Nie żebym takiego zaproszenia oczekiwał, ale gdybym tam był, może wiedziałbym, jak naprawdę przebiegał „incydent” z udziałem posła Roberta Biedronia i poseł Anny Grodzkiej. Incydent oczywiście sprowokowany przez młodych, zamaskowanych, agresywnych – najpewniej kibiców Arki Gdynia.
Z tego, co czytam na portalach internetowych, było tak: „(…) Rzucając petardy próbowali zakłócić konferencję. Krzyczeli m.in.: 'Raz sierpem, raz młotem w czerwoną hołotę!' oraz 'Kto nie skacze, ten z pedałem!'. Na widok tych osób Anna Grodzka nie zdecydowała się wejść do budynku, w którym odbywa się forum. Na miejsce została wezwana policja”. Pewnie było nieco inaczej, ale zakładam, że publikatory tym razem piszą mniej więcej prawdę.
Oburzeni publicyści zauważają, że to kolejny taki przypadek po atakach na Magdalenę Środę i Adama Michnika. Dodam jeszcze odwołaną niedawno debatę na Uniwersytecie Gdańskim, która miała dotyczyć związków partnerskich. Jednym z prelegentów miał być poseł Biedroń. On się biedny nacierpiał od prawicy…
Prywatnie jestem zwolennikiem rozmów i debat. Nigdy w życiu nikomu nie dałem w gębę, nikomu nie skopałem tyłka. Nie obrażam nikogo, nazywając go pedałem czy lesbą. Uważam, że o ile w przypadku niedoszłej debaty na UG argumenty jej przeciwników, czyli Młodzieży Wszechpolskiej, były słuszne (organizatorzy zaprosili do rozmów tylko osoby popierające zwolenników tzw. związków partnerskich, więc jaka to debata), o tyle wykrzykiwanie głupot pod salą, gdzie odbywa się to czy inne spotkanie, ten czy inny wykład, czasami przynosi efekt odwrotny od zamierzonego.
Moim zdaniem owi oburzeni obrońcy rzeczywistych wartości – i nie jest ważne, czy byli to kibice piłkarscy Arki Gdynia, czy miłośnicy szachów symultanicznych – idąc pod siedzibę Cechu Rzemiosł i Przedsiębiorczości w Gdyni bardziej chcieli dokopać Biedroniowi i Grodzkiej, niż występować w obronie owych wartości. I nikt absolutnie mnie nie przekona, że było inaczej. Bo nie tak broni się wartości i świętości.
Nie interesuje mnie też, czy zwolennicy lewicy, aborcji, eutanazji, związków partnerskich itp. itd. mają swoje bojówki i czy bywają bardziej czy może mniej agresywni od domniemanych kibiców Arki (klub piłkarski odciął się od uczestników incydentu) i innych zamaskowanych performerów. Ważne, że moimi reprezentantami usiłują być ludzie, którzy nie mówią moim językiem. Dziękuję, nie skorzystam.
Parlamentarzyści Biedroń i Grodzka nie są postaciami z mojej bajki i również nie mówią moim językiem. Uważam wręcz, że w swojej pogardzie i zapalczywości wobec „konserwatywnych wsteczniaków” (takich jak ja) bliżej im raczej do tych, co po przeciwnej stronie drwią z nich samych jawnie i wulgarnie. Ale to nie znaczy, że ja mam równać do tego poziomu.
Ja robię swoje, realizuję swoje powinności na ile umiem, w życiu codziennym. I byłoby dobrze, gdyby każdy czynił podobnie. Jeśli zaś ktoś tańczy jak mu zagra przeciwna orkiestra, niczego nie zyska. Może za to wszystko stracić, staje się bowiem łatwym celem ataku, drwin i „świętego oburzenia” autorów tekstów na portalach internetowych i polityków zapraszanych do rozmaitych telewizji.
Zatem, nawiązując do przytoczonego wyżej hasła – ja z wami panowie nie skaczę. I co?