Budżet obywatelski dla Gdańska

Wszystko wskazuje na to, że już niebawem mieszkańcy Gdańska będą mogli samodzielnie decydować, na co zostanie wydana część miejskiej kasy. Radni przygotowują projekt uchwały wprowadzającej w mieście budżet obywatelski.

O tym, co to takiego i dlaczego władze miasta zdecydowały się na jego wprowadzenie, rozmawiamy z politologiem dr. Marcinem Gerwinem z Sopockiej Inicjatywy Samorządowej.

Dariusz Olejniczak: Na początku wyjaśnijmy, co to jest budżet obywatelski...

Marcin Gerwin: Idea budżetu obywatelskiego jest prosta. Polega na tym, że mieszkańcy sami decydują, na co zostaną przeznaczone pieniądze z budżetu miasta. To do mieszkańców należy ostatnie zdanie, a nie do radnych czy prezydenta. Tę ideę można ubrać w różne formy, nie ma jednej procedury budżetu obywatelskiego i każde miasto może robić to po swojemu. To, co mamy w Polsce, różni się od tego, jak funkcjonuje budżet obywatelski w Brazylii - w Porto Alegre, Belo Horizonte czy w innych miastach.

Sopot był pierwszym miastem, w którym mieszkańcy bez pośredników – radnych, urzędników – mogli zadecydować, na co wydadzą część miejskich pieniędzy. Z jakim skutkiem?

W Sopocie mamy do czynienia raczej z konsultacjami budżetowymi niż z budżetem obywatelskim. Obecne procedury nie spełniają  kryteriów budżetu obywatelskiego z prawdziwego zdarzenia. Z drugiej jednak strony Rada Miasta zrobiła wielką rzecz, decydując się na wprowadzenie tego rozwiązania, gdyż było to przedsięwzięcie pionierskie w skali kraju. Nikt wcześniej tego nie robił. Nie znaczy to jednak, że aktualny sopocki sposób jest idealny czy nawet dobry.

Dlaczego?

Nie określono precyzyjnie kwoty, o wydaniu której mogą zadecydować mieszkańcy – przyjęte zostało, że są to „nie mniej niż 4 mln zł”, zamiast po prostu „4 mln zł”. Pozostawia to prezydentowi pewną swobodę w ustalaniu wyniku głosowania, gdyż jeżeli spodobają mu się projekty wybrane przez mieszkańców, może dać na nie więcej pieniędzy, a jeżeli mu się nie spodobają, wówczas ich nie przeznaczy. Z naszej perspektywy to nie powinno tak działać, decyzja o wyborze projektów powinna należeć do mieszkańców. Ponadto jakość spotkań z mieszkańcami pozostawia wiele do życzenia. Problemem jest to, że prowadzone są przez urzędników i radnych. Sprawia to wrażenie, że mieszkańcy spotykają się z „władzą” w roli petentów, a nie o to chodzi. Powinny to być spotkania, na których mieszkańcy rozmawiają o sprawach swojej społeczności.

Czy nie byłoby prościej gdyby zasady funkcjonowania budżetu obywatelskiego regulowała ustawa?

Oczywiście, że byłoby prościej. Dziś wykorzystujemy możliwość podejmowania przez radę miasta decyzji co do kształtu konsultacji społecznych i dlatego, od strony formalnej, budżet obywatelski to konsultacje społeczne. Z jedną, istotną różnicą – radni i prezydent miasta deklarują, ze uszanują wynik głosowania mieszkańców. Wynika to jednak z umowy społecznej, a nie z przepisów. Problem braku ustawy przejawia się w jakości budżetu obywatelskiego w poszczególnych miastach. Jest ona jeszcze dość słaba. Na przykład w Płocku to zespół, w skład którego wchodzili urzędnicy, dokonał wstępnej selekcji projektów. A to już nie ma nic wspólnego z budżetem obywatelskim, w którym chodzi przecież o to, aby decyzja o wyborze projektów należała do mieszkańców.

Jakie są najważniejsze zagrożenia dla jakości budżetu obywatelskiego?

Przede wszystkim jest to przypadkowość głosowania. Mam tu na myśli to, że projekty zgłoszone do budżetu obywatelskiego mogą być bardzo pobieżnie przygotowane, a mieszkańcy mogą nie mieć pełnej wiedzy odnośnie tego, na co głosują. W Sopocie mieliśmy w tym roku taki projekt-widmo, do którego podany został jedynie tytuł, a brakowało szczegółowego opisu. Realizacja takiego projektu może nie trafiać w oczekiwania mieszkańców. Oprócz tego, mam duże zastrzeżenia do sposobu prowadzenia kampanii promujących poszczególne projekty. Dziś nie ma tu żadnych ograniczeń, żadnych limitów finansowych, co oznacza nierówność szans. Jeśli za promocję projektu weźmie się dobrze zorganizowana grupa, na przykład klub sportowy, który będzie chciał wymienić trawę na swoim boisku, to może wydrukować dowolną liczbę ulotek i obejść setki mieszkań. Dzięki temu może być im łatwiej zmobilizować dużą liczbę głosujących niż bibliotece, która będzie chciała zrobić remont swojej filii. Nie oznacza to jednak, że dla ogółu mieszkańców remont biblioteki jest mniej ważny niż nowa trawa na boisku, lecz to, że sportowcy są lepiej zorganizowani. Budżet obywatelski nie powinien być jednak plebiscytem popularności, lecz przyczyniać się do zrównoważonego rozwoju miasta.

Ale Gdańsk ma już pewne doświadczenia z budżetem obywatelskim...

Tak, i to z dwóch dzielnic. Na wprowadzenie budżetu obywatelskiego zdecydowała się najpierw Rada Dzielnicy z Dolnego Wrzeszcza, a w tym roku dołączyło jeszcze Śródmieście. Pomimo skromnej kwoty – 60 tys. zł – wyszło to całkiem dobrze.

Zatem jak trzeba zorganizować budżet obywatelski w Gdańsku?

W dużym mieście, takim, jak Gdańsk, budżet obywatelski powinien obejmować zarówno projekty lokalne, w dzielnicach, jak i projekty o charakterze ogólnomiejskim. Na początek, w ramach pilotażu, można zacząć tylko od dzielnic i skorzystać z rozwiązań, które już przetestowano w Dolnym Wrzeszczu. Można na przykład wprowadzić podział na projekty małe (do 10 tys. zł) i duże (powyżej 10 tys. zł). Chodzi tu o to, aby małe projekty, jak ustawienie stojaków na rowery czy założenie ogrodu, nie przepadły w konkurencji z jednym, dużym projektem, który zgarnie od razu całą pulę pieniędzy. Ważne jest także, aby metoda głosowania pozwalała na precyzyjny wybór projektów. W Dolnym Wrzeszczu i w Śródmieściu sprawdziło się oceniane projektów w skali od 0 do 9, gdzie 0 oznacza, że projekt uważamy za niepotrzebny, a 9, że jest bardzo potrzebny. Równie dobrze można jednak zacząć od projektów ogólnomiejskich, o wyborze których decydować będzie losowo wybrana grupa mieszkańców – panel obywatelski.

To ideał.

Zorganizowanie panelu obywatelskiego wcale nie jest aż tak trudne. Wprawdzie w Polsce takich doświadczeń praktycznie nie ma, ale to nie znaczy, że tego nie da się zrobić. Panel obywatelski w Gdańsku powinien liczyć 50–100 osób, a jego skład powinien odzwierciedlać strukturę demograficzną miasta. Uczestników panelu dobiera się z uwzględnieniem kryteriów takich, jak: płeć, wiek, wykształcenie czy rejon zamieszkania.

Uda się uniknąć plebiscytu i kampanii wyborczej?

Przy panelu obywatelskim myślę, że tak. Na poziomie dzielnic może to być trudniejsze. Dobrym pomysłem, który sprawdził się w Dolnym Wrzeszczu, jest dodanie na karcie do głosowania streszczeń projektów. Mieszkańcy czytają je przed głosowaniem i dzięki temu mają lepsze rozeznanie odnośnie tego, czego projekty dotyczą niż gdy na karcie jest tylko nazwa projektu. Co do jakości budżetu obywatelskiego w Gdańsku, to jest on pod dużym znakiem zapytania. Poparcie go przez prezydenta Pawła Adamowicza było sporym zaskoczeniem. Ale najważniejsze, że sprawa idzie do przodu.

Gdański budżet obywatelski w wariancie minimum...

Na pewno nie może być to kilka milionów złotych. 4 mln zł mieliśmy w Sopocie, a Gdańsk jest przecież znacznie większy – są aż 34 dzielnice. Kluczowe jest także, kto będzie organizatorem całości. Kto przygotuje kampanię informacyjną i poprowadzi spotkania z mieszkańcami? Nie mogą to być urzędnicy. W Łodzi przeprowadzono konkurs dla organizacji pozarządowych, co jest dobrym rozwiązaniem. Gdyby nie udało się zdążyć z przeprowadzeniem konkursu, można przedstawić zapytanie ofertowe dla firm i organizacji pozarządowych. Nie oznacza to jednak, że urząd miasta nie miałby być zaangażowany w budżet obywatelski. Wsparcie ze strony urzędu jest bardzo ważne przy wycenianiu kosztów projektów oraz przy sprawdzaniu ich od strony formalnej. Przydałoby się w ogóle powołanie komisji ds. budżetu obywatelskiego, która zatwierdzałaby oficjalnie projekty do głosowania. Chodzi tu jednak wyłącznie o ocenę pod kątem formalnoprawnym, ocena merytoryczna jest po stronie mieszkańców.

Kiedy doczekamy się budżetu obywatelskiego w Gdańsku?

Z tego, co się orientuję, gdańscy radni chcą przeprowadzić go jeszcze tej jesieni. Czasu jest więc niewiele. Wkrótce dowiemy się, czy Gdańsk będzie miał budżet obywatelski z prawdziwego zdarzenia, czy tylko jego namiastkę.

« 1 »