Grzegorz Pellowski, piekarz i cukiernik, od pewnego czasu odbiera anonimowe telefony i maile. Jest nazywany „homofobem”, „burakiem”, „chamem”, a nawet „godnym następcą Hitlera”.
Przed kilkoma dniami napisał do Lecha Wałęsy list, w którym poparł wypowiedź byłego prezydenta na temat homoseksualistów. „Z wieloma Pana poglądami się nie zgadzam (...). Jednak są rzeczy, za które chciałbym Panu podziękować. Szczególnie za zdecydowaną postawę wobec homoseksualistów (...)”.
Pewnie nikt by o tym liście nigdy nie usłyszał, gdyby Lech Wałęsa nie postanowił umieścić go na swoim blogu...
W sieci zawrzało. Na Facebooku powstało wydarzenie „U Pellowskiego już nigdy nie kupię”. „Wyraź swój sprzeciw: zadeklaruj, że nie będziesz już nigdy kupować nawet najsłodszych ciasteczek od Pellowskiego, bo zawierają jeden z najbardziej szkodliwych ludziom składników: homofobię w czystej postaci” ‒ mogliśmy przeczytać na stronie internetowej. Przesłanie było proste. Bojkotuj cukiernika-homofoba, produkującego homofobiczne ciasteczka.
Ale to nie wszystko. Od pewnego czasu Grzegorz Pellowski odbiera anonimowe telefony i maile. Jest nazywany „burakiem”, „chamem”, a nawet „godnym następcą Hitlera”. Niektórzy życzą mu bankructwa, inni obrażają jego rodzinę. Gdański cukiernik wszystkie listy wydrukował. Możemy w nich przeczytać m.in.: „100 bułeczek homofobicznych do biura Lecha Wałęsy w sosie nienawiści poproszę”, „Pan jest potworem, a nie człowiekiem. Wstyd i hańba”, „U homofobów nie kupuję”, „S*amy na Pellowskiego i jego ciasteczka”.
Tak w praktyce wygląda tolerancja przedstawicieli ruchu LGBT. Przewrażliwieni na własnym punkcie, często zarzucają swoim ideowym oponentom mowę nienawiści. Tymczasem sami bez oporu stosują ją wobec osób o odmiennych poglądach.
Pellowski w prywatnym liście do Lecha Wałęsy (który został upubliczniony wbrew jego woli) nikogo nie obraził. Wyraził jedynie swoje zdanie, do którego, jak każdy, ma prawo. Można się z nim nie zgadzać, ale to nie powód, by Pellowskiego znieważać. Tymczasem wulgarne słowa skierowane pod jego adresem wypowiadają osoby mieniące się bojownikami o tolerancję i wolność wypowiedzi.
18 marca "Tolerado" ‒ Stowarzyszenie na rzecz Osób LGBT z Gdańska ‒ wystosowało list do cukiernika. „Głęboko wierzymy, że każdy człowiek ma własną drogę życia i sposób odbierania świata oparty na swoich osobistych doświadczeniach, dlatego każdy i każda z nas ma równe prawo do wyrażania swoich przekonań, o ile nie godzą one w godność innych osób (...). Mamy nadzieję, że w najbliższej przyszłości będziemy prowadzić dyskusję w atmosferze poszanowania równych praw wszystkich obywateli i obywatelek, nie wykluczając, nie obrażając nikogo, w duchu idei Solidarności, wolności i demokracji, które w naszym Gdańsku nabierają szczególnego znaczenia” ‒ możemy przeczytać.
To w końcu jak? Pellowski ma prawo odbierać świat po swojemu czy nie? Pewnie tak, dopóki zgadza się z postulatami środowiska LGBT. Jednak jeśli uważa inaczej, „własna droga życia i sposób odbierania świata na swoich osobistych doświadczeniach” przestają go obowiązywać.
"Tolerado" informuje wszystkich na swojej stronie internetowej: „zajmujemy się przeciwdziałaniem nietolerancji i dyskryminacji”. Zakładam więc, że stowarzyszenie wystosuje niebawem kolejny list, w którym stanie na straży godności Grzegorza Pellowskiego. A może, według "Tolerado", nazwanie cukiernika „następcą Hitlera” i „potworem” mieści się w ramach „dyskusji prowadzonej w atmosferze poszanowania równych praw wszystkich obywateli i obywatelek”?