Stanisław Kociołek został prawomocnie uniewinniony w sprawie masakry robotników w Gdyni podczas Grudnia '70. Dwaj byli żołnierze zawodowi zostali w tej sprawie skazani na kary w zawieszeniu.
Orzekł tak 30 czerwca Sąd Apelacyjny w Warszawie. Sąd oddalił apelację od wyroku wydanego w tej sprawie w kwietniu 2013 r. przez Sąd Okręgowy, który uznał za "bezprawną i przestępczą" decyzję władz PRL o użyciu broni przeciw protestującym robotnikom sprzeciwiającym się drastycznym podwyżkom cen. SO niejednogłośnie uniewinnił Stanisława Kociołka od zarzutu "sprawstwa kierowniczego" zabójstwa robotników.
Przypomnijmy, że 80-letni dziś Stanisław Kociołek jako wicepremier, członek Biura Politycznego, jeden z najbardziej zaufanych ludzi Władysława Gomułki 16 grudnia 1970 roku w orędziu radiowo-telewizyjnym wezwał robotników, by poszli następnego dnia do pracy. Okazało się, że Stocznia im. Komuny Paryskiej w Gdyni została zablokowana, a na robotników czekały czołgi. Otwarto ogień. Zginęło 18 stoczniowców, było też wielu rannych. Zdaniem prokuratury Kociołek wiedział, że następnego dnia rano stocznia będzie zablokowana przez wojsko.
Dwaj inni oskarżeni o "sprawstwo kierownicze" zabójstwa - płk Mirosław W., były dowódca batalionu blokującego bramę Stoczni Gdańskiej oraz płk Bolesław F., były zastępca ds. politycznych dowódcy 32. Pułku Zmechanizowanego blokującego przystanek kolejki pod stocznią w Gdyni - zostali skazani na dwa lata w zawieszeniu.
Sam Kociołek oświadczył przed sądem w trakcie procesu, że dwaj oficerowie pozostali na ławie oskarżonych "wykonywali rozkazy, czyniąc wszystko co możliwe, by zapobiec dramatycznemu rozwojowi sytuacji". Odnosząc się do wniosku mec. Macieja Bednarkiewicza, że sąd ma zbadać, czy wydarzenia grudniowe były prowokacją mającą na celu zmianę na szczytach władzy, Kociołek powiedział, że odrzuca to kategorycznie "jako wywód bezpodstawny i bezsensowny".
- Według mnie Stanisław Kociołek swoimi wystąpieniami wprowadził ludzi w pułapkę. Jako wysokiej rangi dygnitarz partyjny i państwowy ponosi przynajmniej część odpowiedzialności za podejmowane wówczas decyzje. Natomiast zupełnie niezrozumiałe jest to, że skazani oficerowie Ludowego Wojska Polskiego, którzy dowodzili oddziałami pacyfikującymi stoczniowców, otrzymali wyrok nie za zabójstwo czy usiłowanie zabójstwa, tylko za pobicie z użyciem niebezpiecznego narzędzia - komentuje Piotr Brzeziński, historyk z gdańskiego IPN, współautor książki "Zbrodnia bez kary. Grudzień 1970 w Gdyni". - Myślę, że rodziny ofiar Grudnia'70 po wysłuchaniu wyroku, muszą czuć ogromny zawód - dodaje.