Są w różnym wieku. Mają jasne spojrzenia, z których przebija spokój i poczucie godności. Widać, że są sobie bliscy. Wszystkich, choć na różne sposoby, poranił alkohol.
Gdy rozpoczynaliśmy w 1985 r., na pielgrzymkę wyruszyło tylko kilka osób. Zdeklarowanych abstynentów było wówczas niewielu. Dziś idą z nami ludzie, którzy nie mają problemu alkoholowego i ci, którzy nie mają alkoholików w rodzinie. Idą, bo mają świadomość tego, jakim problemem są uzależnienia – mówi ks. Bogusław Głodowski, diecezjalny duszpasterz trzeźwości. Jest sierpniowy wieczór. Salkę na plebanii kościoła św. Rafała Kalinowskiego w Złotej Karczmie wypełnia atmosfera twórczej pracy. Ktoś mówi o kawiarence, którą trzeba zorganizować na postoju. Ofiary zebrane podczas jej funkcjonowania wspomogą Dom Samotnej Matki. Ktoś inny mówi, że z niesieniem nagłośnienia może być problem, bo tuby są ciężkie.
Ksiądz pyta o kartki z materiałami informacyjnymi. Są. Można powiedzieć, że w nadmiarze. Mimo różnorodności tematów praca przebiega niezwykle sprawnie. Wszystko po to, by doroczną pielgrzymkę przygotować jeszcze lepiej. Kilkunastoosobowe grono odpowiedzialnych rozdziela właśnie zadania. Ci ludzie są w różnym wieku. Mają jasne spojrzenia, z których przebija spokój i poczucie godności. Widać, że są sobie bliscy. Mają podobne doświadczenia. Wszystkich, choć na różne sposoby, poranił alkohol. W ich oczach i w tym, co mówią, jest troska, która nie dotyczy jedynie samej organizacji przedsięwzięcia. Pielgrzymka ma stać się pomocą dla tych, którzy zmagają się z różnymi uzależnieniami. Ludzie ze wspólnot Maksymiliańskiego Ruchu Trzeźwości wiedzą, że pierwszym etapem w drodze do wolności jest to, by zdać sobie sprawę ze swej niemocy. A do tego trzeba odwagi. Nic nie pobudza jej tak bardzo, jak świadectwo innych, którzy bez lęku mówią o swojej sytuacji. I o działaniu Boga. Dlatego podczas wspólnego marszu do Matemblewa, oprócz żarliwej modlitwy, będzie też czas na świadectwa. Dzielenie się swoimi doświadczeniami, przeżyciami, mówienie o lękach, cierpieniach towarzyszy im zresztą na co dzień. Nawet tutaj. Kiedy już wszystkie sprawy zapięte są na ostatni guzik, mówią, dlaczego i po co pielgrzymują. Gienek chce podziękować za 25 lat abstynencji. – 26 lat temu nic nie miałem. Byłem po próbie samobójczej. Unikałem kościoła. Żona zabrała dzieci i odeszła. Zostałem sam. Chcę Bogu podziękować za to, że mnie ocalił. Za te 25 lat abstynencji. Dzisiaj mam swoją firmę. Mogę powiedzieć, że wiedzie mi się nie najgorzej. Zostałem szafarzem Eucharystii. Podaję Chrystusa ludziom, a On nieustannie zadziwia mnie swoją miłością. Pragnę się modlić o trzeźwość dla tych, którzy się zagubili. Nauczyłem się bezinteresowności. Co więcej, daje mi to radość – wyznaje. Nina jest zadbaną blondynką. Ma 51 lat. Do wspólnoty Al-Anon trafiła kilkanaście lat temu. Po kolejnej awanturze z pijanym mężem uciekła z domu. Pobiegła prosto do spowiedzi. Trafiła na ks. Bogusia – jak o nim mówi. To dzięki jego posłudze odzyskała nadzieję. – Chciałam od razu pomagać innym. Ale widziałam, że coś mi przeszkadza, że nie potrafię. Zrozumiałam dopiero później, że aby dawać, najpierw trzeba mieć. Aby kochać i służyć – najpierw trzeba zaakceptować i pokochać siebie – opowiada Nina. Kobieta niedawno skończyła studia. Jest magistrem. – Teraz wiem, że zmienić się można w każdym momencie życia, ale najpierw trzeba dotknąć dna. Bardzo bym chciała, żeby ta pielgrzymka pomogła ludziom to zrozumieć – podkreśla. – Nie jest łatwo iść drogą wol- ności – mówi inna pątniczka, córka alkoholika. – Widziałam, ile złych emocji, które wzięłam z domu, przelewam na swoje dzieci. Na pielgrzymkę idę wraz z mężem. Ona jest nam potrzebna jako umocnienie – dodaje.