Gdańsk ma być jednym z miast, w których zawisną billboardy promujące ateizm. W Lublinie pojawiły się już 1 października. Nie ma w tym pewnie nic dziwnego. Dużo bardziej dziwi, że prowadząca poranne wydanie programu informacyjnego w jednym z kanałów telewizji publicznej, skomentowała ten fakt słowami: „W naszym kraju żyją prawie 2 miliony ateistów, którzy są dyskryminowani. Podjęli oni właśnie walkę, aby żyć godnie”.
Przezornie pani redaktor zapomniała dodać, że słowa, których użyła – a dokładnie pierwsza ich część – są wiernym cytatem z wypowiedzi Doroty Wójcik, prezes fundacji Wolność od Religii, organizacji, która przygotowała tę billboardową akcję. Sama pani prezes, która jest członkiem Ruchu Palikota, tak wyjaśnia przyczynę umieszczania na polskich ulicach ateistycznych billboardów: "Mamy wrażenie, że w Polsce dominuje tylko jeden, katolicki światopogląd, a wszystko inne to czyste zło. A tak naprawdę to my też jesteśmy dobrymi ludźmi, prawdziwymi Polakami i patriotami. Z tą różnicą, że nie wierzymy".
Zaiste, szlachetne to słowa i godne poparcia. Nikt nie powinien wątpić, że niewierzący może być dobrym człowiekiem. Można być Polakiem i nie wierzyć. Żyjemy przecież w wolnym kraju.
Gdy jednak przyjrzymy się nieco uważniej temu, co mówi pani prezes, robi się trochę śmieszno. Wszak wolność wyznania jest jednym z podstawowych filarów demokratycznego państwa. Nikomu nie wolno naruszać tej podstawowej wolności. I nikt nie powinien obrażać się na rzeczywistość, bo to najzwyczajniej nie jest mądre. Ateista nie może mieć pretensji do wierzącego, że wyznaje daną religię. Nie może mieć też pretensji, jeżeli dany światopogląd wyznaje większość społeczeństwa. Owszem. Można tupać nóżką i grozić paluszkiem. Tyle, że jest to postawa rozpieszczonego dziecka.
Bardzo chciałbym też poznać treści, które pani prezes zręcznie ukryła pod sformułowaniem „dyskryminacja”. Rozumiem, że według niej, w Polsce ateistą być nie wolno. Albo, że można być, tyle że w ukryciu, z obawy na zagrożenie jakimiś prześladowaniami, ostracyzmem lub wyśmianiem. Szukam i… nie dostrzegam. Nie słyszałem o bojówkach księży wpadających do mieszkań, aby rzucić niewierzących na kolana i zmusić ich do odmawiania Różańca. Ateiści nie potrzebują zgody proboszczów na zawarcie ślubu cywilnego, na świecki pochówek. Nikt też wraz z urodzeniem dziecka nie wciąga go na listę członków Kościoła. Póki co, wolność religijna w Polsce ma się całkiem dobrze.
Nie licząc może prób obrażania tego, co dla ludzi wierzących święte. Nie tak dawno parlamentarzyści z niezwykle szlachetnej partii, reprezentowanej przez panią prezes, w publicznym happeningu oddawali się z radością próbie stworzenia z kurzej wątróbki relikwii Jana Pawła II. I jakoś w tym dyskryminującym ateistów kraju nikt ich przy tym nie skrzywdził. Pozostał tylko niesmak i wrażenie, że ludzie w konkretnych sytuacjach ukazują swoje prawdziwe oblicze.
A billboardy? Niech sobie wiszą. Przecież wolność wypowiedzi gwarantuje nam Konstytucja.