O medycznych i etycznych zastrzeżeniach wobec procedury zapłodnienia pozaustrojowego mówi dr n. med. Aleksandra Kicińska, prezes Poradni Zdrowia Prokreacyjnego Naprocentrum, wykładowca na Gdańskim Uniwersytecie Medycznym.
Jan Hlebowicz: Niedawno władze Gdańska ogłosiły powstanie miejskiego programu dotyczącego in vitro. Jak Pani zareagowała na tę wiadomość?
Dr n. med. Aleksandra Kicińska: Uważam, że decyzja władz miasta nie ma uzasadnienia merytorycznego. Nie ma żadnych podstaw, żeby właśnie tę procedurę medyczną wyróżniać spośród innych metod dotyczących leczenia niepłodności. Wręcz przeciwnie - istnieją bardzo poważne zastrzeżenia wobec in vitro. Nie tylko natury etycznej, ale czysto naukowej.
Jakie to zastrzeżenia?
Efektywność procedury zapłodnienia pozaustrojowego jest bardzo niska w stosunku do spodziewanych rezultatów. W Polsce ogólna skuteczność in vitro podana przez Ministra Zdrowia w odniesieniu do uzyskanych ciąż, a nie narodzin dzieci, wynosi 32 proc. Z kolei liczba dzieci urodzonych z tych ciąż, wg innych źródeł, nie przekracza 17 proc. Procent powodzenia in vitro jest więc nieproporcjonalny do ogromnych nakładów finansowych, które ta procedura generuje. Trzeba dodać, że osoby, które zdecydują się poddać in vitro, narażone są na szereg działań niepożądanych związanych z interwencją medyczną poprzedzających samą procedurę. Pacjentki stymulowane hormonalnie w celu uzyskania komórek jajowych znajdują się w grupie zwiększonego ryzyka nowotworów jajnika. Łagodne zespoły hiperstymulacji jajników (OHS) występują u 25 proc. tych kobiet, a ciężkie OHS, mogące zakończyć się zgonem u 1-2 proc. Również ryzyko wad wrodzonych wśród populacji dzieci urodzonych przy pomocy in vitro jest znacznie podwyższone w stosunku do populacji ogólnej. Podobnie jak ich zapadalność na nowotwory. Nie bez znaczenia na dalszy rozwój tych dzieci jest zwiększone ryzyko porodów przedwczesnych, bardzo niskiej wagi urodzeniowej , częściej występujące ciąże mnogie oraz częstsza konieczność opieki w oddziałach Intensywnej terapii. Badania potwierdzają, że umieralność okołoporodowa tych dzieci jest 3-krotnie większa niż w populacji ogólnej a ryzyko martwego urodzenia jest o 37 proc. większe.
Oprócz przesłanek czysto medycznych, in vitro budzi także wątpliwości natury etyczno-moralnej...
To, co jest w naturalnym procesie zapłodnienia przekazywane w naszych genach lub z nich eliminowane, wciąż pozostaje zagadką dla naukowców. W procedurze in vitro zostaje przekroczona ta granica, selekcjonując materiał genetyczny w sposób zupełnie losowy, nie zdając sobie przy tym sprawy jaką bombę genetyczną szykujemy ludzkości. Światowej sławy neonatolodzy i genetycy biją na alarm. Istnieją też inne wątpliwości. Mrożenie i rozmrażanie zarodków, czyli ludzi na najwcześniejszym etapie rozwoju, wpływa na nie destrukcyjnie. Zresztą mrozi się tylko te zarodki, które wykazują pełen rozwój. Reszta, uznana za niewartościową z punktu widzenia medycznego, zostaje skazana na obumarcie i wyrzucenie. Zaledwie 7-8 proc. ludzkich embrionów powstałych w procedurach IVF rodzi się żywych. Dylemat prawno-etyczny budzi także sięganie do banków komórek rozrodczych. Urodzone w ten sposób dziecko może mieć nawet pięcioro rodziców.
Twórcy programu podkreślają jego walor edukacyjny. "Chcemy powiększać wiedzę gdańszczan na ten temat, by uniknąć stygmatyzowania dzieci urodzonych z in vitro".
Nie ma żadnych badań potwierdzających, że dzieci urodzone z in vitro są stygmatyzowane. Zwiększenie wiedzy gdańszczan powinno raczej dotyczyć tego, jakie czynniki ograniczają płodność, jaki jest wpływ stylu życia i diety na płodność. Uważam, że edukacja jest niezbędna, powinny zostać stworzone programy szerzące wiedzę na temat ochrony zdrowia prokreacyjnego i profilaktyki niepłodności już wśród nastolatków.
Władze Gdańska twierdzą, że program odpowie na potrzeby ludzi, którzy „nie mogą posiadać dzieci”. Chce Pani pozbawić ich tej szansy?
Pojęcie „prawo do posiadania dziecka” wspiera model patrzenia na potomstwo w sposób jednostronny, wyłącznie w aspekcie zapewnienia potrzeb rodziców. To gra na emocjach, budująca bardzo zły obraz problemu niepłodności w społeczeństwie. Cierpienie wypływające z niemożności urodzenia dziecka jest ogromne. Takim osobom niewątpliwie należy się wsparcie. Naturalna jest reakcja: „Trzeba im pomóc, należy wyjść ich potrzebom naprzeciw”. Ale procedura IVF, wbrew obiegowej opinii, nie jest najlepszym wyjściem z takiej sytuacji.
Jeśli nie zapłodnienie pozaustrojowe, to co w zamian?
W przypadku niepłodności oraz zaburzeń cyklu miesiączkowego najlepsze rezultaty osiąga się przy pomocy interdyscyplinarnej terapii, na którą składa się zarówno leczenie internistyczne: hormonalne, immunologiczne, alergologiczne w połączeniu z leczeniem ginekologicznym, w tym także zabiegowym. Jednak zawsze w odniesieniu do obserwowanego na bieżąco obrazu cyklu miesiączkowego konkretnej pacjentki. Zostało to wypracowane między innymi w naprotechnologii. To, co powinno interesować władze miasta to działania edukacyjne dotyczące zmiany stylu życia. Normalizacja wagi czy stosowanie odpowiedniej diety wśród osób borykających się z zaburzoną płodnością, może mieć ogromny wpływ na uzyskanie równowagi organizmu, która jest niezbędna, aby przywracać płodność, i aby zastosowane leczenie farmakologiczne przyniosło pożądane rezultaty. Pacjenci borykający się z problemem niepłodności powinni mieć możliwość przejścia przez takie programy.
Tymczasem z budżetu miasta ma być finansowany projekt, którego adresatem jest wąska grupa mieszkańców Gdańska.
W tym wypadku mamy do czynienia z ewidentnym wykluczeniem par, które mają problem niepłodności i chcą podjąć leczenie, ale nie z zastosowaniem procedury in vitro. Diagnostyka niepłodności jest bardzo kosztowna, wymagająca czasu i wysiłku. Dlaczego takie pary nie zostaną wsparte? Ze strony władz Gdańska zabrakło także zaproszenia dla lekarzy-specjalistów, którzy mają bogate doświadczenie i bardzo dobre wyniki w leczeniu niepłodności, pomimo iż nie współpracują z ośrodkami wykonującymi in vitro. Na przykład Poradnia Zdrowia Prokreacyjnego w Gdańsku jest ośrodkiem, gdzie leczenie niepłodności z wykluczeniem sztucznego zapłodnienia odbywa się przy wykorzystaniu wszystkich dostępnych procedur medycznych oraz aktualnej wiedzy medycznej opartej na faktach (EBM – Evidence Based Medicine) i jest dostosowane do indywidualnego cyklu każdej pacjentki. Nieobecność w programie tych specjalistów, to nie tylko brak otwartości władz miasta na współpracę ze wszystkimi środowiskami zajmującymi się leczeniem niepłodności, ale ogromna szkoda dla osób, które mogłyby skorzystać z leczenia wspierającego naturalną płodność.
List otwarty gdańskich środowisk naukowych przeciwko dofinansowaniu programu in vitro przez miasto Gdańsku TUTAJ.
Więcej na ten temat w 50. numerze "Gościa Gdańskiego" na 11 grudnia.