Trwa elektroniczna rekrutacja do gdańskich przedszkoli na rok szkolny 2013/2014. Żeby swoją pociechę „zrekrutować” rodzice muszą przejść procedurę internetowej rejestracji dziecka. Na czym ona polega? To nic innego jak ankieta pod nazwą „Karta Zapisu”, umieszczona na stronie gdańskiego Urzędu Miejskiego.
Wydawać by się mogło – nic prostszego. A jaka cywilizacja i technologiczny postęp! Ot, klikamy w odpowiedni odsyłacz na stronę i za pomocą komputera załatwimy miejsce dziecku w odpowiedniej placówce. No tak, ale nie do końca. Okazuje się bowiem, że owszem – internetowa rejestracja jest niezbędna, ale procesu rekrutacyjnego nie kończy. Żeby formalnościom stało się zadość, trzeba jeszcze… wydrukować ów elektroniczny formularz i w formie papierowej zanieść go do wymarzonego przedszkola. Koniecznie osobiście i najdalej do 16 kwietnia! Tam dokument zostanie zdeponowany, rodzic otrzyma potwierdzenie jego złożenia – oczywiście na papierowej kartce – i może już teraz wyczekiwać na rezultaty swoich starań o zapewnienie dziecku jak najlepszej opieki.
Na szczęście oczekiwanie nie będzie długie. Oto bowiem już 26 kwietnia placówki przedszkolne w Gdańsku ogłoszą wyniki naboru. Kto zdecyduje o przyszłości małych gdańszczan? Nie kto, a raczej co. Otóż zdecyduje System. Na podstawie odpowiedzi udzielonych w „Karcie Zapisu”. Jeśli System będzie przychylny, szczęśliwa matka lub równie szczęśliwy ojciec muszą do 29 kwietnia zgłosić się do wybranego przedszkola, by tam ostatecznie potwierdzić wolę umieszczenia dziecka w placówce i podpisać odpowiednią umowę. Sporządzoną rzecz jasna na papierze.
Dlaczego tak szczegółowo omawiam zasady rekrutacji do przedszkoli, o których można poczytać na oficjalnej stronie gdańskiego magistratu i które zresztą obowiązują od kilku lat? Powody są dwa. Po pierwsze – powiedzmy to sobie otwarcie – ów System przypisujący dziecko do konkretnego rejonu i konkretnego przedszkola – można obejść. Wystarczy odpowiednio wcześniej zameldować (za zgodą właściciela posesji) na pobyt tymczasowy siebie i pociechę u krewnego, znajomego, a nawet znajomego znajomego, w rejonie przedszkola, do którego dziecko chcemy posłać. I już nasza pociecha spełnia jedno z głównych kryteriów kwalifikujących ją do naboru w tym przedszkolu. To oczywiście nie jest ani uczciwe, ani chwalebne. Ale to kliniczny przykład przepisu, który nie zabezpiecza w pełni intencji ustawodawcy. I który – bywa – jest obchodzony przez rodziców marzących o jak najlepszym przedszkolu dla swojego dziecka. Zatem przepis o rejonizacji wychowania przedszkolnego jest przepisem potencjalnie bezużytecznym. Cóż, ktoś wymyślił, komuś wydawało się, że będzie kontrolował wycinek rzeczywistości.
Powód drugi, dla którego pastwię się nad zasadami rekrutacji przedszkolnej w grodzie nad Motławą, związany jest z zadziwiającym sojuszem najnowszej technologii i pamiątek po dziele Gutenberga. No bo skoro zgłaszamy Systemowi dziecko przez internet, to po co jeszcze spacer do przedszkola z wydrukiem tego samego dokumentu w ręku? Po co komu papierowe potwierdzenie zgłoszenia dziecka, skoro System w internecie już raz owo zgłoszenie zaakceptował i przyjął? Czyżby System był bytem indywidualnym? Wydawać by się mogło, że System (aby w ogóle mówić o jakimkolwiek systemie) powinien składać się z co najmniej kilku lub więcej elementów. Na przykład z centralą mieszczącą się w odpowiednim wydziale magistratu i kilkudziesięcioma jednostkami podrzędnymi w postaci gdańskich placówek przedszkolnych. A to wszystko połączone Siecią. I wówczas byłoby tak: System przyjmuje zgłoszenie, akceptuje je i przesyła informacje do właściwego przedszkola. Tam już wiedzą, co z taką informacją zrobić. Że niewiele da się zrobić, bo trzeba czekać na ostateczną decyzję Systemu, to już inna sprawa.
A tymczasem mamy trochę nowoczesności i niby jesteśmy z niej dumni, ale jakbyśmy troszeczkę się jej bali i nie do końca chcieli technologii zaufać. Coś tam napiszemy w internetowej ankiecie, ale i tak resztę musimy załatwić metodami tradycyjnymi. Ot, Polska w pełnej krasie – już siedzimy w wagonach Pendolino, ale tory jeszcze jak za czasów PaFaWag.