaną działać w ramach jednej sieci, a jednocześnie nadal będą funkcjonować na podobnych zasadach. Stąd szereg nowych nazw: Desire, Princess, One Night i Kittens w Sopocie. Jak na tego typu politykę zareaguje miasto?
- Z pozwu na pewno się nie wycofamy, a wręcz zachęcamy inne miasta, aby się do nas dołączyły. Nazwa klubu to rzecz wtórna. Dla nas najistotniejsze jest, aby kluby nie prowadziły nachalnej promocji w centrum miasta i aby klienci nie mieli poczucia, że zostali oszukani.
Więcej na temat "wojny" Sopotu z klubem Cocomo w 38. numerze "Gościa Niedzielnego"