1 marca – Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ile o polskich bohaterach wiedzą młodzi Polacy? Postanowiłem to sprawdzić...
Wczoraj, tj. 28 lutego, stojąc w jednym z najruchliwszych miejsc w Gdańsku, przeprowadziłem sondę, zadając przechodniom jedno proste pytanie: kim byli żołnierze wyklęci? Rozmawiałem z licealistami, studentami, osobami poniżej 30. roku życia. W odpowiedzi słyszałem: „nie mam pojęcia”, „z historii akurat nie jestem mocny”, ,,żołnierze skąd?!”, „mam dziury w mózgu”, „o Matko Boska!”. 13 osób odparło po prostu: „nie wiem”. Nikt nie odpowiedział poprawnie.
Nieco zdziwiony, ale wciąż pełen nadziei, pojechałem na Wydział Historyczny Uniwersytetu Gdańskiego. Zagadywałem przyszłych historyków, pytając o to samo co wcześniej. Z 20 osób tylko jedna wiedziała, co kryje się pod hasłem „żołnierz wyklęty”. To raczej kiepski wynik...
Pytanie, czy powinienem się dziwić? Raczej nie.
Przez cały okres PRL nazywano ich zbrodniarzami, zdrajcami, niemieckimi kolaborantami, bandytami. Robiono wszystko, by zohydzić ich obraz w oczach polskiego społeczeństwa. Dla przykładu, w wydanej w 1969 r. w Gdańsku propagandowej książce „Front bez okopów”, „Inka”, sanitariuszka, rozstrzelana w wieku 18. lat została przedstawiona jako osoba „krępa”, „z szramą na policzku”, charakteryzująca się „sadystycznym uśmiechem”.
Po 1989 r. przyjęto inną taktykę, która stosowana jest do dziś: zamiast opluwać, lepiej omijać niewygodną prawdę.
Bo jak wytłumaczyć społeczeństwu, że gen. Wojciech Jaruzelski, który w czasach stalinowskich zwalczał „reakcyjne podziemie”, dzisiaj zapraszany jest na państwowe uroczystości i oddawane są mu wszystkie honory?
Dlaczego pierwszy polski film opowiadający o tragicznym losie Polaków deportowanych w latach 40. XX w. na Syberię, powstał na podstawie powieści Zbigniewa Domino, stalinowskiego prokuratora, który domagał się kar śmierci dla polskich patriotów?
Jak wyjaśnić, że stalinowscy oprawcy tacy jak Mieczysław Widaj, w wolnej Polsce nie ponieśli żadnych poważnych konsekwencji swojej zbrodniczej działalności. Ba! Nierzadko, przez wiele lat żyli jak pączki w maśle, pobierając wysokie emerytury?
Po co sobie utrudniać życie i w sposób uczciwy opowiadać młodym Polakom o najnowszej historii? Przecież tamte czasy były takie złożone. I każdemu zdarzały się niewarte wspominania potknięcia.
Dlatego pewnie na Uniwersytecie Gdańskim nieprędko powstanie Zakład Historii PRL. I pewnie wiele czasu upłynie, zanim studenci zamiast uczyć się o uzbrojeniu i uprzężach końskich Kimmerów i Scytów (zapis oryginalny) będą poznawali historię oddziału majora „Łupaszki”. Jeszcze nie daj Boże zaczęliby zadawać jakieś trudne pytania, chcieliby dyskutować...przecież nie od tego jest uniwersytet!
Niestety, również większość polityków i dziennikarzy nie rozmawia z Polakami poważnie. Nie wchodzi w trudny dialog, nie tłumaczy złożonych kwestii.
Oczywiście, warto mówić o zasługach żołnierzy wyklętych. O tym, że dla idei jaką była niepodległa Polska poświęcali swoje życia i marzenia. Jednak to za mało. Trzeba wytłumaczyć Polakom dlaczego ci, którzy represjonowali dziś upamiętnianych bohaterów, nigdy nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności.