29 marca o godzinie 20.30 na 60 minut wyłączone zostaną światła w 60 polskich miastach i niezliczonej liczbie miast na całym świecie. Wszystko w ramach akcji - nomen omen - "Godzina dla Ziemi".
W grupie dobrowolnie objętej zaciemnieniem znajdą się Gdańsk i Pruszcz Gdański. Gdynia też by chętnie dołączyła, ale jak twierdzi rzeczniczka prasowa prezydenta miasta, nie bardzo jest co wyłączać. Widać, obiektów reprezentacyjnych dobrze wyglądających w ciemnościach, w Gdyni jak na lekarstwo. Nie to co w Pruszczu! Tam zgasną światła w Parku Kulturowym Faktoria. Możliwe nawet, że ktoś to zauważy, choć Park od centrum miasta dzieli kilka kilometrów. Za to w Gdańsku zgasną najbardziej reprezentacyjne obiekty w najbardziej reprezentacyjnej i głównej części miasta. Iluminacje będą wygaszone na przykład na Ratuszu Głównomiejskim i Zielonej Bramie. A co! Niech narodowie wżdy postronni znają, że gdańszczanie nie ciołki i mają gdzie wyłączyć światło dla ratowania Ziemi. No i że świadomość ekologiczna w obywatelach miasta jest należyta.
Bo trzeba dodać, że cała ta heca z wygaszaniem świateł na budynkach publicznych oraz w domach i mieszkaniach prywatnych to akcja uświadamiająca zorganizowana przez ekologów z organizacji - a jakże! - ekologicznej WWF. Zacni ci ludzie wymyślili jakiś czas temu, że w ramach oszczędności i zielonej, samoodnawialnej edukacji, będą nakłaniać instytucje, władze i jednostki prywatne do tego, żeby raz do roku na godzinę światło w domach i urzędach oraz gdzie tylko się jeszcze da, wyłączyć.
Jaka to oszczędność energii, owo równoczesne wyłączenie i później włączenie żarówek - nie wiem. Czy ludzie dzięki temu stają się bardziej świadomymi użytkownikami i konsumentami energii elektrycznej - też nie mam pojęcia. Wiem tylko, że ja przy świeczkach wieczorem 29 marca siedział nie będę. Nie dołożę swojej cegiełki do ratowania Ziemi - trudno. Czuję się usprawiedliwiony, bo tę cegiełkę dokładam codziennie na własną rękę, bez wsparcia ideologicznego ze strony WWF.
Jak to robię? Ano mam kilka prostych patentów - na przykład sprzątam kupy po swoim psie. Moja rodzina robi to jako jedyna w promieniu kilkuset metrów, a może i większym. Odchodów na trawnikach dzięki temu nie ubywa i już niebawem dzieci korzystające z wiosennego słońca (w końcu kiedyś wyjrzy zza chmur) biegając po okolicznych trawnikach i placach zabaw, ślizgać się będą na kupkach uroczych czworonożnych pupili - własnych i cudzych. Mimo to mam satysfakcję, że ja do tej zafajdanej rzeczywistości cegiełki nie dokładam. Oszczędzam też światło. To znaczy w mieszkaniu wyłączam je tam, gdzie świecić się w danej chwili nie musi. I tutaj przyznam, że wcale nie WWF skłoniło mnie do tak wzorowego zachowania, a mój osobisty dostawca energii elektrycznej - znany w okolicy i lubiany (bez wątpienia) duży koncern energetyczny. A dokładnie cennik usług tegoż koncernu.
Zdarza mi się spacerować po mieście. Idę wtedy tylko wyznaczonym dla pieszych pasem chodnika. To nic, że wąski i czasem trudno minąć tych, co idą z naprzeciwka - nie wyłażę na płynącą tuż obok szeroką jak dwa chodniki ścieżkę rowerową. Wolę zaryzykować stłuczkę z innym pieszym niż narazić na dyskomfort jadącego ekologicznie rowerzystę.
A propos ruchu drogowego - staram się nie utrudniać życia sąsiadom. Jako że na moim osiedlu miejsc parkingowych jak na lekarstwo, to kiedy już uda mi się wcisnąć między samochody stłoczone na którymś z nielicznych i niezbyt obszernych parkingów, składam lusterka w moim aucie. Żeby inni wsiadający i parkujący lub odjeżdżający mogli przecisnąć się do swoich samochodów i mniej więcej swobodnie otworzyć drzwi bez troski, że mi lusterko urwą, albo lakier zarysują. Bo oni na pewno też się o to troszczą jak ja.
Cóż, ze wstydem przyznaję - korzystam z samochodu zamiast powszechnej i wygodnej komunikacji miejskiej, ale próbowałem to zmienić ostatnio w piątkowy wieczór. Chyba wybór pory nie był najszczęśliwszy, bo początek weekendu i młodzież akademicka kursowała tramwajami po mieście od jednego klubu do drugiego. Tłoczno było, głośno było, a i urokliwa woń pitego z puszek piwa unosiła się w tramwaju... Dość powiedzieć, że odechciało mi się komunikacji masowej na kolejnych kilka lat.
Ogólnie jednak nie odpuszczam i walczę o ratunek dla Ziemi. Nie tak może spektakularnie i pod ogólnoświatowym szyldem, za to za pomocą spraw drobnych i drobnych kroków. Do czego i Państwa zachęcam.