Pewien znany gdański pięściarz, a zarazem równie znany celebryta, swoją wypowiedzią wpisał się w nurt poprawności politycznej. W sprawie adopcji stawia nam prosty wybór: albo rodziny patologiczne albo geje.
- Jeśli miałbym wybrać adopcję przez parę homoseksualną lub wychowanie dziecka w rodzinie patologicznej - wybieram adopcję przez parę homoseksualną - wyznał ostatnio Dariusz Michalczewski dla „Polska the Times”.
Co zrobić, aby stać się autorytetem? Wystarczy być trochę znanym i umieć dobrze znaleźć się w sytuacji. W kwestii bycia autorytetem można zauważyć swoisty pluralizm. Można być aktorem, muzykiem, filmowcem, lekarzem czy przedstawicielem środowisk naukowych. Myliłby się jednak ten, kto sądziłby, że naznaczona powagą autorytetu wypowiedź ma się jakkolwiek wiązać z posiadaną wiedzą, praktyką czy doświadczeniem. Autorytet to autorytet. Zna się na wszystkim. A jego znajomość tematu jest tym bardziej przekonująca, im bardziej wpisuje się w nurt zapotrzebowania liberalnych mediów.
Trochę przykro, że przychodzi mi w tym kontekście komentować słowa człowieka, którego szczerze podziwiam. Nie tylko jako sportowca. Dariusz Michalczewski słynie bowiem z tego, że chętnie bierze udział w charytatywnych przedsięwzięciach. Na łamach ostatniego numeru Gościa Gdańskiego pisaliśmy nawet o tym, że włączył się w imprezę mającą na celu wsparcie Pomorskiego Hospicjum dla Dzieci. I chwała mu za to.
Jednakże jego wypowiedź dotycząca adopcji dzieci przez pary homoseksualne to głębokie nieporozumienie. Już samo postawienie alternatywy ”patologiczna albo homoseksualna” wydaje się być rodem z kabaretu. I pewnie byłoby śmieszne, gdyby nie dotyczyło tak poważnych kwestii.
Rzeczą oczywistą jest to, że kształtowanie nowego człowieka wymaga nie tylko sprawnego podejścia pedagogicznego. Potrzeba przede wszystkim przykładu życia. Także mądrej i odpowiedzialnej postawy w kształtowaniu jego seksualności. A można tego dokonać tylko wówczas, gdy seksualność owa wypływa z miłości. Dodajmy rozumianej w zgodzie z naturą. Nawet gdyby odłączyć moralną ocenę wynikającą z prawa naturalnego, że o Bożym nie wspomnę, dotyczącą związków homoseksualnych, nie wydaje się możliwe, aby rozwój człowieka w takim związku nie pociągał za sobą swoistego ”kodowania”. Wyobraźmy sobie dziewczynkę wychowywaną przez dwóch ”tatusiów”. A jeszcze lepiej chłopca… Czy może on w sposób prawidłowy odczytać piękno płci przeciwnej, czy raczej pociągnięty przykładem swoich opiekunów będzie powielał zaobserwowane w dzieciństwie wzorce? A przecież doświadczenia z dzieciństwa, zwłaszcza te dotykające najczulszych sfer życia, pozostawiają w człowieku niezwykle mocne piętno. Zdajemy się to rozumieć.
Drugą, równie oczywistą przeszkodą w powierzeniu wychowania dziecka parom homoseksualnym, jest niestabilność tych związków. I nie dotyczy to tylko polskich realiów. Według badań przeprowadzonych w Holandii, związki osób tej samej płci są o wiele mniej trwałe od związków heteroseksualnych. Niezwykle niska jest też średnia długość ich trwania. Nawet wówczas, gdy są to związki zdeklarowane i zaangażowane. (Sanfort, T. G., de Graaf, R., Bijl, R. V., Schnabel, P. (2001) Same-sex sexual Behavior and psychitric disorders: findings from the Netherlands Mantal Health Survey and Incidence Study. Arch Gen Psychiatry Jan;58(1):85-91.). O nietrwałości tych związków możemy przeczytać także w książce ”Homosexualities” autorstwa Bell i Weinberg (New York, 1978.). ”Badania nad mężczyznami o orientacji homoseksualnej wykazują, że ponad 75% homoseksualistów uprawiało seks z ponad 100 różnymi mężczyznami w ciągu życia: około 15% spośród nich miało 100-249 partnerów seksualnych, 17% - 250-499, 15% - 500-999, a 28% przyznało, że miało ponad 1000 partnerów seksualnych w ciągu życia”.
Ale rozumiem, że krótkotrwałość związków homoseksualnych zrekompensuje dzieciom wyższa kultura osób w nich uczestniczących. Wiadomo geje i lesbijki to z założenia ludzie lepsi, bardziej życzliwi, pełni dobroci. Nie to, co pozostała część społeczeństwa. Niestety. W związkach homoseksualnych też zdarza się przemoc. Według niektórych źródeł nawet dwa razy częściej niż w związkach heteroseksualnych.
Prosto i mądrze do tego rodzaju problemów odniósł się podczas ostatniego odpustu na Kalwarii Wejherowskiej bp Andrzej Dziuba z Łowicza. Mówił: ”Szanujmy kobiecość i męskość. To jest niezwykle ważny Boży dar. Bo płci nie można grać jako roli. Płeć jest faktem, mimo czasem przeżywanych osobistych dramatów”.
W kolejce do adopcji oczekuje wiele dobrych, zdrowych rodzin, chętnych aby z odrzuconymi dziećmi podzielić się swoją miłością. Gdyby wszystkie one miały szansę na przygarnięcie dzieci, problem tych niechcianych w Polsce praktycznie by nie istniał. Poddawanie pod dyskusję adopcji dzieci przez pary homoseksualne jest więc tematem ściśle ideologicznym, będącym konsekwencją odłączenia sfery seksualnej od kryteriów moralnych. Można więc powiedzieć, przy całym szacunku dla osób homoseksualnych, że zabieranie dzieci z tzw. rodzin patologicznych i oddawanie ich w ręce par homoseksualnych przypomina po prostu leczenie dżumy cholerą.