Przedstawiciele Platformy Obywatelskiej byli głusi na merytoryczne argumenty. W trakcie debaty robili selfie i niegrzecznie przerywali.
Zamiar współfinansowania przez samorząd programu in vitro władze Gdańska ogłosiły w październiku ub. roku. Od samego początku projekt budził liczne kontrowersje. Protestowali przedstawiciele trójmiejskiego świata naukowego. Mieszkańcy Gdańska od kilku miesięcy, w indywidualnych rozmowach z radnymi, wskazywali na braki w projekcie. Wysłane zostały tysiące listów z petycją o zrezygnowanie z programu w obecnym kształcie. Te działania nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. 23 lutego program został przyjęty. Zadecydowały głosy radnych Platformy Obywatelskiej (przeciw było jedynie 2 radnych z PO, m.in. Wojciech Błaszkowski). Więcej TUTAJ.
Podsumujmy argumenty przeciwników programu i procedury zapłodnienia pozaustrojowego:
Podczas dzisiejszego głosowania podobną argumentację, w skondensowanej formie, zaprezentował prof. Piotr Czauderna. Znany chirurg dziecięcy, a także wiceprzewodniczący Rady Miasta z PiS, przytaczał argumenty medyczne, demograficzne, prawne oraz etyczne przemawiające przeciwko programowi w obecnym kształcie. Powoływał się na oficjalne dane i statystyki. Cytował wypowiedzi innych naukowców.
Wystąpienie przerywane było przez prezydenta Pawła Adamowicza, a wielu radnych PO wykazywało całkowity brak zainteresowania jego treścią. Dwie panie radne postanowiły zrobić sobie zdjęcie telefonem komórkowym, część demonstracyjnie głośno rozmawiała, niektórzy ostentacyjnie wodzili palcami po ekranach swoich smartfonów. To właśnie otwartość na dyskusję i odmienne poglądy w wykonaniu Platformy Obywatelskiej.
Zamiast merytorycznej wymiany zdań, był podniesiony głos i emocje. Prezydent Adamowicz nazwał prof. Czaudernę naukowcem w służbie ideologii i władzy. Zbagatelizował też liczne petycje wysyłane przez mieszkańców Gdańska na elektroniczne skrzynki pocztowe radnych. "Nie wchodźcie w rolę sędziów sumień ludzkich!" - grzmiał. Podejście środowiska Platformy Obywatelskiej do zagadnienia najlepiej oddaje reakcja radnych PO na pytanie prof. Czauderny:
To, co zazwyczaj jest zarzucane oponentom in vitro, to argumentacja na poziomie moralnym i religijnym. Tego typu przesłanek ze strony przeciwników programu było najmniej. Nikt też w swoich wypowiedziach nie stygmatyzował dzieci poczętych na skutek zastosowania procedury zapłodnienia pozaustrojowego.
Tymczasem radni PO sprowadzili dyskusję do poziomu ideologicznego, ani razu nie odnosząc się w sposób rzeczowy do stawianych pytań i wątpliwości. Ograniczyli się jedynie do zaproszenia na dyskusję naukowców - lekarza, etyka, psychoterapeuty - członków zespołu opracowującego program, czyli de facto stronę sporu. Potwierdzili tym samym zarzut o dyskryminację lekarzy i naukowców leczących niepłodność z wykluczeniem sztucznego zapłodnienia. Tych drugich reprezentowała jedynie dr Aleksandra Kicińska, zaproszona przez radnych PiS, jednak niebiorąca udziału w pracach na programem.
Po zakończeniu głosowania zapytałem odpowiedzialną za program Aleksandrę Dulkiewicz, przewodniczącą klubu radnych PO, dlaczego nie zdecydowała się włączyć do projektu naprotechnologii - interdyscyplinarnej terapii, na którą składa się zarówno leczenie internistyczne: hormonalne, immunologiczne, alergologiczne, w połączeniu z leczeniem ginekologicznym, w tym także zabiegowym, jednak zawsze w odniesieniu do obserwowanego na bieżąco obrazu cyklu miesiączkowego konkretnej pacjentki. Pani przewodnicząca z rozbrajającą szczerością odpowiedziała: "Ja nie zrozumiałam do końca, czy to jest metoda leczenia". Ignorancja i brak wiedzy zdumiewa. Tym bardziej, że chodzi o program, który w kolejnych latach pochłonie z kasy miasta 4 mln zł.
Przewodnicząca Dulkiewicz nie odrobiła pracy domowej. Nie zapoznała się z literaturą, danymi, statystykami. Ani razu (zarówno podczas głosowania, jak i w poprzednich miesiącach) nie odniosła się rzeczowo do zarzutów wobec programu, jak i samej procedury zapłodnienia pozaustrojowego. A przede wszystkim wykluczyła z dyskusji zarówno przedstawicieli świata nauki niezwiązanych z in vitro, jak i mieszkańców Gdańska zmagających się z problemem bezpłodności, których program zaproponowany przez PO zwyczajnie nie obejmie. Wielka szkoda, że o jego kształcie zadecydowały ideologia i polityka, a nie dobro obywateli.