Praca nurka-minera jest na tyle niebezpieczna, na ile w tę pracę wdaje się rutyna – mówią marynarze z 13. Dywizjonu Trałowców.
Jest rok 2005. Na pokład rybackiego kutra wciągana jest sieć wypełniona rybami. Ale oprócz ryb w sieci jest coś jeszcze – bomba, której eksplozja zabija trzech rybaków. Od tego wydarzenia teorie mówiące, że uśpione ładunki wybuchowe nie są niebezpieczne, przestały mieć rację bytu. Społeczność międzynarodowa uświadomiła sobie, że stanowią one realne zagrożenie dla rybołówstwa, żeglugi. Morze to przecież największy szlak handlowy. Śmiercionośna broń zalega dna naszych mórz od I i II wojny światowej. W tym czasie w morzach znalazło się około 200 tys. min, bomb głębinowych, torped. Zostały stworzone przez człowieka, aby wybuchnąć. Dzisiaj te obiekty trzeba znaleźć, zidentyfikować i zneutralizować. To właśnie zadania, jakie stoją przed 13. Dywizjonem Trałowców.
W stałym pogotowiu
Kiedy przychodzi informacja o niebezpiecznym obiekcie, jest ona weryfikowana przez nurków-minerów. Schodzą pod wodę. Jeżeli trafiają na niewybuch, próbują zneutralizować go na miejscu. Nie zawsze jest to możliwe. – Wiele zależy od tego, na jakim terenie się to dzieje – mówi kpt. Piotr Wojtas. – Jeżeli jest to Zatoka Pucka, najczęściej takie ładunki są podnoszone i transportowane przez okręty na środek Zatoki Gdańskiej, na jeden z poligonów. Eksplozja w wodzie powoduje powstanie ogromnej fali uderzeniowej. Stanowi ona realne zagrożenie dla ludzi, którzy mogą być zanurzeni w wodzie – dodaje kapitan. Grupa nurków zajmuje się również neutralizacją obiektów niebezpiecznych na jeziorach, w rzekach i ich ujściach w całej Polsce. W jeziorach wprawdzie min nie ma, ale mogą się tam znajdować bomby lotnicze, pociski, słowem: wszelkiego rodzaju niewybuchy. Ostatnio gdyńscy nurkowie byli w porcie w Ustce, gdzie zajmowali się unieszkodliwieniem niewybuchu z okresu II wojny światowej.
Procedury leczą ze stresu
– Gdy saper przestaje się bać niewybuchu, powinien zmienić pracę – mówi żołnierz z 43. batalionu wchodzącego w skład III flotylli. Jednak, jak twierdzą żołnierze, stres, który towarzyszy tej pracy, jest bardziej mobilizujący niż paraliżujący. Są profesjonalistami. Przygotowywano ich do tych zadań przez wiele lat. Wiedzą dokładnie, co robią. Wiedzą, jak mają to robić. Pamiętają, że warunki bezpieczeństwa muszą być na pierwszym miejscu. – Na co dzień są oni zabezpieczeni dobrze. Mają sprzęt, który pozwala im na wykonanie prac na odległość – relacjonuje kpt. Piotr Wojtas. – W akwenach morskich robią to jednak ręcznie. Działają w parach. Z 13. dywizjonu w ciągu całej jego historii nikt nie zginął przy rozminowywaniu – dodaje. Mówi także, iż kandydaci do tej wyjątkowej służby przechodzą szczegółową selekcję. Doświadczenie zdobywają powoli. – Nie jest tak, że pierwszego dnia człowiek schodzi pod wodę i dostaje zadanie unieszkodliwienia ładunku – podkreśla Jednostki 13. dywizjonu uczestniczą też w stałym zespole obrony przeciwminowej NATO, operującym na Morzu Północnym. Obecnie w jego działaniach bierze udział ORP Czajka. Swoje święto 13. Dywizjon Trałowców obchodził 5 kwietnia. W 67. rocznicę jego powstania w Porcie Wojennym na Oksywiu można było obejrzeć pokaz sprzętu i uzbrojenia niszczyciela min ORP „Mewa” oraz Grupy Nurków Minerów, zobaczyć, jak na morzu gasi się pożary i udziela pierwszej pomocy. Na koniec przybyłych gości marynarze uraczyli grochówką z kuchni polowej.